WYKŁAD INAUGURACYJNY

"Czy ktoś ukradł tekst?"

Magnificencjo, Czcigodni Goście, Szanowni Zebrani!

Spytacie pewnie: jaką bajkę nam teraz opowie? - Proszę bardzo, już się bajka zaczyna: "Przed wielu laty żył sobie cesarz, który tak bardzo lubił nowe, wspaniałe szaty, że wszystkie pieniądze wydawał na stroje"[1].

Taki początek bajki mógłby się doskonale nadawać do rozważań z ekonomii politycznej, bo choć dawno pozbyliśmy się cesarzy, wciąż żywo nas obchodzi, na co wydaje się nasze pieniądze. Chciałbym jednak, mimo gorącej, przedwyborczej pory, zainteresować Państwa nie tyle budżetami naszych władców, ile pewną historią, której tytuł obiecuje przecież pewien dreszczyk emocji.

Szukam w owej historii odpowiedzi na pytanie: "Czy ktoś ukradł tekst?"

Ale czemu, wobec tego, powołuję się na znaną wszystkim baśń Andersena Nowe szaty cesarza? Odpowiedź zaraz się znajdzie. Czytajmy tedy naszą bajeczkę:

"Pewnego dnia przybyło tam dwu oszustów, podali się za tkaczy i powiedzieli, że potrafią tkać najpiękniejsze materie, jakie sobie tylko można wymarzyć" (s. 105).

Oto więc, na samym początku opowieści, napotykamy zaraz nasz motyw.

foto: W. ZiółkowskiJak to? - zapytacie, cóż mają wspólnego "tkacze" z "tekstem"? Oddalamy się, niestety, chyba bezpowrotnie, od łacińskich źródeł naszej edukacji, przeto nie pamiętamy na ogół tego, co było oczywiste dla naszych dziadków. Jeszcze w 1907 roku Lwowska Encyklopedya. Zbiór wiadomości z wszystkich gałęzi wiedzy, którą właśnie po dziadkach dziedziczę (i która, ku ich zgrozie cierpiała na sobie moje pierwsze "teksty"), pod hasłem "Tekst" podawała objaśnienie: "z łacińskiego, znaczy dosłownie tyle, co tkanina"[2], uznając wszystkie nowsze, i dziś aktualne, znaczenia tego wyrazu za "przenośne". Textus łacińskie pochodzi od czasownika texere, obok rozmaitych formacji, takich jak textilis, czy textura. Znaczenie tych wyrazów jest rzeczywiście ścisłe i wiąże się z czynnością tkania, jak i z jej wytworami. Podający się za "tkaczy" oszuści oferują więc cesarzowi nic innego, tylko: tkaninę, czyli tekst. Nie jest to przecież tekst konwencjonalny. Posłuchajmy dalej naszej bajki:

"...szaty uszyte z tej tkaniny miały cudowną własność: były niewidzialne dla każdego, kto nie nadawał się do swego urzędu albo też był zupełnie głupi" (s. 105).

Nawiasem mówiąc, mając takie szaty, nie popełnialibyśmy nigdy błędów w obsadzie stanowisk. Podobnie pomyślał cesarz i padł ofiarą oszustwa. Dalszy ciąg tej historii dobrze pamiętamy: wszyscy biorą udział w mistyfikacji, z obawy, że mogliby się okazać niegodni swoich stanowisk, albo głupi. W końcu demonstrując swe nowe szaty cesarz nagi paraduje ulicami stolicy i tylko niewinne dziecko woła:

"Patrzcie, przecież on jest nagi!" (s. 109)

Jednak nie na tym kończy się ta bajka, najwyraźniej zapraszająca do komentarzy politycznych, których staramy się tutaj za wszelką cenę unikać. Ojciec dziecka, przywołując Boga na świadka, wzywa do posłuchania głosu niewiniątka. Na koniec cały lud skanduje te słowa: "On jest nagi!" (s. 109).

"Cesarz zmieszał się, bo wydawało mu się, że jego poddani mają słuszność, ale pomyślał sobie: "Muszę wytrzymać do końca procesji". I wyprostował się jeszcze dumniej, a dworzanie szli za nim, niosąc tren, którego wcale nie było" (s. 109).

Mamy więc jakby dwa tłumy: ludu i dworzan, mamy zarazem jakby dwa teksty: z jednej strony owa odsłonięta - najpierw przez oszustów, potem przez dziecko - "nagość" oraz ów tren, "tren, którego wcale nie było". Im głośniej wykrzykuje lud swoją prawdę, tym "dumniej" prostuje się król, który postanawia sobie w duchu: "Muszę wytrzymać do końca procesji". Scena jak z Gombrowicza.

Zanim spróbujemy przetłumaczyć tę opowieść na dzieje "tekstu", które nas tutaj zajmują, należałoby sięgnąć do Freuda, który jednym zamaszystym gestem objaśnia całą tę historię:

"Oszustem jest marzenie senne, cesarzem sam śniący, moralizująca tendencja zdradza zaś mroczną wiedzę co do tego, że w utajonej treści sennej chodzi o niedozwolone życzenia - o życzenia złożone w ofierze wyparciu"[3].

foto: W. ZiółkowskiŻyczenia, które - dodajmy - zanim zostały wyparte w nieświadomość, spełnialiśmy w okresie dzieciństwa. Dlatego dziecko jest w tej historii dla Freuda niewinne o tyle, o ile jest bezwstydne w obnażaniu się przed innymi. Freud dodaje w przypisie: "Takie właśnie dziecko pojawia się również w baśni Andersena"[4]. Warto zwrócić uwagę, że w ujęciu Freuda oszust jednak tworzy jakiś tekst, jakąś tkaninę: właśnie tkaninę "marzenia sennego". Uważajmy dobrze! Oszust to zarazem owo "marzenie" w znaczeniu jakie mu nadaje Freud, kiedy mówi o "pracy marzenia sennego". W baśni Andersena oszuści rzeczywiście bardzo dużo pracują:

"pracowali przy pustych warsztatach, i to często do późnej nocy" (s. 106).

"Przez całą noc poprzedzającą procesję oszuści nie spali i szyli szaty" (s. 108).

Ale zarazem "oszustem jest marzenie senne" w tym znaczeniu, w jakim mówimy o owych szatach, "których nie było". Zwróćmy uwagę: szaty są motywem podsuniętym nam przez autora w tytule, jako główny dla tej baśni motyw, motyw tytułowy. Szaty są tutaj dokładnie w tym samym miejscu, co rzeczywiste przedmioty z innych tytułów: ziarnka grochu, igła do cerowania, latający kufer. Szaty są przedmiotem, a jako przedmiot należą do rodzaju "tkanin", czyli "tekstów".

Jeśli dobrze rozumiem Freuda, sformułowanie: "oszustem jest marzenie senne" znaczy tutaj ni mniej ni więcej, że "pracując", owo marzenie stwarza "szaty", których istota polega na tym właśnie, że szatami nie są, że spełniają we śnie (dzięki "pracy marzenia sennego") życzenie, utajone życzenie, obnażenia się, wyparte w nieświadomość, ocenzurowane.

"Zaiste - pisze Freud - nie trzeba wielkiej śmiałości, by założyć, że niezrozumiała treść senna dała pobudkę, by znaleźć przebranie (Einkleidung), pod którym bliska przypomnieniu sytuacja będzie zrozumiała"[5].

Mamy więc dwa przebrania: "nowe szaty cesarza" oraz "przebranie", jakie znajduje "treść senna".

Jacques Derrida powiada, że Freud nie dostrzegł tej szczególnej sytuacji, w jakiej znalazła się jego własna wypowiedź, która niejako owija się wokół siebie samej, która sama się w sobie odbija. Derrida eksplikuje dwuznaczne położenie "nagości" cesarza, która nie tyle kryje się, co odsłania pod "nowymi szatami", oraz "nagości" pracy marzenia sennego, która - odsłania się i zasłania w Freudowskiej interpretacji baśni Andersena (gdzie "cesarzem jest sam śniący").

