Obrazy schizofrenii

W drugiej połowie września obchodziliśmy Międzynarodowy Tydzień Schizofrenii. Tymczasem w Katedrze Psychologii Klinicznej Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach na co dzień można oglądać wystawę prac pacjentów ośrodka dla chorych psychicznie "Przystań" - podopiecznych dr Agnieszki Pietrzyk.

Na dwóch ścianach małego gabinetu, mieszczącego się na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ, wiszą niewielkie, lecz bardzo ekspresyjne obrazki. To czyste emocje zamienione w kolor. Na jednym z nich wielka, piękna i gładka góra, otoczona lasami i lazurem morza oraz nieba. Świeci tu gorące, południowe słońce. Stoi mały, przytulny domek. To marzenie, kraj szczęścia. Na innym - z szarych i czarnych kłębów dymu, z oparów zimnej mgły, jak prośba do Boga o ocalenie, wyłaniają się dwie małe, słabe rączyny. To teraźniejszość, choroba.

Te prace są efektem warsztatów plastycznych,

Dr Agnieszka Pietrzyk
Dr Agnieszka Pietrzyk
jakie prowadzi Środowiskowy Dom Samopomocy Stowarzyszenia Osób Chorych Psychicznie i ich Rodzin "Przystań". Jest to placówka mająca siedzibę na jednym z katowickich osiedli, a skupiająca się na pomocy ludziom dotkniętym psychozami (głównie schizofrenią). Dr Agnieszka Pietrzyk, pracownik Katedry Psychologii Klinicznej Instytutu Psychologii UŚ, jest jednym z kilku specjalistów, zajmujących się rehabilitacją psychospołeczną w wymienionym ośrodku. Przebywają tam chorzy po hospitalizacji, w różnych stadiach choroby. Jest to ośrodek pomocowy dla dorosłych. Jego podopiecznymi są ludzie wielu zawodów, o różnym pochodzeniu i wykształceniu, także studenci - choroba wszak może dotknąć każdego, nie pytając o plany życiowe. Ośrodek współpracuje z placówkami leczenia psychiatrycznego, pomocą społeczną i sponsorami, jednak prawdziwy jego trzon stanowi kilka osób. Pracują tu dwaj psychiatrzy, sześciu psychologów, fizykoterapeuta, plastyk i pracownik socjalny. Często w ramach wolontariatu czy praktyk studenckich pomagają też studenci psychologii UŚ, zaciekawieni opowieściami dr Agnieszki Pietrzyk.

A jak mówi ona sama - schizofrenia ma tyle twarzy, ile jest osób dotkniętych tą chorobą - można się zatem wiele tu nauczyć. U każdego pacjenta przebieg choroby jest inny, mniej lub bardziej agresywny - czasem pozwala na prowadzenie normalnego życia, częściej - koliduje z nim i z pragnieniami chorych. Przeszkadza w nauce, pracy, życiu rodzinnym. Jest wrogiem, który niszczy człowieka na różnych poziomach jego egzystencji, nie oszczędzając życia duchowego i emocjonalnego. To właśnie sfera kontaktów z innymi ludźmi cierpi najbardziej. Choroba niszczy przyjaźnie, miłość i rodziny. Człowiek pozostaje sam na polu bitwy, walcząc ze swoim wewnętrznym demonem - schizofrenią. Dlatego też na rysunkach schizofreników trudno byłoby dopatrzyć się postaci ludzkich czy zwierzęcych. Wyjątkiem jest tu: Portret mojego wroga. Wrogiem jest choroba. Ma ona postać zawsze smutnego lub złego potwora. To hybryda człowieka, diabła i drapieżnika. Twarze ludzkie opatrzone są rogami bądź wilczymi uszami. To jedyne czarne rysunki, jakie tu wiszą. Reszta to kolorowe wizje raju i różnobarwne abstrakcje. Marzenia chorych są małe i proste, jak marzenia dzieci: domek, słonko, kwiatek, plaża, jeziorko z żaglówką. Dominują obrazy natury, roślinki i marzenia o domu. Choroba to więzienie, czarny dym, potwór czy mroczna dżungla...

Warsztaty plastyczne to tylko jedna z form terapii

Obrazy schizofrenii
prowadzonych przez ośrodek. Codziennie pomiędzy godziną 9.00 a 14.00 chorzy uczestniczyć mogą w też zajęciach z psychoedukacji, psychoterapii, w treningach społecznych, rozwiązywaniu problemów, czy różnych rodzajach arteterapii - leczeniu przez muzykę, plastykę, rzeźbienie, taniec czy teatr. Prowadzone są również indywidualne rozmowy z psychologiem, a po obiedzie w jednym z małych zaprzyjaźnionych barów, chorzy powracają do zajęć w grupach. A są to często bardzo proste dla zdrowych ludzi czynności - dbanie o otoczenie, sprzątanie, majsterkowanie, gotowanie, rozmowa z drugim człowiekiem - wszystkie podstawowe umiejętności społeczne. Wyroby artystyczne chorych często są sprzedawane na różnych kiermaszach, co pozwala na organizację drobnych uroczystości czy wycieczek. Chorzy czują się dowartościowani, wiedząc, że jest to nagroda za ich własny wysiłek, sami zdobyli ją dzięki własnej pracy. Dzięki warsztatom z psychologiem, pacjenci uczą się rozdzielać siebie i chorobę oraz zdobywać nad nią kontrolę. Dzięki psychorysunkowi udaje im się wyrazić często to, co niewyrażalne - stany emocjonalne, na jakie skazuje ich schizofrenia i jej objawy - halucynacje, słyszenie głosów, subiektywne ufizycznienie koszmarów. Dzięki przebywaniu w grupie uczą się na nowo kontaktów międzyludzkich, prostych słów, gestów. Grupa jest bowiem rodzajem wielkiej rodziny (około 11-12 osób), dobrze rozumiejącej swoje problemy - nie ma tu bowiem nierówności - wszyscy są chorzy. Nikt nie obraża się w reakcji na krzyki, grymasy, obelgi. To objawy choroby, nic więcej.

