Notatki z kongresu AES w Walencji - część II

SEMIOTYCZNY SPACER PO WALENCJI

Współczesna semiotyka jest nauką, która w obręb swej refleksji włącza nie tylko różne dziedziny kultury, ale także wszelkie dziedziny codziennego życia, w których mamy do czynienia z jakimikolwiek przejawami komunikowania pewnych znaczeń. Nic więc dziwnego, że uczestnicząc w trwających od rana do późnych godzin wieczornych obradach IX Międzynarodowego Kongresu Semiotycznego Humanistyka, nauki ścisłe i technologia, który odbywał się w dniach 29 listopada - 1 grudnia 2000 r. w Walencji, trudno było oderwać się od tego sposobu myślenia nawet w chwilach wolnych, z których każdą poświęcało się zwiedzaniu wspaniałego miasta, jego zabytków i muzeów. A jest ono chyba szczególnie wdzięcznym obiektem tego rodzaju obserwacji i refleksji, ze śladami ponad dwóch tysięcy lat historii i krzyżowania się wpływów różnych kultur - Wschodu i Zachodu, islamu, chrześcijaństwa i judaizmu, kolejnych epok od czasów rzymskich do współczesności - widocznymi w postaci pozostałości materialnych, ale i w obyczajach, języku i zachowaniach mieszkańców tego regionu.

Walencja - trzecie co do wielkości, po Madrycie i Barcelonie, miasto Hiszpanii, duży port nad Morzem Śródziemnym - jest stolicą prowincji, określanej mianem ogrodu tego kraju. Tutaj, w przeciwieństwie do innych regionów Hiszpanii, górzystych lub pokrytych jałowymi, spalonymi słońcem równinami, znajdują się żyzne pola uprawne i plantacje, zwłaszcza drzewek pomarańczy, ciągnące się także wzdłuż wiodącej w stronę miasta autostrady. Właśnie koniec listopada i początek grudnia to okres dojrzewania i zbiorów tego owocu - znakiem czasu mogą być podróżujące do Walencji, do sezonowej pracy na plantacjach pomarańczy, grupy młodych ludzi zza naszej wschodniej granicy.

katedra
Monumentalna sylwetka katedry zamyka perspektywę Plaza de la Reina

Mieszkańcy Walencji, podobnie jak niektórych innych prowincji Hiszpanii, posiadają własny, spokrewniony z katalońskim język, lecz na ulicach i we wszystkich kontaktach - w sklepie, restauracji, autobusie - dominuje hiszpański castellano. I choć np. tabliczki z nazwami ulic są zwykle w miejscowym języku, a różnego rodzaju teksty informacyjne na ogół dwujęzyczne, to przybysz z innego kraju rzadko ma okazję usłyszeć żywą mowę valenciano, wobec której staje oczywiście bezradny, gdyż w jej zrozumieniu nie pomoże najlepsza nawet znajomość hiszpańskiego.

A przecież najgłębiej przemawia tu do każdego uniwersalny język architektury i sztuki, który pozwala nam odczuwać nawet na odległym krańcu kontynentu wspólnotę europejskiej tożsamości, u której początków jest przecież - tak tutaj czytelna - wieloskładnikowa kultura śródziemnomorska. Tak jak w innych miastach Hiszpanii, w oczy rzuca się wspaniałość architektury sakralnej, ze wspaniałą katedrą, której monumentalna sylwetka zamyka perspektywę ogromnego Plaza de la Reina. Budowana przez ponad półtora wieku, w latach 1262-1426, ocalała od zniszczeń z lat trzydziestych, upaja dziś wzrok zwiedzających wspaniałością wystroju swego wnętrza, w którym surowość gotyckich murów i ołtarzy harmonizuje z przepychem późniejszych barokowych elementów. Z wnętrza katedry przejść można do sali muzeum diecezjalnego, w którym zgromadzono gotyckie rzeźby, pochodzące z różnych epok obrazy, m. in. Francisco Goyi, wspaniałe złote monstrancje i naczynia liturgiczne. Największym skarbem katedry jest jednak czczony jak relikwia kielich, wykonany z agatu i złota, zdobiony perłami i szmaragdami - Santo Cáliz de la Última Cena - który według legendy służyć miał Chrystusowi podczas Ostatniej Wieczerzy. Następnie święty Piotr zabrać go miał do Rzymu, gdzie służył do odprawiania liturgii jako kielich papieski. Podczas prześladowań chrześcijan odpowiedzialny za mienie Kościoła św. Wawrzyniec wysłał kielich do Huesca w Hiszpanii, aby uratować go przed zniszczeniem. Dalsze - już historycznie udokumentowane - losy kielicha wiążą się z jego obecnością w różnych miejscach Hiszpanii. Do Walencji trafił w 1424 r.

kościół
Na murach kościoła pw. św. Jana Chrzciciela
i św. Apostoła widoczne są jeszcze ślady zniszczeń
z czasów Republiki

Tamtejszą katedrę opuścił tylko dwukrotnie, wywieziony i ukryty w obawie przed profanacją i zniszczeniem, w czasie wojen napoleońskich w latach 1809-1813 i w czasie hiszpańskiej wojny domowej w latach 1936-1939. Ta hiszpańska wersja mitu św. Graala, niezależnie od jej prawdopodobieństwa historycznego, sprawia jednak, że kielich czczony jest jako przedmiot kultu. Podziwiać można go ze znacznej odległości, gdyż umieszczony jest w noszącej jego nazwę kaplicy za grubą pancerną szybą. W katedralnym sklepiku nabyć można jego miniaturowe kopie oraz pocztówki, na których papież Jan Paweł II podczas swej wizyty w Walencji w listopadzie 1982 r. z uszanowaniem pochyla się przed tą niezwykłą relikwią.

