część pierwsza

Z PAMIĘTNIKA ERAZMUSKI

Uff... zajęłam swoje miejsce w samolocie, zapięłam pasy i na moment zamknęłam oczy. "Klamka zapadła" - pomyślałam. W ten sposób rozpoczęła się moja przygoda z programem Sokrates-Erazmus, który umożliwia studentom wyjazdy na stypendia do krajów Unii Europejskiej. Ze względu na kierunek studiów celem mojej wyprawy była Hiszpania. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że w tym roku zimą nie zmarznę... albo przynajmniej zmarznę mniej. W każdym razie nie tak, jak w Polsce. To było pierwsze skojarzenie, które przychodziło mi na myśl w związku z Hiszpanią. Ale zaraz potem uświadomiłam sobie, że w Hiszpanii, oprócz cieplejszego klimatu, będę też mogła doświadczyć życia w Unii Europejskiej, takiego, jakie nas - Polaków - czeka od maja 2004 roku.

Rozważając wszystko to, co być może spotka mnie na obczyźnie,

Autorka pamiętnika w bibliotece
Autorka pamiętnika w bibliotece
wylądowałam na hiszpańskiej ziemi. Pierwszym symptomem Europy była wspólna waluta Unii, czyli euro. Od razu zaczęło nurtować mnie pytanie, które niepokoi chyba większość Polaków: jak zmieniły się ceny po zamianie pesety na euro. Jak się później okazało (tak przynajmniej twierdzą Hiszpanie) wszystkie ceny nieznacznie się podniosły. Podobną opinię, o ile mnie pamięć nie myli, wyrazili Niemcy po przejściu z marki na euro, więc to - zdaje się - jest typowa przypadłość. Co mnie osobiście bardzo zdziwiło, to fakt, że Hiszpanie od przejścia na euro, to znaczy od stycznia 2002 roku, choć używają wspólnej waluty europejskiej, podają ceny także w pesetach (w co starszych sklepach ceny podane są TYLKO w pesetach, które sprzedawca przelicza ręcznie w momencie sprzedaży). Oprócz tego, suma na rachunku ze sklepu, pralni czy restauracji podana jest w euro, a nieco poniżej również w walucie hiszpańskiej (podobnie rzecz ma się z zapisem o wydawanej reszcie). No cóż, przyzwyczajenie drugą naturą człowieka...

Kolejnym świadectwem jednoczenia się Europy było dla mnie zatarcie się granic pomiędzy poszczególnymi państwami europejskimi, a w przypadku kraju Salvadora Dali i Pedro Almodovara - między Hiszpanią i Francją oraz Portugalią. Obcokrajowiec w Hiszpanii nie jest żadną egzotyką, a raczej elementem składowym hiszpańskiego krajobrazu. Kraje Unii dążą do zjednoczenia - zacierają się granice, kurczą odległości. Dla Francuza wycieczka do Hiszpanii nie jest poważną, zagraniczną wyprawą. Bardziej przypomina to podróż w inny, może nieco odleglejszy zakątek Francji. Poza tym, turysta i każda inna osoba mówiąca z obcym akcentem, przyjmowana jest w bardzo życzliwy sposób, tak jakby oczywistym było, że to osoba przyjezdna której we wszystkim należy pomóc. Być może to pozostałości po tradycji pielgrzymek z czasów Świętego Jakuba. Fakt jest jednak, że obcy akcent nie wzbudza zdziwienia... raczej chęć niesienia ewentualnej pomocy.

Hiszpania zaskakuje znakomitą organizacją we wszystkich dziedzinach życia, zaczynając od segregacji śmieci, poprzez transport publiczny, na służbie zdrowia kończąc. Biorąc pod uwagę hiszpański "temperament" i zamiłowanie do bałaganu, jest to prawdopodobnie również efekt konieczności dostosowania się do norm Unii Europejskiej. Nie jest to może coś, co przychodzi od razu, ale myśl, że polskie autobusy w niedalekiej przyszłości też będą takie czyste, ładne, punktualne i dobrze zorganizowane jest dość przyjemna. Jedynym mankamentem tego środka transportu jest cena: 0.70 € to dosyć sporo, jak za jednorazową przejażdżkę (zwłaszcza w przeliczeniu na złotówki). Ale trzeba przyznać, że oferowane usługi warte są swojej ceny.

Jednak mimo tego, że Hiszpania jest już częścią Unii Europejskiej, naród hiszpański nie zatracił typowego dla siebie charakteru. Hiszpanom nadal nigdzie się nie śpieszy, do wszystkiego podchodzą z typowym sobie spokojem, a mniej więcej między 14.00 a 17.00 cała Hiszpania zamiera, by delektować się popołudniową sjestą. Widać więc, iż mimo stuprocentowej przynależności do Europy (zarówno geograficznie, jak i pod względem politycznym) Hiszpania zachowała swoją odrębność i w całej swojej europejskości wciąż jest bardzo hiszpańska. Stąd wniosek, że przy odrobinie dobrej woli, Polakom również uda się zachować taki "margines bezpieczeństwa.

Autorka na co dzień studiuje na Wydziale Filologicznym UŚ język hiszpański, jest na trzecim roku, a w tej chwili (aż do lutego) przebywa w Hiszpanii na Uniwersytecie w León (Universidad de León). Kiedy nie ma jej w Hiszpanii - mieszka w Katowicach.

Autorzy: Katarzyna Niemiec, Foto: Ania Kielmas