PRZESŁAWNY WYSŁANNIK CESARZA

Fotografie ze zbiorów autora Być może świat był trochę nieufny, gdy za czasów Wielkiego Przewodniczącego dowiadywał się o chińskich sukcesach w różnych dziedzinach życia. Nie byłem przy tym, ale w warszawskiej kawiarni Antoni Słonimski miał skomentować depeszę agencji, donoszącą, że chiński pływak przepłynął 100 m. w fantastycznym czasie, wynik ten przypisując studiowaniu dzieł Przewodniczącego. Nie podzielam zdziwienia, rzekł polski pisarz. Ten rekordzista był tak zajęty studiowaniem dzieł Przewodniczącego Mao, że miał mało czasu na przepłynięcie tych stu metrów...

W istocie jednak, prawdziwe a mało znane fakty z dziejów tego wielkiego narodu - zasługują na uwagę. Francuski autor Armand Catti uważa, że Chiny w XXV wieku p.n.e. wprowadziły do akcji broń pancerną. Były to wozy zaprzężone w cztery konie, obite grubą blachą miedzianą, załogę tworzyli łucznik, oszczepnik i woźnica. Relacje o kanałach rzecznych pochodzą z roku 2059 p.n.e., w roku 2085 p.n.e. podjęto wielkie roboty ziemne, mające zapobiec wylewom rzeki Błękitnej.

W II wieku p.n.e. Czeo Suan King w obszernym podręczniku przedstawia zasady trygonometrii. Wtedy też pojawia się papier, uzyskiwany ze strzępów jedwabiu - a jedwab Chiny znały już w XXV wieku p.n.e. Wynalazek druku rozciąga się na wiele stuleci, pierwsze czcionki z drzewa powstały w roku 1221. Chińczycy głoszą, że wynaleźli proch, ale stosowali go tylko do wyrobu ogni sztucznych. Anglicy skojarzyli importowany z Chin proch z armatą, bitwa pod Crécy, 1346.

Fakty te są mniej lub więcej znane. Ale kto słyszał o chińskich żeglarzach i dalekich rejsach ich potężnej floty?

W poetyckim uniesieniu pisał Ma Huan: "Przesławny wysłannik cesarza dostał boski rozkaz: płyń do kraju barbarzyńców! Jego wielki okręt unosił się na wzburzonych falach bezkresnego oceanu..."

W lipcu roku 1405 z ujścia rzeki Lo wypłynęła potężna flota. Na pokładach 317 okrętów ponad 27 tysięcy ludzi zdążało ku "Zachodniemu Oceanowi" Admirałem głównodowodzącym był Zheng He, noszący tytuł Wielkiego Eunucha San Bao. Czytelnik - być może - zaskoczony zostanie tą ułomnością dygnitarza, któremu powierzono tyle statków i tylu ludzi.

Fotografie ze zbiorów autora
Posąg K'ang Tieh, którego
lojalność wobec cesarza
Yung Lo z dynastii Ming
spowodowała uzyskanie dlań
wysokiego stanowiska na
dworze cesarskim i skłoniła
władcę do wybudowania świątyni
mającej upamiętniać jego wierność.
warsztatów.
Kilka słów wyjaśnienia. W cesarskich Chinach pozycja eunucha była wpływowa i zaszczytna. Strzegąc kobiet cesarza, miał z racji swego urzędu nieograniczony wstęp na dworskie komnaty, łatwy dostęp do samego monarchy. Był autorem, czy przynajmniej obserwatorem intryg, walki o władzę. Gdy w 1911 roku Chiny zostały republiką, rola eunuchów się skończyła. Bezrobotni strażnicy cesarskich nałożnic schronili się do leżącej na Zachód od Pekinu, a zbudowanej jeszcze przez cesarza z dynastii Ming - Yung Lo (1402-1424) świątyni. Miała ta budowla upamiętniać lojalność dzielnego wojownika K'ang Tieh. Gdy władca wyprawił się na łowy, rycerz ten miał czuwać nad jego pałacem. K'ang był dumny z okazanego mu zaufania. Zadręczał się jednak kolportowanymi przez innych, zawistnych dworzan - plotkami. Głosiły one, że K'ang wykorzystał nieobecność cesarza dla zakazanych kontaktów z jego haremem... Zrozpaczony rycerz sam się wykastrował...

