O nowej maturze można mówić w nieskończoność. Dobrze lub źle, w zależności od kontekstu, w jakim toczą się dyskusje nad zasadami nowego sposobu zdawania egzaminu dojrzałości. Inaczej patrzą na nowy system egzaminu maturalnego jego twórcy, inaczej sami uczniowie, którzy mają być poddani nowej próbie, wreszcie inaczej szeroko rozumiana opinia publiczna, w tym rodzice maturzystów, zatroskani o dalszą karierę edukacyjną własnych dzieci. Ta kariera zależy w dużym stopniu od tego, czy legitymujący się nowym świadectwem maturalnym kandydaci na studia rzeczywiście uzyskają indeksy na wybrane przez siebie kierunki kształcenia. W tym miejscu interes młodzieży pragnącej kontynuować proces kształcenia staje się ważnym czynnikiem determinującym strategie działania uczelni wyższej w zakresie kwalifikacji na studia.
Szkoły wyższe pragną, aby rekrutacja kandydatów posiadających nowe świadectwo dojrzałości odbywała się nie tylko sprawnie, ale i gwarantowała możliwie najwyższa jakość samych kandydatów, tak, by już „na wejściu”, czy też na progu uczelni zapewniony był wysoki poziom kształcenia.
Bez względu na środowisko, w imieniu którego przemawiają dyskutanci, odczuwa się w mniejszym lub większym stopniu rodzaj niepokoju. Przypomnijmy: istotą nowego egzaminu maturalnego jest to, iż jego pisemna część będzie miała charakter zewnętrzny: licealiści będą zdawali go przed komisjami okręgowymi. Każdy maturzysta będzie zdawał egzaminy z 4 przedmiotów: trzech obowiązkowych: j. polskiego, matematyki i języka obcego nowożytnego oraz jednego przedmiotu wybranego przez siebie. Niezależnie od ukończonego profilu szkoły uczeń może zdawać dany przedmiot na poziomie podstawowym lub rozszerzonym, zaś egzamin z przedmiotu dodatkowego – na poziomie rozszerzonym. Pozytywny wynik egzaminu z 3 przedmiotów obowiązkowych i jednego wybranego uprawnia do otrzymania świadectwa maturalnego i ubiegania się o przyjęcie na studia. Ważne dla nas, nauczycieli akademickich odpowiedzialnych za jakość rekrutacji i co za tym idzie, jakość kształcenia, jest możliwość ustalania poziomu i zakresu egzaminu maturalnego ze szkołami. To właśnie ma zapewnić uznanie wyniku „nowej matury” jako podstawy rekrutacji i odejście od dotychczasowych egzaminów wstępnych.
Aby „nowa matura” sama „zdała egzamin” w oczach wszystkich zainteresowanych, musi być spełnionych kilka warunków. Jednym z nich jest obniżenie poziomu społecznego niepokoju: zarówno tego, który jest uzasadniony, ponieważ istnieje wiele znaków zapytania oraz tego, który jest irracjonalny i zawsze towarzyszy wszelkiego rodzaju innowacjom, a już zwłaszcza gdy dotyczą one dużej liczby osób i ich istotnych życiowych spraw, jak rozwój i poszukiwanie sobie przyszłego miejsca w życiu.
Nowej matury w różnym stopniu boją się wszyscy: najbardziej sami zainteresowani, czyli swego rodzaju „materiał” doświadczalny, uczestnicy wielkiego eksperymentu, obecni licealiści. Ale także ich nauczyciele, którzy z jednej strony będą „kandydować” do grona potencjalnych egzaminatorów, z drugiej zaś – będą przedmiotem oceny pośredniej, poprzez swoich wychowanków. Ich sukces będzie miarą wartości nauczyciela, albo miarą jego niepowodzenia. Ale także same komisje egzaminacyjne, zarówno centralna jak i okręgowe, które zobowiązane są przygotować wszystkie procedury egzaminacyjne (szkolenie egzaminatorów) tak, by do 30 czerwca wszyscy maturzyści uzyskali „do ręki” świadectwa maturalne. Już tu powstaje niepokój, czy szkoły wyższe zdążą wywiązać się ze swoich statutowych obowiązków i zakończyć rekrutację przed 1 października, czy starczy czasu na dodatkową rekrutację na kierunki „świecące nieobecnością” kandydatów, mniej atrakcyjne, czy trudniejsze. Tym bardziej, że obok kandydatów legitymujących się „nową maturą” do szkół wyższych zgłoszą się kandydaci z dawnych lat, których przyjmowanie będzie się odbywało tradycyjnym trybem.
