Fala szaleństwa, która przetoczyła się w ubiegłym miesiącu przez ulice Katowic, wprawiła mieszkańców w zdumienie, a nierzadko i w konsternację. Kierowcy reagowali mniej spokojnie, wręcz przeciwnie, bardzo spontanicznie: gorączkowo gestykulując, czerwieniejąc na twarzach i wydając bezgłośne (przynajmniej dla mnie) okrzyki. Ale z każdą chwilą zdenerwowanie ustępowało obcemu właścicielom pojazdów (którzy nieustannie gdzieś się przecież spieszą) procesowi, jakim jest stagnacja we wzajemnym obrzucaniu się inwektywami.
Całe zamieszanie wywołała trzecia już edycja WAMPIRIADY – akcji organizowanej przez Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Katowicach. Także w tym roku wampiry, czarownice i nietoperze (przebrani pracownicy RCKiK) wyruszyli wczesnym rankiem 24 dnia października na polowanie w poszukiwaniu swych ofiar, od których chciano tylko jednego: krwi – ciepłej i świeżej.
Uroczyste otwarcie Wampiriady przez prof. Krystiana Roledera, prorektora UŚ. |
Nasza dziennikarka jako pierwsza oddała krew. |
Wampiriada 2000 rozpoczęła się demonicznie i krwawo. Tuż przed budynek rektoratu zjechały przedziwne pojazdy zaopatrzone w gadżety, balony oraz transparenty Wampiriady 2000. Rektorskie włościa przypominały teraz zjazd harleyowców, z tą jedną różnicą, że ci potężni, okazali motocykliści wyglądali cokolwiek zachęcająco, odziani w skórzane buty, spodnie i kurtki, a na ich twarzach widniały okropne maski wampirów, krwiopijców i zombie. Nad oprawą muzyczną całej akcji czuwała orkiestra dęta KWK Staszic, a panowie mogli cieszyć się wdziękami pań z Grupy Tanecznej działającej przy tejże kopalni (które w kusych spódniczkach przechadzały się wśród zapierających dech w piersiach motorów Harley Davidson).
Wkrótce do spragnionych krwi wampirów dołączył także prorektor prof. dr hab. Krystian Roleder, który w imieniu najwyższych władz uniwersyteckich wyraził podziw i przede wszystkim poparcie dla akcji RCKiK i tym samym zezwolił – czy raczej – zaprosił środowisko akademickie do czynnego udziału w Wampiriadzie.
Korowód ruszył na katowicki rynek...
W samym sercu miasta na szalonych przebierańców czekał już prezydent Katowic Piotr Uszok i wiceprezydent Józef Kocurek, którzy wyrazili akceptację dla poczynań wampirów i przekazali im władzę nad miastem. Padło wiele ciepłych słów uznania ze strony włodarzy dla samych krwiodawców, którzy są przecież najważniejsi podczas Wampiriady, jak również dla samego pomysłu i rewelacyjnej formy poszukiwania tego jakże cennego leku.
Tymczasem personel RCKiK zachęcał przechodniów do oddawania krwi w specjalnym ambulansie przystosowanym do tego właśnie celu, a który tego właśnie dnia pełnił funkcję – Wampirobusu, rozdając nie tylko urocze usmiechy, ale także łakocie. Ostatecznym celem „wędrówki” stał się Plac Sejmu Śląskiego, gdzie wampiry rozbiły swój obóz i do samego popołudnia wypompowywały krew z żył, najczęściej wystraszonych, studentów.
Z roku na rok happeningi RCKiK są bardziej okazałe, organizowane z większym rozmachem. Podczas tej edycji szczęśliwcy, którzy wyszli z Wampirobusu o własnych siłach, mogli nasycić żołądki zarówno tym, co zostało im wręczone po donacji (torba ze smakołykami), jak również przyłączyć się do trwającego nieprzerwanie bankietu pod gołym niebem. Ponadto można było odbyć przejażdżkę, bądź zabytkowym kabrioletem, bądź też Harleyem Davidsonem. W tym miejscu muszę się pochwalić, że dzięki uprzejmości Janusza mogłam podziwiać uroki Katowic „z prędkością 80 km na godzinę”. (Prawdę mówiąc, siedziałam wystraszona na wąziutkim siedzeniu dla pasażera i prócz zagłuszającego wszystko ryku potężnego silnika i pleców motocyklisty nie słyszałam i nie widziałam nic).
Oczywiście krew oddałam – gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości – ochoczo, zresztą jako pierwsza tego dnia, wypełniwszy rzecz jasna uprzednio „kartotekę dawcy krwi”, w której dawca zobowiązany był udzielić odpowiedzi na 26 pytań. Tradycyjnie były pytania łatwe: Czy zażywała pani ostatnio aspirynę?; ale były też trudniejsze: Czy przeczytała i zrozumiała pani informacje o chorobach zakaźnych krwiodawców?; zagadkowe: Czy jest pani obecnie w ciąży?; orientalne: Czy w ciągu ostatniego roku była pani w Tajlandii?; wścibskie: Czy pani partner seksualny...; i dowcipne: Czy w ciągu ostatnich 12 miesięcy przebywała pani w areszcie lub więzieniu?
Po takim wytężonym wysiłku intelektualnym było mi naprawdę najzupełniej obojętne, co się ze mną stanie. Na szczęście wszystko było w porządku, a obawy moje, jak również wszystkich oddających krew, były tylko po części uzasadnione, albowiem wśród oczekujących na swoją kolej krążyła historia, która miała miejsce podczas zeszłorocznej Wampiriady...
Pewien dziennikarz ze znanego i bardzo popularnego radia komercyjnego postanowił oddać krew, aby ratować życie innym. Niestety, podczas donacji zemdlał i usilne starania personelu medycznego na nic się zdały, gdyż tenże młodzieniec nie chciał odzyskać przytomności. Nie było rady. Trzeba było zabrać niefortunnego krwiodawcę do centrali i tam, jak głosi plotka, przetoczyć mu krew z powrotem. Podobno jego stan lekarze określali jako poważny.
Koniec końców III edycja Wampiriady z pewnością należała do udanych, a świadczą o tym liczby: 24 października na Placu Sejmu Śląskiego krew oddały 93 osoby, w tym 53 kobiety i 40-stu mężczyzn, co w rezultacie dało 40,24 litra krwi. Można zatem zapytać; czy to dużo? I tak, i nie, ponieważ dzienne zapotrzebowanie na ten lek jest ogromne, a krew i jej preparaty są bardzo drogie (jedna jednostka krwi – 38 mililitrów kosztuje ok. 132,- zł.).
W obszarze działania Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa znajduje się ok. 190 szpitali – tylko z terenów byłego województwa katowickiego i bielskiego. Z drugiej strony najwięcej krwi pozyskuje się właśnie podczas akcji wyjazdowych, a taką właśnie jest Wampiriada.
Skoro wśród oddających krew na wampirycznych happeningach najwięcej jest studentów, jak w tej sytuacji zaprzeczyć faktom, że Uniwersytet Śląski jest... czerwony?