"Jakaż jest tedy natura owej nagości, którą w ten sposób zakrywa? Jest nią natura nagości: sam sen o nagości i jego istotne odczucie, wstyd. Naturą bowiem nagości w ten sposób zasłoniętej / odsłoniętej, jest to, że owa nagość nie należy do natury i że jej prawda zawiera się we wstydzie"[6].

Tyle o nagości, a miało być o tekście! Wobec takiego zarzutu przychodzi nam w sukurs Derrida. Powiada on tak:

"Tym, co przez owo formalne, literackie, wtórne Einkleidung [przebranie] zostaje zasłonięte i odsłonięte, jest ów sen o zasłonięciu / odsłonięciu, jedność zasłony (zasłanianie / odsłanianie), przebieranki i obnażenia"[7].

Podkreślam: "jedność zasłony, przebieranki i obnażenia". Otóż ta jedność stanowi, jak mówi Derrida, pewną strukturę. Strukturę, której jedność polega na tym, że nie można z niej oderwać, odedrzeć, odpruć poszczególnych składników stanowiących tkaninę, jako że zostały w tę jedność wetkane. Czyli strukturę, z której nie da się wyodrębnić, wyosobnić po jednej stronie zasłony, po drugiej stronie nagości, po jednej stronie przebierania, po drugiej stronie rozbierania. Strukturę - powiada Derrida - niespruwalną [indémaillable], nie-do-sprucia.

Andersen opisał to precyzyjnie:

"Może jego cesarska mość raczy łaskawie zdjąć swoje suknie - powiedzieli oszuści - przymierzymy nowe szaty" (s. 108).

Widzimy ową jedność, ową strukturę, wystawioną niejako na scenie opowiadania "pokazaną - jak mówi Derrida podkreślając koniunkcję zawartą w słowie oraz - w formie nagości oraz niewidzialnych szat, tkaniny widzialnej dla jednych, niewidzialnej dla drugich, nagości zarazem niewidocznej i wystawionej na pokaz"[8].

W opowiadaniu Andersena widzimy więc na scenie ową strukturę, która zawiera się w tym opowiadaniu niby w "przebraniu", w "trenie, którego nie było", w "nowych szatach cesarza". Jeśli tytuł baśni podaje jej temat, wówczas mamy prawo pytać: o czym, albo: na jaki temat mówią Nowe szaty cesarza? Ale odpowiedź musi wówczas zabrzmieć jak tautologia. Derrida wnioskuje: "Ukrytym tematem Nowych szat cesarza jest temat ukryty"[9]. Co to znaczy?

Jeszcze raz zacytujmy Derridę: "Jeśli wziąć pod uwagę zrównanie, bardziej niż metaforyczne, pomiędzy zasłoną, tekstem i tkaniną, wtedy tekst Andersena ma za temat właśnie tekst"[10].

Dotarliśmy do miejsca naszych rozważań, w którym trzeba sobie parę rzeczy przypomnieć. Przede wszystkim w związku z pojęciem tekstu, które dla nauki naszego stulecia odgrywało rolę dostępnego bezpośrednio przedmiotu, który zarazem umożliwiającego pośredni przystęp do innego, ważniejszego przedmiotu.

Oto jak formułował tę relację słownik (1968), który definiował tekst jako: "Ciąg linearny elementów i struktur językowych [...] tworzący określoną strukturę relacyjną [...]. Przeciwieństwem tekstu jest system, jako układ tych samych elementów i struktur, ale przeciwstawiających się sobie w sposób wielokierunkowy na zasadzie opozycji jakościowych"[11].

Podobnie tę relację ujmował Roland Barthes w Elementach semiologii (1964), kiedy pisał, że w nauce o znakach chodzi o ludzkie wytwory znakowe postrzegane przezeń jako "tekst bez końca". Zadanie semiologii to: "odszyfrować w owym tekście bez końca jednostki znaczeniowe, czyli granice znaków, które go tworzą"[12].