Dworzanie nie zaniedbali wtajemniczenia władcy o erotycznych sukcesach K'anga. Wtedy ten dowiódł swej lojalności, co w tej sytuacji musiało przekonać cesarza. Nie tylko przepędził intrygantów, ale cesarskim dekretem mianował rycerza naczelnym eunuchem. Gdy zmarł, dedykował mu wspomnianą świątynię. Sinolog Hedda Morrison wspomina, że gdy w późnych latach trzydziestych oglądała ten obiekt, mieszkało tam jeszcze sporo żywych reliktów epoki, która przeminęła: "Byli to przyjaźni i gościnni staruszkowie, chętnie oprowadzali gości po swej świątyni..."

Gdy Chinami wstrząsały wewnętrzne spory, gdy chwiała się rządząca dynastia - słabły wpływy, jakie kraj ten miał w państwach swego rejonu, czy jeszcze dalszych. Nowa dynastia starała się o odbudowanie tych wpływów. Chiny były w stanie podejmować dalekie rejsy. Kompas znany tam był od XI wieku, południowe prowincje były ojczyzną dzielnych żeglarzy.

Warunki na europejskich statkach były nader prymitywne - by użyć łagodnego wyrażenia. Chińczycy wysyłali na morza statki, których opisy wprowadzają w zdumienie. Arabski podróżnik Ibn Battuta (urodzony Tanger 1304 - zmarły Fez 1377) zostawił nam relację ze swej podróży na chińskim statku z Kalkuty na wschód. Statek zabiera na pokład tysiąc ludzi, 800 marynarzy i 400 żołnierzy. W kabinach są umywalnie, drzwi zamyka się na klucz. "Tym samym bogaty podróżny może mieć ze sobą swe żony i niewolnice. [...] Na pokładzie jest cały ogród warzywny, nie brak ani jarzyn, ani smacznych ziół".

W tym czasie szkorbut, z braku świeżych warzyw i owoców, dziesiątkował załogi europejskich okrętów. Minęły wieki, nim Brytyjczycy wprowadzili kiszoną kapustę, czy cytrusy dla ratowania swych ludzi morza.

Chińska technika morska była tak zaawansowana, wyprawy coraz dalsze, iż można było mniemać, że gdzieś u wybrzeży Afryki dojdzie do czołowego zderzenia z Portugalczykami, w owym czasie przodującą potęgą morską Europy.

Flota Yong Le liczyła ponad 2700 okrętów wojennych, 400 uzbrojonych transportowców, 250 wielkich "okrętów - skarbców", z których każdy miał pół tysiąca ludzi załogi. Była to szczególna duma floty dynastii Ming; ich zadaniem było przywożenie z każdego rejsu nabywanych tam skarbów, tak kosztowności, jak minerałów, nieznanych w Chinach roślin i zwierząt. W pierwszej wyprawie Zheng He uczestniczyły 62 takie pływające skarbce.

Zachowane listy załóg świadczą, jak starannie i wszechstronnie dobierano ludzi, których w pierwszej wyprawie popłynęło 27800. Są tam administratorzy różnych szczebli, astrologowie, lekarze, felczerzy, tłumacze, księgowi, cieśle i mechanicy. Oczywiście marynarze różnych specjalizacji i stopni. Zheng He zabrał też ze sobą oddział kawalerii. Nawiasem mówiąc, znający biegle język arabski tłumacz, Chińczyk muzułmanin, zostawił nam fascynujący opis życia i obyczajów w dwudziestu krajach, których porty widziała wielka armada.

Zheng He też przyszedł na świat w rodzinie chińskich wyznawców islamu. Nagrobek jego ojca wspomina też i syna, informując, że "okazał wielkie uzdolnienia, służył Synowi Niebios, który nadał mu nazwisko Zhen i mianował nadzorcą urzędu eunuchów".

Późniejszy żeglarz urodził się w roku 1371 i liczył sobie 12 lat, gdy został uprowadzony przez wojska dynastii Ming, względnie sam dobrowolnie się do nich przyłączył. Prześledzenie burzliwych wydarzeń tej epoki wykracza zdecydowanie poza ramy mego szkicu.

