O nieuczciwym bracie Nauki - plagiacie

Com napisał, napisałem...

W Kodeksie dobrych obyczajów w dziedzinie publikacji naukowych UNESCO (Paryż 1968, 1. cz. VI zasady) czytamy: "Autorzy powinni dokładnie określić, co w artykule stanowi ich własny wkład, a co jest dorobkiem innych. Powinni starannie zaznaczyć granice swych prac: źródła błędu uzyskanych wyników, jak również zasięg wniosków" *.

W miarę spokojne, polskie życie akademickie wtargnął, kreujący nową rzetelność i uczciwość akademicką, żywioł "program antyplagiatowy". Sporo mówi i pisze się o fenomenie najnowszego serwisu plagiat.pl, który pozwala wykryć nieuczciwe przejawy twórczości naukowej.

Program antyplagiatowy zyskał już dobrą pozycję, zdobył akceptację władz wielu uczelni, wzbudza gwałtowne emocje i zainteresowanie wśród braci studenckiej. Chyba każdy wyrobił sobie zdanie na temat osób, które plagiatują. Feruje się różnorodne werdykty w sprawie możliwości dołączenia Uniwersytetu Śląskiego do grona uczelni korzystających z programu antyplagiatowego. Niezmienna powinna być natomiast surowa postawa społeczności akademickiej względem osób, które plagiatu się dopuściły. Bulwersujący, na ogół, fakt przejęcia całych tekstów to przejaw jawnego łamania prawa i akademickich zwyczajów, źródło - zdawać się może - niezłego fermentu. Nie brakuje zachwyconych perspektywą sprawdzenia konkretnych prac naukowych poprzez program antyplagiatowy, nie brakuje zażenowanych, pojawiło się sporo adwersarzy. Wcale nie bez powodu…Zastanawia historia milczenia gdańskiego środowiska naukowego wobec zatuszowania przez ówczesnego rektora UG plagiatów pracownika naukowego, byłego dziekana - o ironio - Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego.

Etyczna czujność systemu edukacyjnego mocno stępiała, uniwersytety jako "szkoła elit" boryka się z… nierzetelnością, masowością, wyzwaniami cywilizacyjnymi i modernizacyjnymi, brakiem refleksji i etyki, krótkowzrocznym pragmatyzmem. Praca promotorów nie jest zadaniem łatwym. Rozpoznawanie zapożyczeń w pracach studenckich to wędrówka po pełnym meandrów i wertepów terenie. Trzeba być wyczulonym na często bardzo subtelne formy oszustwa. Ale czy wszystkie problemy związane z procederem plagiatowania uda się zniwelować za pomocą programu antyplagiatowego? Trudno powiedzieć. Wiedza, jaką dysponuję w dniu redagowania artykułu wskazuje, że program plagiat.pl porównuje tylko sprawdzaną pracę z bazą ponad trzech miliardów dokumentów zgromadzonych w światowym Internecie.

By zwalczać wszelkie przejawy patologii w świecie akademickim, resort edukacji proponuje refundację kosztów poniesionych przez uczelnie na sprawdzenie prac. UMCS - pierwsza uczelnia w kraju, która a priori zaleciła promotorom sprawdzać prace dyplomowe programem plagiat.pl (aplikacja wyszukuje w dokumencie ciągi znaków identyczne z występującymi w Internecie) otrzyma zwrot poniesionych kosztów.

Ponoć w przygotowywanym rozporządzeniu dotyczącym dokumentacji toku studiów oraz w nowej ustawie o szkolnictwie wyższym znajdą się zapisy zobowiązujące studentów do dostarczenia prac dyplomowych na płycie CD. Czy takie poczynania wyeliminują nierzetelność i nieuczciwość z kręgów akademickich?

Prawne uwarunkowania, traktujące o przywłaszczeniu autorstwa, wprowadzeniu w błąd, co do autorstwa, jasno precyzują wszelkie następstwa popełnionego czynu. Plagiator może spodziewać się kary grzywny, ograniczenia wolności, więzienia do lat 3 (przesłanka: wina umyślna). Istotny jest w świetle powyższego fakt, iż delikt ścigany jest na wniosek. Myślę jednak, że w praktyce o wiele większe znaczenie powinna mieć reakcja środowiska, gdyż sprawy karne mogą być umarzane ze względu na "niską społeczną szkodliwość czynu".

I jeszcze jeden aspekt całej dyskusji - ghostwriter - nielegalna praktyka, na której bazuje wiele osobników, wywodzących się z różnych kręgów społeczeństwa. Wyjątek stanowią przemówienia polityków, gdyż z prawnego punktu widzenia nie są uważane za twórczość. Ale czy to kogoś dziwi?

Być może dzięki programowi antyplagiatowemu pogłębi się zdolność do przemiany mentalnej sporej rzeszy osobników. Nie aspiruję do stawiania hipotez czy diagnoz, a tym bardziej do podawania sposobów unikania pokusy przepisywania cudzych myśli. Zapewne proceder plagiatowania istnieje i będzie istnieć, niezależnie, jakie będą decyzje MENiS i władz uniwersyteckich. Gdyby istniały proste rozwiązania dotyczące eliminacji nieuczciwej praktyki, polegającej na przepisywaniu fragmentów cudzych prac naukowych zapewne już by je wprowadzono. Każdy, kto przelewa na papier swe "myśli nieuczesane", uprawia swoisty alpinizm umysłowy, pragnie, by jego wysiłek doceniono. Rodzi się zatem pytanie: czy ujawnienie nazwiska plagiatora, wywołanie jego zażenowania, wzbudzenie poczucia niezręczności oraz postawienie w negatywnym świetle jest wystarczającą karą, a zadośćuczynieniem dla prawowitego twórcy?

Lucyna Sadzikowska


* Cyt. za: A. Karpowicz, Autor - wydawca. Poradnik prawa autorskiego, Warszawa 1999, s. 124.
Ten artykuł pochodzi z wydania: