Wyboista, gruntowa droga wije się serpentynami,
Znajdujemy się w prowincji Syczuan, skąd do administracyjnego Tybetu jest jeszcze kilkaset kilometrów. Wszędzie jednak widać tybetańskie wioski oraz "nieokrzesanych" z wyglądu (w porównaniu z Chińczykami) tybetańskich wieśniaków. Po inwazji Chin w latach pięćdziesiątych XX w. część etnicznego Tybetu (w tym ta, w której się obecnie znajdowałem) została rozparcelowana i przyłączona do kilku chińskich prowincji.
Specjalność zakładu: jakburger
Dojeżdżamy w końcu do niewielkiej wioski Langmusi.
Tybetańskie święte flagi szepczą swe modlitwy podmuchami wiatru |
Strzeż się tych miejsc
Głównym tematem rozmów obcokrajowców w Langmusi
Sępy obsiadły wzgórze w oczekiwaniu na swój udział w podniebnym pochówku |
Pochówek
Następnego dnia o świcie podekscytowany wyruszam
Mnisi obcinają kończyny zmarłego ofiarowując je następnie ptakom |
W pewnym momencie okazuje się, że nie jestem tutaj sam.
Majestatyczne sępy są jednocześnie wysłannikami śmierci i życia |
Zwłoki mężczyzny mają zmasakrowaną twarz. Dwóch mnichów w białych rękawiczkach, fartuchach i z opaskami na twarzy nacina klatkę piersiową i brzuch, podczas gdy trzeci odgania zniecierpliwione sępy. Po dokonaniu nacięć odchodzą kilka metrów i pozostawiają ciało ptakom. Widzę, jak kłębowisko drapieżników po kilku minutach drąży w korpusie ciała wielką pustkę. Następnie mnisi obcinają dłonie i nacinają stopy za każdym razem odsuwając się i pozostawiając miejsce sępom.
Nad moją głową, bardzo nisko szybują ogromne drapieżniki. Rozpostarte skrzydła przelatujących ptaków wydają charakterystyczny, głośny dźwięk podobny do trzepoczącej na wietrze potężnej flagi. Część sępów tłoczy się na ziemi, przepychając się i czasami walcząc między sobą. Ptaki budzą grozę, ale są też niezwykle piękne: długie, białe szyje z charakterystycznym kołnierzem, potężne nogi i dzioby. Głowy niektórych sępów są krwiście czerwone.
Mnisi systematycznie ćwiartują ciało siekierami i nożami, które co jakiś czas ostrzą o pobliskie głazy. Odcięte kawałki ciała rzucają sępom albo nacinają jakiś fragment i po prostu odchodzą na kilka kroków zostawiając miejsce ptakom. Sępy widząc krew momentalnie rzucają się na szczątki i albo połykają je w całości albo rozszarpują na mniejsze kawałki. Większe kości, które pozostają nie zjedzone mnisi miażdżą siekierami i rzucają ptakom. Tak też dzieje się z głową, którą roztrzaskują dużymi kamieniami. Cały ten rytuał trwa około dwóch godzin, po którym to czasie z doczesnych szczątków zmarłego nie pozostaje nic.
Ekologiczna mądrość
Podniebny pochówek łączy w sobie pragmatyzm
Po zakończonej ceremonii, sępy unoszą zmarłego włączając go w krąg jedności życia |
Tybetańczycy wierzą w podstawową jedność wszechświata. Człowiek jest jego częścią, zatem - umierając, wraca ponownie do kręgu życia. Tutaj dzieje się to poprzez sępy, które unoszą zmarłego wysoko pod niebiosa, jednocześnie włączając go w obieg życia. Poza tym buddyzm uczy, że należy dawać siebie zarówno innym ludziom, jak i naturze. Wydaje się więc zrozumiałe, że po śmierci ofiarowuje się ciało ptakom. Mimo więc zdecydowanie negatywnej postawy Chińczyków wobec tego rytuału, którzy określają go jako barbarzyński i niecywilizowany oraz niezrozumienia i oburzenia, jakie rodzi się w umysłach niektórych turystów z zachodu ten rodzaj pochówku wyraża głęboko ekologiczną mądrość starożytnej kultury i religii tybetańskiej.
Nie wszyscy Tybetańczycy mogą sobie jednak pozwolić na taki pochówek. Ci mniej zamożni pozostawiani są na pożarcie nie tylko sępom, ale także psom. To prawdopodobnie ich szczątki znajdowały się poniżej wzgórza nieopodal flag modlitewnych. Jeszcze inni natomiast są ćwiartowani i wrzucani do rzek, gdzie zostają zjedzeni przez ryby.
Lamowie zaś, w tym Dalaj Lama chowani są w jeszcze inny sposób. Ich ciała naciera się wonnymi olejkami i spowija w całuny, a następnie umieszcza wewnątrz stup - wiekszych, bądź mniejszych dzwonowatych kapliczek. Stupy często pokrywane są złotem dla podkreślenia prestiżu, jakim cieszył się zmarły dalaj lama lub panczen lama.
Zwyczaj ofiarowania ciała zmarłych sępom przywędrował do Tybetu ze starożytnej Turcji i Persji. Już kilka tysięcy lat temu w Anatolii sępy pożerały zmarłych, a ich kości następnie gromadzono w domach. Wyznawcy Zoroastra natomiast umieszczali zmarłych w Wieżach Milczenia, do których zlatywały się sępy. Persowie migrując w VI w. do Indii zachowali ten zwyczaj, który następnie przywędrował do Tybetu i tam przetrwał do dzisiejszych czasów.
Siedząc na tym niewielkim płaskowyżu i patrząc na kołujące nade mną sępy, unoszące szczątki zmarłego gdzieś wysoko ponad ostre górskie szczyty, myślę o życiu, śmierci, o odwiecznej wędrówce, która jest nieustanną zmianą form. To, co przed chwilą widziałem jest jednym z najsilniejszych przeżyć w moim życiu i może właśnie dlatego pojawia się we mnie myśl, że gdyby i mnie przyszło umrzeć tutaj, w tym miejscu, to nie miałbym nic przeciwko temu, abym i ja poszybował w górę razem z tymi pięknymi ptakami...
RYSZARD KULIK
http://uranos.cti.us.edu.pl/~kulik/index.html
Autor jest adiunktem w Katedrze Psychologii Społecznej i Psychologii Kształcenia na Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach