Mroki trzeciego milenium

Jeszcze mamy w pamięci Święta, jeszcze niektórzy poruszają się tanecznym krokiem po Sylwestrze, jeszcze niektórzy cieszą się znalezionym pod choinką zestawem stymulującym odkrycia naukowe (dobra kawa, jeszcze lepszy koniak i hawańskie cygaro) lub ułatwiającym przygotowanie do egzaminu (herbata, piwo i paczka papierosów). A tu już koniec semestru, zupełnie niespodziewany, zwłaszcza, że w środku karnawału. W dodatku rozpoczął się pierwszy w tym tysiącleciu rok przestępny (bo chyba pamiętamy, że rok dwutysięczny był ostatni w tamtym milenium) i dla zabobonnych może to być pewien problem.

Zdumiewające, jak wiele wody upłynęło od czasu, gdy

Rys. Marek Rojek
Rys. Marek Rojek
Oświecenie bezkompromisowo zaczęło się rozprawiać z mrokami Średniowiecza. Ta woda jednak nie odpłynęła w nieznaną dal na wieki, ona krąży w obiegu zamkniętym. Można podejrzewać, że gdzieś po drodze trafia ona do jakiejś oczyszczalni i można podejrzewać, że ta oczyszczalnia nie działa zbyt dobrze. Po paru wiekach to wszystko, co światłe umysły zarzucały wiekom średnim znów na powierzchnię wypływa, może nawet bardziej zmącone, niż za pierwszym razem. Liczne przedsięwzięcia, które miały prowadzić ku lepszemu światu, zrealizowały się tak skutecznie, że aż strach. Wiedza, która miała rozjaśnić ciemnogród, stała się dostępna dzięki praktycznej likwidacji analfabetyzmu w naszym kręgu kulturowym. Gdy wieszcz marzył o trafieniu pod strzechy, miał pewnie na myśli zastępy oświeconych, którzy będą krążyć wśród ludu i czytać mu wiersze, lub recytować je z pamięci - wszak lud przeważnie był niepiśmienny. No i stało się: lud czyta bez problemu. Tyle, że Pana Tadeusza to raczej rzadko. Czasem obejrzy film Wajdy w telewizji, ale częściej przełączy na inny kanał, bo tam z ekranu pada w kółko te sto pięćdziesiąt słów podstawowej polszczyzny, które wszyscy rozumieją. Jeśli już coś lud przeczyta, zarówno nad Wisłą, jak i nad innymi rzekami, to nie są to na ogół głębokie rozważania filozoficzne, ani fascynujące opowieści z życia cząstek elementarnych. Nie, pokonanie analfabetyzmu umożliwiło rozkwit ludzkiej ciekawości, w Średniowieczu ujarzmionej i krępowanej brakiem wielkonakładowej prasy. Tyle, że nie jest to ciekawość odkrywania zasad rządzących światem, ale ciekawość odkrywania, że świat rządzących przestał mieć jakiekolwiek zasady. Owszem, istnieje pewna liczba czytelników zainteresowanych nauką. Jednak uczynienie z nauki wszechmocnego środka na wszelkie problemy postawiło ją w niewygodnej sytuacji. Rozbudzono oczekiwania, którym nauka na ogół nie jest w stanie sprostać, ponieważ - często mówiąc, jak rozwiązać problem - częściej nawet oznajmia, że nie ma on rozwiązania, a w każdym razie nie takiego, o którym marzą zagorzali jej wyznawcy, którzy nigdy się nauką nie parali. Ponieważ jednak wiara góry przenosi, zamiast nauki pojawia się paranauka, która tak świetnie tłumaczy, że wszystko można, co nie można. Medycyna, niestety, zna aż nadto wiele takich przypadków, gdy jej profesorowie są bezradni próbując naprawić skutki znachorstwa, zwanego teraz medycyną alternatywną, holistyczną czy bioenergoterapią (panie Mickiewicz: czy po to pan swe poematy pod strzechy kierowałeś, żeby ludzie nauczyli się wymyślnie nazywać proste zjawiska?).

Z drugiej strony, zupełnie przyzwoici uczeni odkryli, że już w Średniowieczu nauka rozwijała się dzięki środkom uzyskanym od mecenasów. A ponieważ teraz mamy demokrację, to mecenasem jest lud, w którego imieniu działają rzesze urzędników, poziomem nie odbiegających od swego mocodawcy. Ponieważ lud lubi być straszony, o czym świadczy sukces piśmiennictwa sensacyjnego, osiągnięty dzięki likwidacji analfabetyzmu, granty można skutecznie zdobyć, strasząc jeszcze bardziej. Czy ktoś kiedyś policzy, ile pieniędzy wydano na badania dowodzące, iż świat lada moment się skończy, bo dziura ozonowa, bo efekt cieplarniany, bo epoka lodowcowa, bo priony, bo klony, bo zagłada, bo ludzi za dużo, bo zupa za słona, bo coś tam jeszcze. Lasy giną, czas się zmienia, lecz wciąż łatwo o jelenia, który zapłaci za spekulacje świetnie się prezentujące na pierwszej stronie codziennej gazety. Być może wszystkie te zagrożenia realnie istnieją, jednak warto sobie zdawać sprawę z tego, że na tych klęskach realnie zyskują ich propagatorzy. W nocy Średniowiecza rozbrzmiewały ostrzeżenia przed szarlatanami i fałszywymi prorokami, choć władcy zatrudniali chętniej astrologów niż astronomów. Nasze czasy zdecydowanie się pod tym względem różnią: nie słychać ostrzeżeń.

A czy likwidacja analfabetyzmu pomogła ludziom stawić czoło bezwzględnie ich wykorzystującym oszustom, którzy bazują na nieświadomości i nieznajomości prawa? Gdyby tak było, to nie oglądalibyśmy szturmu na studia prawnicze w całym świecie. Umiemy czytać, ale kto tak naprawdę rozumie przepisy prawne? Tylko instrukcja obsługi mojej pralki jest równie niejasna. Walka z analfabetyzmem spowodowała, że wykształcono też wysokokwalifikowanych specjalistów od wyprowadzania piśmiennych w pole. Nikt już nie zetnie głowy Koziołkowi Matołkowi za to, że nie umiał przeczytać na tablicy napisu, iż brody w miasteczku są zakazane. Nie znaczy to jednak, że nie zetną mu głowy tak czy owak, bo choć litery złoży w słowa, a słowa w zdania, to i tak sensu nie zrozumie, bo o to chodzi, by go nie zrozumiał.

Tak się wszystko pokomplikowało, że ,,bez wodki nie razbieriosz". No to wracajmy do koniaku, piwa, czy innych znalezisk spod choinki. Pod tym względem Średniowiecze zdecydowanie pobiliśmy: takiej różnorodności trunków za Piasta nie było.

Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Kronika UŚNiesklasyfikowaneOgłoszeniaStopnie i tytuły naukoweW sosie własnymWydawnictwo Uniwersytetu ŚląskiegoZ Cieszyna
Zobacz stronę wydania...