Obecni licealiści stają już w bieżącym roku przed koniecznością przygotowania się do egzaminów obowiązkowych, które w swej „pisemnej” części będą zdawane przed komisjami okręgowymi, a nie w swojskiej atmosferze własnej szkoły, pod okiem znanych „własnych” nauczycieli. Już wiadomo, że do tej matury trzeba będzie przygotowywać się zupełnie inaczej. A ponadto uczniowie będą musieli dokonać wyboru przedmiotów dodatkowych. Można powiedzieć, to ich sprawa, niech czynią to zgodnie z własnymi zainteresowaniami i uzdolnieniami. Ale sęk w tym, że nie wszyscy mają w tym rozeznanie i do końca wahają się z wyborem kierunku studiów. Powiedzmy jasno, w tym właśnie miejscu należałoby się spotkać, wychodząc naprzeciw rozterkom uczniów i podając konkretne wskazówki, czego będziemy od nich oczekiwali przy ubieganiu się o przyjęcie na studia. Przekazując szkołom nasze oczekiwania co do przedmiotów, ich liczby oraz zakresu wymaganego materiału damy szanse na wcześniejsze uformowanie ich motywacji i ułatwienie decyzji.
Nauczyciele będą niespokojni o wyniki egzaminów maturalnych swoich podopiecznych, bojąc się utraty prestiżu własnego i szkoły, będą wszak poddani sprawdzianom ich umiejętności dydaktycznych i wiedzy za ich pośrednictwem. Najwcześniej do „nowych”, dostosowanych do wymagań „zewnętrznych” zaczęli się przygotowywać poloniści. Bo też egzamin z tego przedmiotu będzie jednym z najtrudniejszych.
Rodzice słusznie niepokoją się o szanse swego dziecka zarówno na egzaminie maturalnym, jak i przy staraniach o dostanie się na studia. Rodzi się w ich głowach pytanie, czy „nowa matura” będzie początkiem, czy końcem swoistej „drogi przez mękę”. Któryś z rodziców podał nawet nową definicję szczęścia: „szczęściem jest to, że moje dziecko nie będzie zdawało matury w roku 2002”.
Wszyscy niemal uważają, że wakacje roku 2002 mają już „z głowy”. A co w głowie? Napięty kalendarz działań. Kalendarz ten układany jest w Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i w Komisjach Okręgowych. One także przejawiają niepokój. Terminowość matur to czuły punkt całego systemu, potencjalne źródło konfliktów między szkołami wyższymi a okręgowymi komisjami egzaminacyjnymi. Powstaje też pytanie jak rozwiązać problem urlopów nauczycieli akademickich, którzy maja prawo i obowiązek skorzystać z wypoczynku.
Powiązanie idei „zewnętrznego egzaminowania” na maturze z rekrutacją będzie wymagało szczególnej mobilizacji sił zarówno przedstawicieli oświaty jak i szkolnictwa wyższego. Uznawalność matury przez autonomiczne szkoły wyższe jest wynikiem długich dyskusji i kompromisowych rozstrzygnięć zawartych w podpisanym 30 września br. „Porozumieniu” między Konferencją Rektorów Autonomicznych Szkół Polskich a Ministrem Edukacji Narodowej. Głosi ono, że wynik matury będzie jednym z elementów rekrutacji, ale jej nie zastąpi, że uczelnie określą warunki rekrutacji, czyli tzw. „progi punktowe” oraz liczbę i zakres zdawanych na maturze egzaminów dodatkowych, a także niezbędne na specyficznych kierunkach sprawdziany, że nauczyciele akademiccy będą mogli (ale nie musieli) uczestniczyć w egzaminach maturalnych oraz, że maturalne procedury egzaminacyjne będą konsultowane z uczelniami.
