MARIUSZ KUBIK – Pełniła Pani funkcję Przewodniczącej Rady Programowej Festiwalu Nauki Śląsk 2000, z wykształcenia jest Pani fizykiem. Na ile Pani profesja pomogła w całościowym spojrzeniu na interdyscyplinarny skądinąd charakter festiwalu?
ELŻBIETA ZIPPER – To, że jestem fizykiem, pomaga w precyzyjnym i logicznym myśleniu. Zarówno wśród fizyków, jak i np. biologów można znaleźć ludzi, którzy chcą robić coś sensownego. Ale nie wiem, czy akurat fizyka w tym pomaga. Lubię uczestniczyć w organizacji potrzebnych i ważnych przedsięwzięć, a takim był właśnie pierwszy na Śląsku festiwal nauki.
Fizycy są – wbrew stereotypowi – wyjątkowo otwarci na świat. Szukamy i próbujemy poznawać tajemnice wszechświata, nie zamykamy się na inne dyscypliny. Istnieje na przykład ścisły związek fizyki z medycyną, geologią, czy chemią. Na uczelni mamy studia z zakresu fizyki medycznej i informatycznej. Wkrótce zapewne stworzymy nowy kierunek: ekonofizykę, będący połączeniem fizyki z ekonomią.
M.K. – Jakie są Pani przemyślenia, dotyczące festiwalu, jako całości? Odbywał się w wielu miastach regionu, jak zatem przebiegała koordynacja poszczególnych organizatorów?
E.Z. – Koordynacja – wbrew pozorom – przebiegała bardzo dobrze. Było to zasługą energicznych i sprawnych ludzi, zaangażowanych w organizację festiwalu w poszczególnych ośrodkach uczelnianych: w Częstochowie, Bielsku – Białej, Gliwicach, czy Katowicach.
Festiwal zorganizowało grono ludzi, którzy chcieli zrobić coś ciekawego, przedstawić naukę „żywą” w jej różnorodności i fascynujących perspektywach. Chcieliśmy pokazać młodzieży szukającej swego celu w życiu, alternatywę dla modnego obecnie konsumpcyjnego stylu życia.
Otworzenie laboratoriów naukowych miało spowodować, by młodzi ludzie zobaczyli, że dzieje się tam coś interesującego, co może stanowić bodziec do tego, żeby studiować, a następnie podjąć pracę, w której w jakimś stopniu będą mogli decydować o przyszłości świata. Był to jeden z głównych celów festiwalu i myślę, że w jakimś sensie nam się to udało. Tłumy, zwłaszcza młodych ludzi, które przychodziły na wykłady i prezentacje mogą być na to jakimś dowodem. Może przynajmniej część z nich uznała, że warto się interesować rozwojem nauki, czy wybrać taki kierunek życia, opanować daną dziedzinę wiedzy na tyle, by później decydować o jej rozwoju.
M.K. – To jednak odkryciom naukowym zawdzięczamy wytwory, będące symbolem konsumpcjonizmu...
E.Z. – W żadnym odkryciu nie da się oddzielić skutków pozytywnych i negatywnych: energia jądrowa może być wykorzystywana w elektrowniach, urządzeniach medycznych, ale i służyć zniszczeniu. Każdy wolny człowiek może decydować, ma przecież możliwość wyboru.
M.K. – Była tu mowa o „otwarciu” laboratoriów. Jak wytężona, drobiazgowa praca w zaciszu pracowni ma się do otwartego, publicznego pokazu?
E.Z. – To stereotyp, że naukowcy są zamknięci, nie wychodzą ze swoich gabinetów. Okazuje się, że bardzo wielu potrafi w fascynujący sposób opowiadać o wynikach swoich badań. Naukowcy to w większości ludzie pogodni i szczęśliwi, bo praca często bywa ich pasją. Myślę, że bezpośredni kontakt może pokazać, ze robimy naprawdę coś ciekawego, że warto w naukę inwestować. Okazuje się, że nie jest to „sztuka dla sztuki”.
Badania podstawowe, to przecież baza rozwoju np. nowoczesnej diagnostyki medycznej, czy rewolucji w dziedzinie łączności i przekazu informacji.
M.K. – Organizatorzy podkreślali, że zależy im na obaleniu stereotypu Śląska przemysłowego. Jakie są według Pani argumenty na to, że festiwal nauki może go przełamać, czy tak się stało?
E.Z. – Chcieliśmy pokazać, że na Śląsku istnieje bardzo znaczący potencjał naukowy. Działają tu 33 wyższe uczelnie i kilkadziesiąt instytutów naukowych, a badania prowadzone są na światowym poziomie. Jeżeli udowodnimy, że Śląsk jest tak dużym ośrodkiem naukowym, to może zmieni się wizerunek tego regionu, kojarzący się przede wszystkim z hutami i kopalniami.
A jeżeli pokażemy, że kształcimy tu wysokiej klasy specjalistów, to może to również przyciągnąć inwestorów, spodziewających się wysoko wykwalifikowanej kadry.
Chciałabym podkreślić duże zaangażowanie lokalnych władz: Marszałka Województwa Śląskiego i prezydentów miast - im bardzo zależy na zmianie wizerunku Śląska, na pokazaniu, że jest to region ludzi dobrze wykształconych.
M.K. - Czy widzi Pani jakieś porażki festiwalu?
E. Z. – Festiwal zorganizowaliśmy po raz pierwszy i nie wszystko udało nam się do końca. Nasz kontakt z mediami uważamy za niewystarczający, festiwal można było rozpropagować jeszcze lepiej. Nie do wszystkich, do których chcieliśmy, potrafiliśmy dotrzeć. Mieliśmy dużą frekwencję młodzieży szkolnej, ale brakowało mi ludzi „z zewnątrz”. Spotkałam się z opiniami, że często dowiadywano się o konkretnych spotkaniach post factum, żałowano, nie mogąc w nich uczestniczyć.
M.K. – Czy można już mówić o konkretnych zamierzeniach, dotyczących następnego festiwalu?
E.Z. –Są plany, by była to impreza cykliczna, co rok, może co dwa lata. Należy znów zgromadzić grupę bezinteresownych entuzjastów, jak podczas tegorocznej edycji. To w dużym stopniu decyduje o sukcesie.