Moja mama czarownica

27 października br. na Wydziale Filologicznym UŚ w Katowicach i w Ośrodku Dydaktycznym w Rybniku, odbyła się promocja książki Katarzyny T. Nowak - Moja mama czarownica. O pisarce i matce - Dorocie Terakowskiej z autorką tej niezwykłej biografii rozmawiały Aleksandra Stokłosa i Ksymena Zawada.

A. STOKŁOSA, K. ZAWADA: Dorota Terakowska była znana z tego, że zawsze chętnie spotykała się z czytelnikami. Spoglądając na listę miast, które już Pani odwiedziła, trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to pewnego rodzaju kontynuacja sposobu kontaktowania się z czytelnikami Doroty Terakowskiej. Jak to wygląda z Pani punktu widzenia? Czy faktycznie tak jest?

KATARZYNA T. NOWAK: Pewnie tak. Dziś nie wystarczy napisać książkę,

Katarzyna T. Nowak
trzeba ją promować. Jacek Dukaj powiedział kiedyś, że pisarz po napisaniu książki powinien się zastrzelić - wtedy promocja gwarantowana. Te wyjazdy to z jednej strony walka ze sobą - mama też tak miała. Człowiek sobie myśli: znów muszę wcześnie wstać, spakować się, jechać. Jednak zawsze wraca się bardzo rozpromienionym, ponieważ te spotkania są bardzo przyjemne. Kiedyś chciałam być piosenkarką rockową, bo myślałam, że jak wejdę na scenę to będą albo gwizdy, albo aplauz i będę wiedziała, jak jestem odbierana. Spotkania z czytelnikami, poprzez bezpośrednią rozmowę z ludźmi, dają mi właśnie taką możliwość dowiedzenia się, jak jestem odbierana. Dla autora jest to bardzo ważne i budujące.

Pani mama przyznała kiedyś: "Oceniam surowo jej teksty, ona czasem się złości. Czasem ją chwalę, wtedy się cieszy." Czy za tę książkę Mama - Dorota Terakowska pochwaliłaby Panią?

Nie wiem, choć zastanawiałam się nad tym. Podobałby się jej tytuł i śmiałaby się trochę. Myślę, że książka także by się jej spodobała.

W jednej ze swoich wypowiedzi Dorota Terakowska stwierdziała, że idzie Pani w jej ślady i nie zdziwi się, jeżeli kiedyś napisze Pani "kawałek" prozy. Proza już jest. Czy czuje się Pani, jakby szła w ślady mamy?

Nie idę tropami mamy, ponieważ ja jestem Kasią Nowak, a nie Dorotą Terakowską. Tak, chcę pisać, ale nie zamierzam naśladować mamy. Już jako dziecko, potem uczennica, dużo pisałam, a mama musiała coś o tym widzieć, skoro namawiała mnie do tego pisania. Była bardzo uczciwa w tych kwestiach. Więc pod względem spełniania planów na życie faktycznie idę w ślady mamy.

Zresztą podobnie jak mama zajmuje się Pani się dziennikarstwem...

Tak. U mamy miejsce dziennikarstwa zajęła literatura. Myślę, że ja będę się zajmowała i jednym i drugim.

W rozmowie z czytelnikami Dorota Terakowska wyznała, że nigdy nie napisze swojej biografii, bo jej życie nie wydaje jej się tego warte. A jednak jest warte. Co Panią skłoniło do napisania tej książki? Czy był to rodzaj wewnętrznej powinności? A może rodzaj terapii? Sposób na oswojenie się z odejściem matki?

Czułam wewnętrzny przymus napisania tej książki. Pomyślałam, że książka córki o matce będzie subiektywna, ale właściwie nie ma obiektywnych biografii. Miałam poczucie, że jestem jej tę książkę winna. To, co powiedziała o swoim życiu - to nieprawda, jej życie jest fascynujące dla każdego biografa. Czy był to rodzaj terapii? Tak, nie jest to żadne rozliczenie, jak często próbuje mi się wmówić, lecz właśnie pożegnanie z mamą.

Dorota Terakowska, jakiej nie znacie, "czarownica", "ta straszna Terakowska"... Czy ta książka ma faktycznie zerwać z wizerunkiem wzoru cnót, pisarki, kobiety idealnej? Czy jako córce łatwo było tak pisać o matce (nie idealizując), do tego matce - pisarce?