Fotografie ze zbiorów autora
Wejście do świątyni nieopodal
Pekinu, gdzie schronili się
eunuchowie cesarscy, gdy
Chiny zostały republiką w 1911 roku
Cesarz Ming Yong Le postanowił przypomnieć zamorskim krajom potęgę Chin, dziś byśmy to nazwali demonstracją siły. Rozkazał wysłanie ekspedycji w rejon Oceanu Indyjskiego. Dowódca wyprawy musiał być nie tylko bezwzględnie lojalny i przedsiębiorczy, ale też - uznał cesarz - byłoby dobrze, gdyby ze względów religijnych był do zaakceptowania przez lokalnych władców wizytowanych krajów. Byli to przeważnie muzułmanie. Zhen He spełniał te warunki, już pierwsza wyprawa była sukcesem. Na dworze cesarskim w Pekinie zjawili się z hołdem wysłannicy i tych krajów, których więzy z Chinami słabły w minionych latach. Zheng He dowodził sześcioma wyprawami. Jak obrazowo pisze Margaret Bocquet, "przez 29 lat przebywał częściej na mostku swych okrętów, niż w ogródku swojego domostwa". Zmarł mając 63 lata, po powrocie z kolejnej wyprawy.

Od floty odłączały niekiedy pojedyncze statki, by zawinąć do mniej znanych portów. Zasięg wyprawy floty Ming był imponujący. Chińczycy zjawili się na Sumatrze, byli w Wietnamie, w Sri Lance, zawijali do Kalkuty i Adenu. W porcie Dżidda zostawiali pielgrzymów spieszących do Mekki.

Potężna flota była ważnym narzędziem w polityce. Zheng He podejmował się funkcji rozjemcy w sporach dynastycznych, na Sumatrze przywrócił do władzy usuniętego bezprawnie lokalnego władcę, jego żołnierze zwalczali piratów, tę plagę mórz owej epoki.

Jak wspominałem, statki - skarbce dostarczały do portów macierzystych wszystko, co mogło zaintrygować chińskich żeglarzy i uczonych towarzyszących flocie. Z piątej wyprawy przywieziono z Adenu żyrafę. Gdy prowadzono ją ulicami Nankinu - tłum szalał z radości. Dwór cesarski umocnił się w przekonaniu, że oto nadszedł Złoty Wiek dla Chin. Żyrafę utożsamiano bowiem z Qilin, mistycznym stworzeniem, które można było oglądać tylko w czasach pokoju i dobrobytu. Qilin - jak twierdzili uczeni - ma mieć tułów jelenia, ogon krowy i końskie kopyta. Czyli wypisz-wymaluj - żyrafa!

Handel zamorski Chin przeżywał wtedy okres burzliwego rozwoju. Jakbyśmy dziś powiedzieli - za flagą szli kupcy i rzemieślnicy. Następni władcy niejako odwrócili się od oceanów, nie interesowali się sprawami floty. Kapitanowie - zuchy zeszli z pokładów i nigdy na nie nie wrócili. Wykopaliska w nadmorskich miastach odkrywają jeszcze ślady stoczni, budujących sześćset lat temu owe drewniane giganty, zdolne popłynąć za siedem mórz. Ale pamięć o Zheng He przetrwała z dala od jego ojczyzny. Na północnym wybrzeżu Jawy wyspiarze otaczają czcią wszystko, co ma pochodzić z floty Zheng He, lub - tym bardziej - od niego samego. Wieść gminna głosi, że miseczki, jakie zostawić miał admirał - obdarzone są magiczną mocą. Mianowicie jadło przechowywane w nich nigdy się nie psuje, a trucizna - traci swą złowrogą siłę. W innych rejonach Jawy, w szóstym miesiącu chińskiego kalendarza, czyli w czerwcu lub lipcu - obchody upamiętniają lądowanie chińskiej floty. Uczestnicy wierzą, że ceremoniom przygląda się on sam: Zheng He, Żeglarz...

Autor (ur. 1920) jest reporterem. Przez wiele lat pracował w tygodniku "Świat", pisał również dla "Przekroju". Współpracował z Wydziałem Informacji Światowej Organizacji Zdrowia WHO w rejonie Południowego Pacyfiku.

Kontakt z autorem: ul. Odolańska 23, m. 9 02-562 Warszawa tel. (+22) 845-17-65