TRZY DNI Z ŻYCIA REDAKTORA

W dniach 6 – 9 września przedstawiciele „Gazety Uniwersyteckiej UŚ” brali udział w organizowanym rokrocznie spotkaniu redaktorów czasopism akademickich. tym razem, gospodarzem zjazdu były poznańskie redakcje: „Głosu Politechniki”, „Życia Uniwersyteckiego” i „Wieści Akademickich” Akademii Rolniczej.

Spotkaniu towarzyszyła część merytoryczna i towarzyska. zainteresowanych tą pierwszą odsyłam do tekstu Kasi Bytomskiej, tym zaś, którzy chcą poznać uroki poznania po zmierzchu, proponuję mój tekst.

I NASTAŁ DZIEŃ PIERWSZY...

Zamęt, który miał miejsce na poznańskim dworcu zaraz po wyjściu z pociągu, a który towarzyszył nam jeszcze przez pewien czas, na długo pozostanie w mojej pamięci.

Zaczęło się nienajlepiej, ponieważ wraz ze swoją torbą podróżną, torebką i kurtką utknęłam w wagonie kolejowym (nie potrafiłem się przecisnąć przez wąski korytarz!) Ale najgorsze miało dopiero nadejść!

Staliśmy we troje na peronie i nagle zaczęły pojawiać się znajome twarze. Znajome - ale nie dla mnie. Uściskom i całusom nie było końca. Wszyscy się witali, tylko nie ja. Stałam i uśmiechałam się do wszystkich, nawet do tych, którzy byli przypadkowymi przechodniami, a nie zaproszonymi na zjazd redaktorami. Tylko ja, niestety, nie mogłam tego wiedzieć, gdyż w spotkaniu Redaktorów Naczelnych Gazet Akademickich uczestniczyłam po raz pierwszy.

Po wstępnej wymianie uprzejmości, zadecydowano, że już najwyższy czas udać się do akademika, który na czas pobytu w Poznaniu, miał się stać naszym nowym domem.

Jak wynikało z planu, w który zaopatrzyli nas organizatorzy, należało zakupić bilety najpierw dwudziestominutowy, później ośmiominutowy, a może odwrotnie...?, wejść do tramwaju linii "5", przejechać osiem przystanków, wysiąść na Rondzie Rataje, a następnie przesiąść się na jakikolwiek inny tramwaj skręcający za rondem w lewo!?

Czysta poezja.

Grupa około dziesięciu intelektualistów, objuczona bagażami, postanowiła sprostać temu błahemu wyczynowi i ruszyła raźnym krokiem na przystanek. Trwający w ciągłym stresie wynikającym z liczenia przystanków i upływem czasu ważności biletów opuściliśmy pojazd nr 5, aby przesiąść się na ów tajemniczy tramwaj skręcający tuż za Rondem Rataje w lewo!

Oczywiście należało zostać w tymże tramwaju, a nie przesiadać się, ostatecznie z "piątki" do "piątki", ale...

Po intensywnie spędzonym dniu przyszedł w końcu czas na relaks. Nie jestem do końca pewna czy na relaks, gdyż tajemniczo brzmiąca informacja, PROSZĘ PAŃSTWA, ZA 10 MINUT ODJEŻDŻA AUTOBUS, KTÓRY ZABIERZE WAS NA BANKIET W CHMURACH, wywołała spore emocje. Organizatorzy milczeli, a goście zachodzili w głowę, co też kryje się pod owym "w chmurach".

Padło wiele propozycji: bankiet w samolocie, w balonie, na dachu budynku... i akurat to ostatnie niewiele minęło się a prawdą, albowiem wspaniały wieczór zorganizowała dla nas Akademia Ekonomiczna, która gościła nas na ostatnim piętrze jednego z uczelnianych budynków.

Z okien osiemnastego piętra roztaczał się cudowny widok na Poznań nocą, ale dech zapierały wyjątkowo smakowicie wyglądające potrawy.

Zaskoczyło mnie jedno, mianowicie niesłabnąca popularność świeżutkiego chleba ze smalcem i kiszonych ogórków, które trzeba było wyciągać gołymi rękoma z ogromnego garnca.

A było w czym wybierać, naprawdę. Wędliny, ryby, sałatki, koreczki, przystawki, galarety, ciasta i ciasteczka, torty i torciki..., a nawet pieczone prosię. Wzniesiono wiele toastów, oficjalnych i mniej oficjalnych, prowadzono ożywione dyskusje i toczono spory, ale chyba wszyscy bawili się znakomicie, a po skończonym bankiecie znaczna część środowiska akademickiego udała się na rekonesans poznańskiego Starego Rynku...

I STAŁ SIĘ WIECZÓR DNIA DRUGIEGO...