Chorzy razem uczą się czuć się zdrowymi, mają własną przestrzeń, o którą dbają, pracują fizycznie, wspólnie próbują wyznaczać sobie nowe cele - co zwane jest tutaj "urealistycznianiem planów". Za tym hasłem kryje się niestety nie tylko potrzeba uwzględniania w planach życiowych choroby, ale też społeczny stygmat schizofrenii - choroby umysłowej. Podleczeni (nie da się bowiem wyeliminować choroby w stu procentach) świetnie radzą sobie w nowym środowisku - w pracy, szkole, wśród nowych przyjaciół - do czasu, aż ujawnią swoją przypadłość. Tak to już bowiem jest, że słabe krążenie, rak czy żółtaczka nie są naganne w naszym społeczeństwie, ale choroba psychiczna - tak. Boimy się inności. Chorzy tracą więc pracę, przyjaciół, bliskich. Nie wszyscy, na szczęście.

Dwa razy w miesiącu w ośrodku spotykają się rodziny

Obrazy schizofrenii
chorych, tworząc rodzaj grupy wsparcia. Rozmawiają z psychologiem i lekarzami. Uczą się, jak żyć samemu, jak żyć z chorym pod jednym dachem i nie uzależniać się od niego, jednocześnie ucząc się szanować go jako człowieka i określać jego i własne obowiązki w domu. Nie jest to bowiem prosta sprawa - gdy w domu pojawia się schizofrenia, naturalnym biegiem rzeczy wszystko zaczyna się toczyć dookoła niej. Narasta poczucie winy, brak tolerancji, czasem gniew - chorzy bardzo często są wulgarni i agresywni. Często rodzina wyrzeka się wszystkich swoich potrzeb i praw, a chory zdobywa pozycję dominującą w związku, co niekorzystnie wpływa na domowników, zwłaszcza na dzieci. Zadaniem spotkań rodzin schizofreników ze specjalistami jest nie tylko trening psychologiczny, ale i dostarczanie informacji o samej chorobie - nauka, jak rozpoznawać objawy, jak traktować chorego, jak się zachowywać w danej sytuacji czy wreszcie, jakie nowe środki farmakologiczne są dostępne na rynku. Trzeba też wiedzieć, jak radzić sobie ze skutkami ubocznymi podawanych choremu leków (sztywność ciała, napięcie wewnętrzne, złe samopoczucie, uszkodzenia pamięci, naruszenie gospodarki wodno-elektrolitowej). Rodziny otrzymują również rodzaj pomocy finansowej w postaci posiłków dla chorych, a w sytuacji konfliktowej chory może na pewien czas zamieszkać w hostelu prowadzonym przez ośrodek (pacjent uczy się wtedy prowadzić dom).

Czas, jaki pacjent spędza w ośrodku jest też momentem odpoczynku od choroby dla rodziny. Jest momentem oddechu, możliwością odreagowania stresu. Największym problemem tej choroby jest bowiem fakt, że im bardziej zdrowy człowiek kogoś kocha, pod wpływem choroby tym większego widzi w nim wroga. A etapy nasilenia choroby i zdrowia (remisji) przeplatają się w życiu tych rodzin często. Przypomina to mieszkanie pod jednym dachem z dwoma osobami - o zupełnie różnym charakterze i nastawieniu. Choroba to rodzaj negatywu zdrowego człowieka. Trzeba się tego nauczyć, by nie uwierzyć, że najbliższa osoba nas nienawidzi... Jak mówi dr Agnieszka Pietrzyk, schizofrenika można porównać do kogoś, kto nagle zaczyna mówić po węgiersku i przestaje rozumieć swój dawny język. A taka sytuacja może dla rodziny oznaczać konsternację czy wręcz szok. Jak wielkim jest to problemem również dla samych chorych, widać z "Portretów mojego wroga", na których samotne i smutne bestie bardziej przypominają zjawy z podań ludowych czy koszmarów, niż prawdziwych ludzi. Potwory to postaci symboliczne, nie realne. Zresztą większość tych rysunków napawa niepokojem. Oto dwa czerwone, egzotyczne kwiaty wykwitają wśród kłębów czarnego dymu. Albo: z mroku wysuwa się duża, kolorowa mandala (oznacza tu chorobę), malowana w ciepłych barwach, wijących się spiralnie, jak w dziecięcym bączku do zabawy... Albo też: cała kartka zapełniona poodrywanymi, nie pasującymi do siebie figurami geometrycznymi - trójkątami, kwadratami, wielobokami - ich kolory są jasne i żywe, a jednak nie tworzą one koherentnej kompozycji, zdają się zupełnie ze sobą nie łączyć, jak fragmenty cennej chińskiej porcelanowej wazy, zbitej na drobny mak... W tych obrazach, bardziej niż w płótnach van Gogha czy mandalach Junga (obaj cierpieli na schizofrenię) widać tragizm egzystencji autorów.

Jest tu jednak także praca napawająca optymizmem. Widać na niej leśne ostępy, a w nich duże czerwone serce z tabliczką SOS i stojący obok drogowskaz, na którym dużymi literami napisano: DO OŚRODKA.

Autorzy: Anna Maj, Foto: Małgorzata Krasuska-Korzeniec
Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Kronika UŚNiesklasyfikowaneOgłoszeniaStopnie i tytuły naukoweW sosie własnymWydawnictwo Uniwersytetu ŚląskiegoZ Cieszyna
Zobacz stronę wydania...