22 października zakończył się kolejny rajd, zorganizowany w ramach działalności Koła Młodych Klasyków. Jak tradycja każe, celem wyprawy było zdobycie któregoś z "tysięczników" w niedalekich Beskidach. Tym razem, wybór padł na Magurkę (909 m n.p.m.). Nie pierwszy to raz zresztą gościliśmy na tym szlaku. Jest to trasa dogodna, choć dla niewprawnych wędrowców dość wymagająca. Jednak każdy mógł iść własnym tempem, a przyjemność spaceru potęgowała doskonała aura, gwarantująca przepiękne, ujmujące, jesienne widoki.
Trochę historii
Koło Naukowe Młodych Klasyków działa od 1993 roku, czyli z jedynie rocznym opóźnieniem w stosunku do powstania Katedry Filologii Klasycznej w Uniwersytecie Śląskim. "Ojcami" tego przedsięwzięcia byli: ówczesny student I roku - Zbigniew Kadłubek (jednocześnie także pierwszy prezes) oraz prof. Józef Budzyński - pierwszy opiekun Koła. Co kilka lat, rzecz jasna, pojawiali się nowi kierownicy: Przemysław Marciniak, Henryka Mościcka, Katarzyna Lesiak, Patrycja Matusiak. Wszyscy oni, niegdyś studenci naszego kierunku, obecnie są już doktorantami lub pracownikami naszej Uczelni. Obecnie prezesem Koła jest studentka III roku Katarzyna Warcaba. Równolegle zmieniali się opiekunowie: po prof. Budzyńskim został prof. UŚ Tadeusz Aleksandrowicz, a do dziś funkcję tę pełni dr P. Marciniak. W dwunastym roku działalności nasze Koło może się pochwalić wieloma sukcesami:
Ważnym przedsięwzięciem Koła stał się także,
Młodzi klasycy na Łysej Przełęczy |
Plan wyprawy
Wyruszyliśmy z Katowic o 8:00 rano. Być może to był jeden z powodów, dla których nie było nas wielu, ale kto nie był niechaj żałuje, wszak warto było zerwać się z łóżka tak wcześnie. Było nas siedmioro, niczym siedmiu wspaniałych. Po około półtoragodzinnej podróży pociągiem dotarliśmy do linii startowej naszej trasy - Bielska Białej Mikuszowic. Stamtąd czerwonym szlakiem skierowaliśmy się na Magurkę, mijając po drodze Łysą Przełęcz. Jakież było nasze zdziwienie, gdy znalazłszy się tam zobaczyliśmy informację, jakoby do Magurki zostało jeszcze 1,15 h drogi. Muszę dodać, że u w punkcie startowym (czyli ponad godzinę wcześniej) drogowskaz obwieszczał 1,45 h! To oczywiście nie znaczyło, że z naszą kondycją jest aż tak tragicznie... po prostu trudno było się oprzeć pokusie i nie zatrzymać się za każdym razem, gdy naszym oczom ukazywały się piękne widoki.
Wchodząc coraz wyżej mieliśmy możliwość podziwiać panoramę Bielska-Białej, tym bardziej zachwycającą, że przywodzącą na myśl (za sprawą barw: bieli budynków, błękitu nieba i złota dotkniętej jesienią roślinności) odległe, śródziemnomorskie kraje z ich fantastyczną kolorystyką. Nawet wszechobecne kominy fabryczne nie były w stanie popsuć tego niezwykłego efektu wizualnego, co w naszym regionie zasługuje na tym dobitniejsze odnotowanie. Kiedy owy cud skrywał się za leśna gęstwiną, z drugiej strony, niczym zza kurtyn teatralnych, wyłaniały się kolejne - tym razem były to sąsiednie wzgórza widziane w pełnej okazałości.
W takim otoczeniu dotarliśmy na szczyt - Magurkę nazywaną przez Niemców "Josefsberg"(od źródła św. Józefa), a tym samym do schroniska o długiej historii, które przyjęło nas chętnie w gościnę. Budynek oddany został do użytku w roku 1903, odkąd pełnił swą rolę stale, z kilkoma przerwami (z powodu przebudowy, pożaru, wojny). Iluż wędrowców musiało się tam przewinąć przed nami... tego chyba nie podobna zliczyć, wszak długi staż i bogata gama atrakcji turystycznych (tor saneczkowy, świetne warunki narciarskie, a także... dla mniej aktywnych - możliwość dotarcia tam samochodem) musiały przyciągać turystów. Spragnieni i głodni odetchnęliśmy w tamtejszej stołówce (do wyboru był posiłek na tarasie i wewnątrz; jednak ostatecznie rozsądek nakazał nam pozostać w środku, bo mimo słonecznej pogody wiało dość mocno). Nie mieliśmy, czego żałować, gdyż pozostawione na zewnątrz widoki przemycono do środka na licznych fotografiach. Piękne zdjęcia robiły wrażenie.
Po zrobieniu jeszcze kilku pamiątkowych fotek ruszyliśmy w dół, tym razem szlakiem zielonym. Jak można było się spodziewać droga powrotna zajęła nam znacznie mniej czasu, w związku z tym do Wilkowic-Bystrej dotarliśmy grubo przed czasem. Pozostało czekać cierpliwie na pociąg do Bielska, a następnie do Katowic.
Krążą pogłoski, że w maju zagościmy w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Gdziekolwiek to będzie, już nie możemy się doczekać.
MARTA CEMBRZYŃSKA
Autorka jest studentką trzeciego roku Filologii Klasycznej Uniwersytetu Śląskiego. Interesuje się dziennikarstwem i w przyszłości pragnie obrać sobie za drugi kierunek dziennikarstwo lub filmoznawstwo.