Wstępne rozmowy stron zainteresowanych współpracą wyłoniły 3 główne pytania:
1. Czego konkretnie oczekują szkoły ponadgimnazjalne i Okręgowe Komisje Egzaminacyjne od szkół wyższych, w szczególności, co powinni wiedzieć uczniowie o wymaganiach stawianych przez szkoły wyższe w związku z rekrutacją na poszczególne kierunki studiów w roku 2002? Tak więc nasz Uniwersytet powinien określić, co powinni wiedzieć potencjalni kandydaci na studia, obecni licealiści o wymaganiach stawianych im przy rekrutacji.
2. Jak sobie wyobrażamy udział przedstawiciela danego kierunku na maturze 2002 (w wybranym liceum? W Okręgowej Komisji?)
3. Jaki powinien być modelowy przebieg rekrutacji, poczynając od sposobów informowania kandydatów, obiegu dokumentów, podejmowaniu decyzji o przyjęciu lub nieprzyjęciu na studia oraz sposobów działania wydziałowych i uczelnianej komisji rekrutacyjnej.
Prowizoryczna odpowiedź na pytanie pierwsze brzmi: licealista powinien być na rok przed maturą poinformowany, że oprócz 3 obowiązkowych przedmiotów maturalnych, i dodatkowego powinien wybrać jeszcze co najmniej 1 przedmiot, nie więcej jednak niż 3 dodatkowe i podjąć decyzję o zdawaniu rozszerzonego egzaminu z któregokolwiek przedmiotu podstawowego. Przekażmy więc licealistom informację jakich to dodatkowych przedmiotów od nich oczkujemy, ilu i który z nich ma być rozszerzony?
Odpowiedź na pytanie drugie wymaga precyzyjnego określenia „licencjonowany” przedstawiciel uczelni oraz jakie ma on uprawnienia. Czy tylko status obserwatora?
Odpowiedź na pytanie trzecie wiąże się z prawnymi aspektami rekrutacji, z trybem odwoływania się od decyzji wydziałowych i uczelnianej komisji rekrutacyjnej, z treścią skarg i uzasadnianiem odmowy przyjęcia w sytuacji gdy kandydat ma prawo być przyjętym, a limit przyjęć jest ściśle określony.
Zaniepokojenie rodzi również nierozstrzygnięty problem tzw. pułapów punktowych (matura będzie wyrażona w punktach). Zawyżenie liczby punktów może spowodować „odpływ” kandydatów, zaś obniżenie „masowy przypływ”. Oba zjawiska będą niekorzystne dla uczelni. Zawyżone wymagania rekrutacyjne, dodatkowe sprawdziany i warunki mogą spowodować zwiększenie ilości pracy, wzrost kosztów i niepotrzebne rozczarowania po obu stronach: zdających i egzaminujących. Nieszkolne, nowatorskie sposoby sprawdzania uzdolnień (nie zaś poziomu wiadomości) wymagają większego nakładu pracy. Czy nas na to stać?
Być może długi stosunkowo okres preparacji egzaminów wstępnych uchroni nas od nadmiaru negatywnych skutków „nowej matury”, ale warto dmuchać na zimne, niż być mądrym po szkodzie. Pułapy punktowe i nadmierne wymagania mogą stać się łatwo pułapkami dla nas samych. Może bowiem zadziałać zasada „wszyscy albo nikt” w zależności od tego jak wysoko ustawimy poprzeczki. Mogą do nas przyjechać kandydaci z odległych terytorialnie miejsc, nie licząc się z kosztami studiowania, jeśli tylko będą mieli pewność, że zostaną przyjęci bez dodatkowych warunków.
Matura będzie nowa, ale uzyskany indeks niczym nie będzie się różnił od starego. Nowa matura w swych intencjach zrównuje szanse, ponieważ wynik egzaminu zewnętrznego ma być porównywalny, cechować się wysokim stopniem rzetelności oraz być bardziej niż dotychczasowy wiarygodny dla wszystkich: uczniów, ich rodziców, nauczycieli w szkołach, nadzoru pedagogicznego i szkół wyższych zarówno publicznych jak i niepublicznych. Trzeba pamiętać, że na rynku edukacyjnym wzmaga się walka o kandydatów, rządzą tu coraz bardziej nieubłagane prawa rynku. Nowa matura ma uporządkować w jakimś przynajmniej stopniu zjawiska i procesy przebiegające żywiołowo. Obok rynku usług tworzy się rynek szans. Oby były one równe i rzeczywiście zapewniały dostępność wyższego wykształcenia wszystkim, którzy tego pragną i na to zasłużyli