W strukturalistycznej fazie refleksji nad "tekstem" sam ów "tekst" był więc strukturą przypominającą konstrukcję z klocków "Lego", strukturą o tyle, o ile właśnie nadawał się do rozłożenia na "czynniki pierwsze", strukturą zatem podatną na operacje "prucia". Konstruktywny charakter tych "destrukcyjnych" z pozoru operacji polegał na tym, że pozwalały budować, czy raczej "rekonstruować" system, rozmaicie wtedy definiowany, jako la langue, język, czy kod.

Stopniowo, wraz z postępem badań semiotycznych, zorientowano się, jak przedtem w fizyce, że operujemy na elementach wyodrębnionych wcześniej. Że, jednym słowem, ów "tekst bez końca" możemy ciąć na rozmaite sposoby.

Dlatego w słynnym słowniku semiotycznym Greimas'a i Courtés'a pojawiło się takie oto zastrzeżenie: "tekst oznacza wielkość ujmowaną przed analizą. A przecież wiadomo, że analiza zawsze presuponuje wybór pewnego poziomu istotności [pertinence] i stara się rozpoznawać wyłącznie relacje pewnego typu, wyłączając inne, również możliwe do wyznaczenia [...]. W rezultacie mamy więc jakąś nową definicję, według której tekst konstytuują wyłącznie elementy semiotyczne odpowiadające teoretycznemu projektowi opisu"[13]. Tyle więc tekstów, ile "teoretycznych projektów opisu"! Tyle tekstów, ile metajęzyków, w których te "projekty opisu" są formułowane.

Oto więc pierwszy epizod historii zniknięcia tekstu, którą tu opowiadamy, epizod paradoksalny, tekst bowiem znika ulegając pluralizacji, rozsypując się na wiele dowolnych tekstów.

Drugi etap tego procesu śledzimy od początku niniejszego wykładu, odczytując baśń Andersena, wraz z Freudem, a później w towarzystwie Derridy.

Doszliśmy w tej lekturze do momentu, kiedy na "scenie" tekstu baśni pojawiła się "struktura" tekstowa, tym się przecież różniąca od struktur, o jakich właśnie mówiliśmy, że okazała się strukturą nie-do-sprucia, strukturą działającą, ale zarazem nie dającą się zsemiotyzować, czyli rozsypać na jednostki (klocki "Lego").

W innym miejscu Derrida tak opisał działanie tej struktury: "powinna zacząć pracować nic nie mówiąc [...] wykonywać swoją robotę nie odznaczając się [...] W tym, czego nie można nawet nazwać "formą tekstu", tekstu bez treści [sans contenu], bez tezy, bez żadnego przedmiotu dającego się odciąć od jego operacji odcinania, w owym wykraczaniu [la démarche] Poza ..."[14]

Wyznacznikiem tekstu staje się zatem sama operacja odcinania, wyznaczania, a nie dający się odciąć, wyznaczyć przedmiot, czyli znak, którego działanie nie sięga tam, gdzie mamy do czynienia z tekstem. Takie nowe, zdefiniowanie tekstu, który pozostaje w sprzeczności do pojęcia znaku, uzasadnia stwierdzenie, że tekst nie jest, ale się pojawia. Inaczej mówiąc, wzorem "nowych szat cesarza", wzorem "pracy marzenia sennego" tekst nie jest wytworem, nie podlega wykalkulowaniu, ekonomii wymiany, nie jest zjawiskiem komunikacyjnym.

Pisał Roland Barthes, że mówiąc o tekście dawniejsza "krytyka literacka [...] kładła zgodnie nacisk na "tkaninę" skończoną (jako, że tekst był powłoką, pod którą należało doszukiwać się prawdy, realnego przekazu, słowem - sensu)", natomiast "obecna teoria tekstu odwraca się do tekstu-powłoki i pragnie dostrzec tkaninę w jej strukturze", co uzasadnia twierdzenie, że "tekst jest polem metodologicznym [...] w danym dziele tekst jest (lub nie jest) obecny"[15].

Nie przypadkiem Freud był naszym pierwszym przewodnikiem w lekturze tekstu. Przyznaje to Derrida i Barthes, Kristeva i Foucault, wszyscy promotorzy post-strukturalistycznego przełomu.