Zwiedzając katedrę w Walencji, koniecznie trzeba jeszcze wejść krętymi schodkami na szczyt jej 50-metrowej wieży, noszącej nazwę Miguelete od imienia największego z 12 zawieszonym tam dzwonów, i obejrzeć rozległą panoramę miasta. Zajrzeć trzeba też do wnętrza przylegającej do katedry późnorenesansowej kaplicy Nuestra Señora de los Desamparados - Matki Boskiej Opuszczonych, patronki miasta, której gotycki wizerunek jest tam otaczany kultem. Przed katedrą natomiast każdego czwartku obejrzeć można barwne widowisko - jak każe kultywowana od wieków tradycja, w tym dniu zbiera się tam Tribunal de las Aguas, czyli Trybunał Wodny, niegdyś rozstrzygający spory związane z tak ważną dla ubogiej w ten życiodajny płyn Hiszpanii sprawą nawadniania ziemi. Dziś to już tylko przyciągająca turystów ceremonia, ożywiająca na moment dawne tradycje.

Pełnią życia natomiast tętni wielki plac przed katedrą i otaczająca go dzielnica zabytkowych, wąskich uliczek każdej niedzieli, gdy zamieniają się one w jedno wielkie targowisko, na którym oferuje się dosłownie wszystko. To raj nie tylko dla kolekcjonerów różnorodnych staroci, pamiątek, płyt itp., nabyć tam można nawet żywe zwierzęta, te zwyczajne i te bardziej egzotyczne. I przybysza z Polski, przyzwyczajonego, iż tłumne bywają główne ulice miast tylko popołudniową porą w dni powszednie, gdyż pustoszeją wieczorami i w niedziele, dziwić może ten beztroski tłum, spacerujący bez pośpiechu w niedzielne przedpołudnie, tak jak zresztą i codziennie późnym wieczorem. I wydaje się, że tej różnicy mentalności nie można tłumaczyć tylko ciepłym śródziemnomorskim klimatem.

Spacer po Walencji odkrywa także inne zaskakujące zjawiska, jak chociażby widoczne jeszcze po ponad 60 latach ślady z czasów republiki i wojny domowej. I tak np. wchodząc do gotyckiego kościoła św. Katarzyny, którego wieża góruje smukłą sylwetką nad miastem, ze zdziwieniem spostrzega się w jego wnętrzu wyłącznie nowoczesny wystrój kaplic, pochodzący z ostatnich dziesięcioleci i kontrastujący w widoczny sposób z wiekowymi murami. Skromna wystawa u wejścia, zatytułowana 50 lat odbudowy kościoła św. Katarzyny, wyjaśnia sprawę. Kościół splądrowany i zniszczony w czasach Republiki, był rekonstruowany od roku 1950 aż do dni dzisiejszych. Podobnie rzecz ma się z niedalekim kościołem pw. św. Jana Chrzciciela i św. Jana Apostoła, którego zniszczenia widoczne są już z zewnątrz - puste dziury po nie zrekonstruowanych do dziś średniowiecznych witrażach, nie odnowiony do końca po zniszczeniach dach.

Jeszcze inne zaskoczenie czeka przybysza, który patrząc na plan miasta widzi przecinającą go szeroką rzekę - río Turia. Z daleka widać łączące jej brzegi dawne i nowe ponad stumetrowe mosty, przerzucone nad jej korytem. I dopiero zbliżając się do niej widać, że rzeki - nie ma. W latach pięćdziesiątych zmieniono bowiem jej bieg, wpuszczając jej wody w nowe, omijające miasto koryto, gdyż częste powodzie prowadziły wielokrotnie do znacznych zniszczeń. W dawnym korycie urządzono natomiast tereny sportowe i rekreacyjne - boiska, ścieżki rowerowe. Śladem przeszłości są także Torres de los Serranos, czyli wieże należące do rozciągających się niegdyś wzdłuż rzeki dawnych murów miejskich, wyburzonych w XIX w.

Ale będąc w Walencji trzeba jeszcze znaleźć czas, aby odwiedzić miejscowe muzea, zwłaszcza słynne Museo de Bellas Artes, szczycące się posiadaniem jednej z najcenniejszych kolekcji malarstwa w Hiszpanii. Zwiedzający staje tu przed płótnami takich mistrzów, jak Francisco Ribalta, Jose Ribera, Andrea del Sarto, Anton van Dyck, Bartolomé Murillo, Diego Vélazquez, El Greco, Francisco Goya. Dzieła El Greca obejrzec można także w pobliskim Museo del Patriarca. A warto jeszcze obejrzeć dokumentujące historie miasta Museo Histórico Municipal, wspaniałe zbiory ceramiki w Museo Nacional de Cerámica, czy wreszcie oryginalne akcesoria związane ze sztuką walki byków w Museo Taurino. A przecież i tak, jak każde niezwykłe miasto, opuszcza się Walencję z uczuciem niedosytu...

most
Most nad rzeką, której nie ma