Jeżeli ktoś miał wyrzuty sumienia, z powodu zbyt obfitej kolacji serwowanej dnia poprzedniego przez Akademię Ekonomiczną, tego wieczora mógł się rozliczyć ze samym sobą, a przede wszystkim, ze zbędnymi kaloriami. Poznańska Malta należała do nas!

Malta - Ski jest wiodącym w Wielkopolsce centrum rekreacyjno-sportowym. Obiekty zlokalizowane nad brzegiem Jeziora Maltańskiego skupiają każdego dnia tysiące mieszkańców Poznania, a tego wieczora z tych licznych atrakcji mogli także skorzystać redaktorzy gazet akademickich.

Główną atrakcją stał się bez wątpienia Letni Tor Saneczkowy Audi o długości 540 m i różnicy poziomu 33 m. Zjazd specjalnym wózkiem w metalowej rynnie umożliwiał rozwinięcie prędkości do 50 km/h, ale z moich obserwacji wynikało, że nikomu się to chyba nie udało.

Koledzy i koleżanki o słabszych nerwach i łagodniejszym usposobieniu mogli oddać się innej przyjemności, np.: skorzystać z wypożyczalni sprzętu sportowego: łyżwo-rolki, rowery górskie, rowery rodzinne i podziwiać urokliwość tego wyjątkowego miejsca na swój sposób i we własnym tempie.

Finałową część maltańskiego szaleństwa stanowiła kolacja grillowa, podczas której można było uzupełnić ewentualne straty energii (szaszłyki, kiełbaski, sałatki, bułeczki, ogóreczki), a także niedobór płynów w organizmie (wielkopolskie chłodne piwo).

I PRZYSZŁA PORA NA DZIEŃ TRZECI...

Od samego początku było wiadomo, że trzeciego dnia, organizatorzy postanowią pochwalić się swoim miastem. Dlatego też, zaraz po obiedzie, ponieważ zwiedzanie poznańskiej Starówki zaplanowano na czas poobiedniej sjesty, spytano czy są chętni do zwiedzania studia filmowego. Potrzebowano ośmiu wspaniałych. Wśród odważnych śmiałków znalazł się m.in. redaktor "Gazety Uniwersyteckiej UŚ" i niżej podpisana.

Pierwszą nagrodą za odwagę był podwieczorek w biurze Rektora UAM prof. Stefana Jurgi i zwiedzanie budynku rektoratu, wraz z pomieszczeniami, które już niedługo staną się siedzibą redakcji "Życia Uniwersyteckiego".

Następnie pod dowództwem red. Ewy Staniewicz, specjalnym mini-busem zostaliśmy przewiezieni na Morasko, gdzie w jednym z najnowocześniejszych obiektów uniwersyteckich znajduje się studio telewizyjne.

Mieści się ono w murach Wydziału Fizyki UAM nowo otwartego budynku, gdzie dziekan tegoż wydziału, prof. dr hab. Andrzej Dobek zechciał użyczyć nam swojej gościnności i oprowadzał nas po supernowoczesnym kompleksie. Wyjątkowość tego miejsca trudno opisać, a już na pewno trudno porównać z jakimkolwiek znanym mi budynkiem UŚ. Wydział znajduje się na obrzeżach Poznania, ze wszystkich stron otaczają go lasy, sam zaś wyglądem swym przypomina zaciszny pensjonat, i aż trudno uwierzyć, że w jego wnętrzu rozwija się życie studenckie, znajdują się laboratoria, warsztaty, sale wykładowe i sale ćwiczeń.

Pożegnalny wieczór rozegrał się w wyjątkowej scenerii Puszczy Zielonki. Leśny Zakład Doświadczalny Murowana Goślina zorganizował dla redaktorów ognisko, przy którym można było delektować się smakiem specjalnie przyrządzonego dzika, żurku, bigosu, pieczonej kiełbaski i piwa.

Atmosfera była wspaniała, jednak około godz. 22:00 należało zrobić to, co i tak było nieuniknione, oficjalnie zakończyć VII Zjazd Redaktorów Gazet Akademickich. Nie szczędziliśmy słów uznania dla organizatorów poznańskiej imprezy. Było wzruszenie, radość, wdzięczność, podziękowania i smutek, który jest przecież nieodzownym elementem każdego pożegnania.

Noc była jeszcze wczesna, stąd wielu postanowiło kontynuować tak dobrze rozpoczęty wieczór...

Oczywiście mogę powiedzieć, że ze spotkania wywiozłam wiele nowych doświadczeń, niezapomnianych wrażeń i ciepłych wspomnień.

Poznałam wielu ciekawych ludzi z akademickiego świata, zawarłam wiele cennych znajomości.

Ale mogę tu powiedzieć, że jestem wdzięczna za zaproszenie i zapewnić, że impreza była wspaniała, a ja bawiłam się rewelacyjnie.

spotkanie redaktorów czasopism