W tym roku nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny otrzymali: Richard Axel i Linda B. Buck, za badania nad mechanizmami kierującymi zmysłem węchu. I bardzo dobrze. Wreszcie szacowny sztokholmski komitet przyznał nagrodę za coś, co z grubsza jest dla wszystkich zrozumiałe, i czego na co dzień sami doświadczamy.
Rys. Marek Rojek |
Już widzę te grymasy niezadowolenia na twarzach nikotynowych abstynentów. Co? Z tak przykrego i godnego potępienia nałogu czynić zaletę? A tak, tak! Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak męczący i wymagający wyrzeczeń jest to nałóg. Docenił to Théodore de Banville - parnasista podziwiany przez samego Baudelair'a: "Palacz papierosów musi mieć w każdej chwili wolne ręce i usta. Dlatego nie może być ani kimś ambitnym, ani robotnikiem czy - z bardzo nielicznymi wyjątkami - poetą lub artystą. Nie wolno mu oddawać się żadnym zajęciom, nawet niezwykłej rozkoszy całowania kobiety"*. Proszę, proszę... czy ja nie wziąłem na siebie zbyt dużej odpowiedzialności? Nobel - owszem, ale nie dajmy się zwariować z tymi wyrzeczeniami. Zresztą, nos w Sztokholmie jest już zgraną kartą. Może więc rozwinę swoje talenta na niwie językoznawczej? Co tu ukrywać - przy takim języku, nos jest dość prymitywnym organem, a na dodatek każdy pies jest większym od nas autorytetem w tej materii. Ale język... Wprawdzie jest tylko pięć podstawowych smaków, ale te 9 tysięcy kubków smakowych i tak ma co robić, by wyłapać te wszystkie niuanse, odcienie, subtelności. Na dodatek język jest zatrudniony jeszcze na dodatkowym etacie, jako lektor wspomagający przekazywanie naszych nie zawsze mądrych myśli.
Z pewnością już Państwo zauważyliście, że z właściwą laikowi arogancją poruszam się po tym obcym mi terenie, jakim jest organizm człowieka. W zasadzie to poza jedną lekcją anatomii, jaką odebrałem u dr. Tulpa, nie dysponuję na ten temat żadną wiedzą. Ale zapewniam, to nie jest konieczne. Cóż bowiem nawet najlepszy anatom może powiedzieć o "syndromie ucha van Gogh`a"? Zapytajcie o van Gogh`a kogo tylko chcecie: krewnych, znajomych, rodzinę - 8 na 10 indagowanych osób odpowie pytaniem: "Chodzi o tego, co sobie obciął ucho?" No, zakładam, że jeszcze dwie osoby kojarzą nazwisko ze "Słonecznikami" - ulubionym motywem producentów kalendarzy ściennych.
Kiedy zabierałem się za pisanie tego felietonu, doszła do mnie smutna wiadomość o śmierci Zygmunta Kałużyńskiego. Dziwnym trafem, to On właśnie miał być bohaterem tego fragmentu. Kałużyński, bowiem to niemal klasyczny przykład ofiary "syndromu ucha van Gogh`a". Autor 30 książek, kilkudziesięciu programów TV, tysięcy recenzji filmowych, kojarzony jest z jednym prowokacyjnym artykułem, opublikowanym bodaj 6 lat temu w "Polityce" na temat zgubnego wpływu higieny. I nawet teraz, już po Jego śmierci, tak niedouczeni durnie, jak i osoby godne najwyższego szacunku, przebąkują o tym, że "Zygmunt z higieną był na bakier". Odwiedzając chorego Kałużyńskiego Bohdan Gadomski z tygodnika "Angora" już od drzwi taktownie zauważa: "Krążą o panu różne anegdoty i legendy, wśród których jest i ta, że nie sprząta pan w swoim mieszkaniu, a kłęby kurzu zbierają się po latach [...]. Przyjechałem, aby naocznie sprawdzić, czy tak jest rzeczywiście..." (Angora 29.06.2003).
W rozmowie z Dariuszem Zaborkiem ("Gazeta Wyborcza" - "Duży Format" 11.11.2003) na pytanie reportera: "Jak Pan sądzi, co po Panu zostanie?" Kałużyński odpowiada: "Jeżeli będzie mnie ktoś wspominał "On pisał o filmach", to mi wystarczy". Daj Boże.
Pamiętam jak przed rokiem z przerażeniem przeczytałem w magazynie "Viva" wywiad ze Zdzisławem Beksińskim (tak, tak dla Beksińskiego kupię nawet "Vivę"). Nieszczęsny człowieku - krzyczałem - cóż ty najlepszego robisz? Po diabła wygadujesz takie rzeczy? "Ja w ogóle chyba nie lubię natury, od dzieciństwa las mnie deprymuje [...]. Wrzeszczą te cholerne ptaki, śmierdzą grzyby, igliwie, poszycie i reszta. Gdzie człowiek siądzie, zaraz jakieś paskudztwo na stu nogach spod liści wyłazi. Natura jest ohydna". Całe szczęście, że wywiad przeszedł bez echa. A już myślałem, że usłyszę "Beksiński?, Beksiński? Czy to nie ten, co mu ptaszki przeszkadzają?" Dużo nie brakowało a cały dorobek szlag by trafił. I jedno, co by Beksińskiemu pozostało, to obciąć sobie ucho.
* R. Klein, Papierosy są boskie, Warszawa 1998.