Rok 2003 Galeria Uniwersytecka w Cieszynie zainaugurowała wystawą Krótkie opowiadania fotograficzne Witolda Jacykowa, od niedawna wicedyrektora Instytutu Sztuki cieszyńskiej Filii. Ekspozycja jest wynikiem dwóch pasji autora - fotografowania oraz obserwowania świata wody, kamieni, nadmorskich brzegów. Oprowadzając mnie po wystawie, autor zwierzył się nieco zaczepnie, że nie uważa swoich zdjęć za artystyczne, gdyż wynikają one z elementarnej potrzeby rejestracji świata - tak podstawowej jak oddychanie. Jest w tym jednak oczywista prowokacja, gdyż autor zaczynał swe artystyczne kroki jako malarz i pozostał wierny swym początkom, mimo że częściej dzisiaj używa aparatu fotograficznego niż pędzla i farb. Jego fotografie są często inspiracją do malarskich przekształceń, choć uzyskiwanych metodami fotograficznymi. Czarno-biały pozytyw tonowany jest przez nakładanie pędzlem chemicznych substancji. W rezultacie powstaje unikatowe zdjęcie, a negatyw jest tylko dalekim echem tego wszystkiego, co dzieje się z odbitką. Jacyków jest absolwentem cieszyńskiej Filii i jak z dumą podkreśla - uczniem Norberta Witka (zm. 2001), który zaszczepił mu otwartość na różne media i postawę raczej odkrywcy niż wynalazcy. Odkrywcy, a więc tego kto ponownie, poprzez swą artystyczną wrażliwość ukazuje nam rzeczy znane w nowym świetle; odkrywa to, co stoi przed naszymi oczami i czego przez pośpiech czy powierzchowność nie zauważamy.
Wystawa składała się z pięciu opowiadań -
|
cykli fotograficznych. Narracja pierwsza to opowieść o kutrze rybackim, w odautorskim komentarzu silnie antropomorfizowanym. Łódź ukazana jest jako wyruszająca w morze z sieciami i mewą na pokładzie, która przysiadła by pokolebać się w rytm rozkołysanych fal. Heroiczny aspekt morskiej wyprawy, nie pozbawiony elementów liryzmu, dopełniają melancholijne obrazy opuszczonych kutrów rybackich, ze zmarszczkami starej farby i kikutami żeber połamanej konstrukcji. Jednak dla autora nie liczy się w fotografii widzialna gołym okiem narracja, lecz raczej umiejętność uruchamiania wyobraźni. "Dobre jest takie zdjęcie, które pokazuje rzeczy, których nie widać" - powie mi autor. W przypadku łodzi - chodzi zarówno o niezwykłą sytuację przenoszenia w świat zawieszony między niebem a ziemią, jak i o metaforę przemijania, osadzenia na mieliźnie. Druga narracja, może najbardziej przewrotna, miała również ambicje ukazania tego, czego nie widać. Przedstawiała stary, jesienny, opuszczony basen, a słychać w niej jeszcze radosne pokrzykiwania dzieci i plusk wody. Skumulowanej energii jest tu tyle, że nie sposób pogrążyć się w melancholii, mimo że powiastka ta, podobnie jak poprzednia, jest o przemijaniu. Trzecia opowieść osnuta była wokół radosnych dziecięcych zabaw, skoków do wody, machania w wodzie nogami, robieniu piany i zastygania tuż nad jej powierzchnią. Jest w tym pragnienie zatrzymania na wieczność chwili uniesienia. Czwarta - też o uniesieniu i zachwycie, ale już innym, dojrzalszym, związanym z wiecznością - zachwycie pięknem przyrody. Skały nad Sołą w Żywcu są fantazyjne w kształcie, jedna przypomina wręcz drapieżnego mastodonta; bywają gładkie i omszałe, spękane i gładkie, rozświetlone przez słońce i osnute mgłą. Odwołanie się do tego, co nieprzemijające zapowiada cykl ostatni, metaforyzujący koniec. Oto płynące z wartkim nurtem liście brzozowe opuszczają nas jak stada wędrownych ptaków. Ich wędrówkę kończy wir, wciągający w głębinę. W ten sposób przebyliśmy z artystą drogę od narzucenia wodzie swojej woli, wykorzystania jej jako źródła pożywienia, do poddania się całkowicie jej okrutnemu planowi przemiany żywego w martwe.
Fotografia narracyjna zapowiada konieczność
|
uciekania się do słów i werbalnego rozpatrywania tego, co rozpościera się przed oczami. Zapowiada więc porządkowanie rozumem oraz napięcie między uczestniczeniem a odczytywaniem możliwych tekstów, narracji o świecie. Idee kroczą tu zawsze przed zmysłami, to, co trwałe przed tym, co jest w trakcie stawania się. Myślowe, pomyślane przeważa nad tym, co widzialne. Idea wody spaja różne zmysłowe doznania związane z wodą, które zostały utrwalone na kliszy. Idea namawia do rozumowego porządkowania doznań, do zmieniania jednostkowego doświadczenia w możliwość istnienia. A zatem narracją nadrzędną jest tu dyrektywa zamiany tego, co indywidualne w to, co uniwersalne; przemiana obrazu w pismo. Pismo jest dla artysty zarówno narzędziem mądrości, jak i nośnikiem porządku. Jest to zatem opowiadanie o niezbędności pisma w naszym życiu. Nie ma tu mojej wody - mówię do artysty i podziwiam, że potrafi utrzymać dystans. W "mojej wodzie" zanurzam się i rozmakam, nie jest pomyślaną ideą, wyobrażeniem. Napisz to - prosi artysta. Przywołuje swój ulubiony widok: obserwowanie uciekających torów i podkładów z ostatniego wagonu pociągu. To metafora fotografii: nieuchronne odchodzenie w przeszłość. Moja fotografia nie tylko nie odchodzi, ale istniejąc w ustawicznej teraźniejszości prześladuje mnie - myślę i cieszę się, że prawie nie fotografuję. Artysta tymczasem mówi, że fotografowanie daje mu radość. Notuję z niedowierzaniem.
Opowieści Jacykowa nie kreują sytuacji konfrontacyjnych, jak w hollywoodzkich scenariuszach. To, o czym opowiada nie zderza się z niczym niespodziewanie, dla wywołania efektu. Powiedzieć można, że źródłem tych opowieści jest wiara, że świat wyobraźni powstaje dzięki myśleniu poprzez podobieństwa, metafory, a nie poprzez kontrasty i przeciwstawienia. Witold Jacyków zatem przywołując swoje wodne opowieści przypomina, ze pismo służy do korespondencji, a nie - konfrontacji.