Tekst, ów wykradziony semiotyce tekst, który w naszej bajce tkają oszuści, wyrasta wprost z relacji między nieświadomym i świadomym, opisanej przez Freuda. Mówimy: tekst wyrasta z relacji między nieświadomym (Innym) i świadomym (mną, ego), ale moglibyśmy powiedzieć, że tekst jest tą relacją.I to w nim, w tekście, psychoanaliza, jak to formułuje Derrida, "odnajduje się"; "se trouve", zarazem odnajduje się i przebywa, zamieszkuje.

"Choć myślą, że ją odnajdują, to ona sama, przypuszczalnie, odnajduje się.

Gdy odnajduje się, przypuszczalnie, odnajduje się jako coś.

[...]

Gdzie więc? Gdzie odnajduje się teraz, zawsze, psychoanaliza?

To w czym się odnajduje, jeśli się odnajduje, nazwijmy tekstem"[16].

Tekst jest utopią rewolucyjnie wymierzoną w totalizm semiozy (zamiany wszystkiego na znaki, wszystkiego - więc i nas samych), totalizm, który ogarnął nasz świat. Jest poszukiwaniem "struktury", "śladu", sygnatury, indywidualności, wypatrującym innego tekstu.

Bo odpowiedzią na tekst może być tylko inny tekst (nie ma metajęzyka). "Niechaj komentarz jako taki - wołał Barthes - będzie tekstem"[17]; "teoria tekstu jest w sposób bezpośredni krytyczna wobec każdego metajęzyka, jest rewidowaniem wypowiedzi naukowej - i w ten sposób postuluje prawdziwe przeobrażenie nauki, jako że dotąd nauki humanistyczne nie kwestionowały własnego języka, traktując go jako proste narzędzie, bądź rzecz całkowicie przejrzystą"[18].

Już wiemy, jak się kończy ta bajka! Ona się wcale nie kończy! Tekst wyłania się i znika, w zależności od tego, jak silnie ulegamy, lub nie ulegamy, przymusom gotowych wzorców, przymusom kodów, kodeksów, kodyfikacji, koterii i kołtunerii, a także kolegiów i kolektywów.

Stoją tak naprzeciw siebie: lud, mający za sobą - po Freudzie dwuznaczną - niewinność dziecka, i dwór. Gdy jedni wołają, że "on jest nagi", on "wyprostował się jeszcze dumniej, a dworzanie szli za nim, niosąc tren, którego wcale nie było".

PRZYPISY:

  1. J. Ch. Andersen, Baśnie. Tłum. S. Beylin i S. Sawicki. Wybór i wstęp A. Milska. Warszawa 1976, s. 105. Stąd cytaty z odnotowaniem stron w nawiasie.
  2. Encyklopeya. Zbiór wiadomości z wszystkich gałęzi wiedzy. Wydanie Macierzy Polskiej. Lwów 1907. T. 2, s. 893.
  3. S. Freud, Objaśnianie marzeń sennych. Przeł. R. Reszke. Warszawa 1996, s. 217.
  4. Ibid.
  5. Ibid.
  6. J. Derrida, La carte postale de Socrate à Freud et audelà. Paris 1980, s. 446.
  7. Ibid.
  8. Ibid.
  9. Ibid.
  10. Ibid.
  11. Z. Gołąb, A. Heinz, K. Polański, Słownik terminologii językoznawczej. Warszawa 1968, s. 572.
  12. R. Barthes, Élements de sémiologie [w:] L'Aventure sémiologique. Paris 1985, s. 58.
  13. A. J. Greimas, J. Courtés, Dictionnaire raisonné de la théorie du langage. Paris 1979, s. 390.
  14. Derrida, La carte postale ..., s. 317.
  15. R. Barthes, Teoria tekstu (1973). Przeł. A. Milecki [w:] Współczesna teoria badań literackich za granicą. Antologia. Opr. H. Markiewicz. T. IV, cz. 2. Kraków 1992, s. 198-199.
  16. Derrida, La carte postale, s. 441.
  17. Ibid., s. 205. Spacja - R. B.
  18. Ibid., s. 193.

Autorzy: Krzysztof Kłosiński, foto: W. Ziółkowski