Moja mama nigdy nie chciała uchodzić za żaden wzór cnót,

Katarzyna T. Nowak
nie chciała być autorytetem, ani ideałem dla nikogo, no może dla Maćka Szumowskiego chciała być ideałem i była, ale w innym znaczeniu. Wzorem cnót nie była i dobrze o tym wiedziała. Uważała, że człowiek bez wad, jest podejrzany, papierowy, nieprawdziwy. Więc książka ta nie zrywa z tym wizerunkiem, bo mama sama z nim zrywała. Mama była człowiekiem, miała w sobie anielicę i diablicę, była osobą wieloznaczną. Idealizacji chciałam uniknąć odwołując się do wielu relacji tak, aby był to prawdziwy portret, a nie laurka. Laurki nigdy by sobie nie życzyła. To jest książka o miłości - jej i Maćka, mojej i mamy - bardzo trudnej, miłości do wszystkiego, co nas otacza, choć może to brzmieć banalnie, to tak było... bo jak nazwać osobę podnoszącą z drogi ślimaka, by uchronić go od rozdeptania? Jednocześnie była "straszna dla strasznych" i dobrze.

Co było dla Pani najtrudniejsze w pracy nad książką? Zbieranie materiału czy może zmaganie się z nim, zmaganie się ze wspomnieniami, emocjami?

Najtrudniejsze było zmaganie się ze wspomnieniami i emocjami. Podczas pisania, kiedy poznawałam trochę inną mamę, pojawiały się emocje zupełnie nowe i nieznane. Było to dla mnie trudne także dlatego, że nie jestem zbyt wylewna, a przecież część książki jest autobiograficzna i musiałam pisać o swoich relacjach z mamą.

Ważnym miejscem Krakowa była od zawsze "Piwnica pod Baranami". Niezwykły obraz Krakowa lat 50., 60., 70. krakowskiej bohemy, wypełnia wiele stron Pani książki... Jak Pani ocenia rolę Piwnicy pod Baranami w życiu Doroty Terakowskiej?

Jak powiedział Bronisław Chromy, znany rzeźbiarz, który wyrzeźbił pomnik piwniczan, wśród których pojawiła się także mama, "Piwnica pod Baranami wylansowała wiele osób, ale chyba nie Dorotę, ponieważ ona urodziła się do pisania". Natomiast Piwnica nauczyła mamę, że wolność nosi się w sobie, że szaleństwo należy praktykować, że jest to wręcz sposób na życie. Piwnica była dla niej bardzo ważna i bardzo wiele jej dała, jednak mama nie chciała być przez całe życie tylko piękną maskotką, piwniczną barmanką, chciała coś robić, dlatego się tam nie zatrzymała na zawsze.

W swojej książce pisze Pani, że mama była przesądna, wierzyła, że jeśli zbyt dobrze się powodzi, to trzeba będzie za to jakoś zapłacić. Czasem cena za dobry tekst, książkę, życiowe powodzenia była zbyt wysoka. Czy podziela Pani tę specyficzną wiarę mamy w los, przeznaczenie, którym kieruje zasada "coś za coś"?

Niestety tak, mam zaszczepione w sobie to "coś za coś". Za wszelką cenę próbuję to odepchnąć od siebie, ponieważ uważam, że jeśli w coś się wierzy, to się to sprawdza.

Dość szczególna jest także forma, w jaką ujęła Pani opowieść o mamie. Co wpłynęło na to, że sytuuje się ona między reportażem a biografią?

Mama była nietypowa, więc nie chciałam, by była to typowa biografia. Poza tym nie podobają mi się biografie, które zaczynają się od słów: "pradziadek urodził się...". Takie biografie są dla mnie nudne. Wspomnienia o mamie są częściowo przywołaniem słów osób, które ją znały, po części zaś są to moje wspomnienia. Uważałam, że trudno mi będzie pisać o czasach, kiedy nie było mnie nawet na świecie, dlatego postanowiłam oddać głos ludziom, którzy z nią żyli. To z ich wypowiedzi wyłania się jej portret z tamtych lat. Część autobiograficzna - "Nasz dom" - zapisana jest obrazami, bo tak się przecież pamięta, a nie data po dacie, dzień po dniu.

Z jakimi reakcjami czytelników na tę książkę się Pani spotkała?

Póki co - z bardzo dobrymi. Dostaję e-maile od czytelników, którzy piszą, że nie znali takiej Doroty. Jedna z czytelniczek stwierdziła, że zawsze chciała żyć tak, jak Dorota, tylko nie starczyło jej odwagi - bardzo mi się spodobały te słowa. Cieszę się, że książka jest tak odbierana, bo mama sobie na to zasłużyła.

Dziękujemy za rozmowę.

Foto: DSC01614.jpg PA270192.jpg
Ten artykuł pochodzi z wydania: