Przekraczać granice...

Niektórzy ludzie przez całe lata marzą o tym, by pewnego dnia udać się w nieznanym kierunku. Ruszyć w podróż, zwiedzić najdalsze zakątki świata, doświadczyć przygody życia... Taką ścieżką podążył Christopher R. Hill, od 9 czerwca 2000 roku Ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce. Czym charakteryzuje się pełnienie misji dyplomatyczniej? Jakie są plusy i minusy reprezentowania swego państwa poza jego granicami? Między innymi na te pytania starał się opowiedzieć przedstawiciel USA w naszym kraju studentom Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Śląskiego, przybyłym na spotkanie w krakowskiej kawiarni Loch Camelot.

Na miejsce spotkania, we wtorkowy ranek 16 marca, młodzi ludzie przybyli piętnaście minut wcześniej, by spokojnie zająć miejsca w nietypowym wnętrzu i "poczuć się jak u siebie w domu". W tak przyjemnej i pozbawionej napięcia atmosferze, przy akompaniamencie pianina, rozpoczęło się śniadanie w towarzystwie Christophera Hill'a. Temat zaplanowanej dyskusji brzmiał: Dyplomacja w czasie wojny i pokoju, co pozwoliło gościowi opowiedzieć o wielu sytuacjach, które spotkały go podczas wykonywania swej specyficznej pracy.

Przed przybyciem do Polski ambasador zajmował stanowisko specjalnego doradcy Prezydenta oraz Dyrektora w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego do Spraw Europy Południowo-Wschodniej. Kariera dyplomatyczna Christophera Hill'a zaczęła się jednak dużo wcześniej, tuż po tym, jak został wolontariuszem w Korpusie Pokoju w Kamerunie. Służył jako Dyrektor Biura do Spraw Południowo-Środkowej Europy, był członkiem zespołu negocjatorów w Bośni, a także Ambasadorem USA w byłej Republice Jugosławii - Macedonii. Zasłużył się również podczas negocjacji pokojowych w Kosowie, za co został wyróżniony nagrodą im. Roberta S. Frasure.

Szczególnym zainteresowaniem studentów cieszyło się życie dyplomaty - to jak ono wygląda, jak możliwe jest godzenie obowiązków rodzinnych z obowiązkami wobec państw, czy praca taka jest interesująca... - Zawsze chciałem znaleźć się w czasie jak najbardziej interesującym. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że jako starszy, zmęczony człowiek stwierdziłbym, że w moim życiu tak naprawdę nie wydarzyło się nic niezwykłego. Codziennie wstawałem, wykonywałem pracę zawodową i kładłem się spać - jednym słowem rutyna. Chcę być tam gdzie coś się dzieje, być częścią zmian dokonujących się na świecie. Żyć w pełni - wyznał słuchaczom Christopher Hill. Ze służbą dyplomatyczną wiążą się nierozerwalnie silne emocje: ekscytacja, poczucie, że poziom adrenaliny we krwi wzrasta gwałtownie z minuty na minutę. Jest to często fascynująca przygoda, a wiele momentów pozostanie w ludzkiej pamięci na całe życie. - Nigdy nie zapomnę dnia, gdy po długotrwałych negocjacjach ze Slobodanem Milosevicem udało nam się w końcu dojść do porozumienia. Wróciłem do domu szczęśliwy, że koszmar w Kosowie się zakończy. Wysiedleńcy mieszkający w obozach przejściowych nie mieli jednak świadomości, co się stało tego wieczoru. Pod wpływem emocji, strachu i zmęczenia uwierzyli w plotkę, iż mężczyzna narodowości żydowskiej jest zdrajcą i chcieli dokonać samosądu. Aby nie doszło do zamieszek, udałem się w nocy do kipiącego od złości obozu i uspokajałem zgromadzonych w nim ludzi. Nie miałem pojęcia jak się skończy ta eskapada, to było niesamowite przeżycie... - opowiadał z przejęciem ambasador. Ale praca dyplomaty to także momenty grozy lub smutku. Gość przytoczył historię, gdy wraz z córką przez godzinę oczekiwali na pomoc, zabarykadowani w ambasadzie atakowanej przez demonstrujący tłum. Takie sytuacje skłaniają człowieka do refleksji. Najbardziej przykrym zdarzeniem, o którym wspomniał Ambasador USA, była jednak śmierć Roberta Frasure w Sarajewie. Christopher Hill musiał powiadomić rodzinę zmarłego o tragicznym zdarzeniu. Praca dyplomaty ma swoje dobre i złe strony, w zawód ten wpisane jest ryzyko. Ale czym byłoby życie bez odrobiny niepewności...?

Zagadnienie, do którego najchętniej nawiązywał krakowski gość, dotyczyło spraw związanych z Bałkanami, gdyż obszar ten cieszy się jego szczególnym zainteresowaniem. - Macedonia i inne kraje umiejscowione na Półwyspie Bałkańskim były jak sześciopiętrowy dom - każde z nich miało swoje mieszkanie wewnątrz Jugosławii. Dzięki temu wspólnie ponosiły koszty związane z użytkowaniem nieruchomości, razem ją ogrzewały, opłacały wywóz śmieci. Teraz, ni stąd ni zowąd, muszą sobie radzić same, do czego nie są przygotowane - obrazowo wyjaśnił młodzieży sytuację Hill. Powrót do Jugosławii nie jest możliwy, jednak państwa te nie mogą egzystować całkiem samodzielnie. Problem polega przede wszystkim na tym, że małe kraje stają się siedzibą mafii z różnych regionów świata. Instytucje państwowe nie są w stanie skutecznie opierać się tej procedurze, gdyż mafia jest dużo silniejsza od tamtejszych rządów. - Jedyną możliwością poprawy sytuacji na Bałkanach jest włączenie słabych państewek w większy organizm - przyjęcie ich do Unii Europejskiej. W tym celu trzeba im przedstawić konkretny plan, na zasadzie: wy nam dacie to, a w zamian otrzymacie coś innego. Rządy są bowiem pod ogromnym wpływem napływającej nielegalnie gotówki, w krajach szerzy się korupcja. Tylko metoda kalkulacji może okazać się skuteczna - dodał ambasador.

Studentów zaciekawił też sposób postrzegania Polaków przez obcokrajowca, który już od kilku lat mieszka w Rzeczpospolitej. W odpowiedzi na swe pytania, dotyczące tego zagadnienia, młodzież usłyszała, że Polacy przede wszystkim powinni być dumni z siebie. Po kilkudziesięciu latach ucisku ich kraj wstępuje do Unii Europejskiej, potrafią też podejmować ciężkie decyzje, nie poddają się. - Ogromnie mnie dziwi i denerwuje przypadłość typowa dla Polaków. W kraju tym zmieniło się bardzo wiele na przestrzeni lat. Pamiętam jak byłem w Krakowie w 1983 roku - wszystkie budynki pokrywała sadza i brud, miasto nie miało uroku. Teraz Rynek wygląda ślicznie z wyremontowanymi kamieniczkami. Polacy jednak zachowują się tak, jakby nie dostrzegali przemiany; uderzający jest ich pesymizm w tym względzie. Istnieje anegdota na temat tego, że gdy obcokrajowcy użyją w stosunku do Polski określenia "dobrze", w kraju zostanie to przetłumaczone jako: "nienajgorzej" - skomentował Christopher Hill.

Pytań było jeszcze bardzo wiele, a na każde padała wyczerpująca, często pełna humoru odpowiedź. Dyskusje młodzieży z interesującymi i znaczącymi bardzo wiele dla polityki światowej ludźmi są bardzo dobrym pomysłem. Należy mieć nadzieję, że krakowskie spotkanie zapoczątkuje cały cykl podobnych inicjatyw.