POTOP W OPOLU

W nocy z 9 na 10 lipca Opole otrzymało cios nokautujący. Jedna trzecia miasta znalazła się pod kilkumetrową taflą wody. Dziesiątki tysięcy ludzi tych z wyższych kondygnacji zostało więźniami swoich domów, ci z parteru i pierwszych pięter stracili cały dobytek: meble, kosztowności, domowe biblioteki, zbiory pamiątek rodzinnych. Jedni w przerażeniu i szoku patrzyli z wyżej położonych domostw swoich sąsiadów, do których zbiegli, jak woda wlewa się oknami i drzwiami do ich mieszkań; inni którzy w tym czasie byli poza swoimi domami - w pracy bądź na zakupach - w osłupieniu zbliżając się do nurtu pędzącego ulicami żywiołu dowiadywali się, iż nie mają już gdzie wracać.

Tak było w sercu Opola na znajdującej się w widłach Odry i Młynówki wyspie Pasiece - dzielnicy bibliotek; instytucji naukowych; szkół artystycznych (plastycznej i muzycznej); siedzibie redakcji: radia, telewizji i prasy; konsulatu; słynnego amfiteatru i europejskiej klasy lodowiska; urzędów wojewódzkich; zasobnych willi mieszczańskich i opolskiej bohemy. Tak było na Zaodrzu - dzielnicy młodej, robotniczej, z licznymi punktowcami z tzw. wielkiej płyty i dużym centrum handlowym.

Tak było wreszcie na Wyspie Bolko, gdzie znajdował się ogród zoologiczny - miejsce spacerów opolan. Tej nocy ludzie słyszeli płacz zwierząt, które woda dosięgała w klatkach. Na moim podwórku wśród wraków samochodów, w żółtawej mazi z wielkimi plamami mazutu, skonał wielki hipopotam, na podwórkach sąsiadów tonęły jelenie, kangury, antylopy, zebry i bawoły. Pracownicy ZOO w bezsilnym bólu i przerażeniu widzieli jak ginie ich ogród z ukochanymi zwierzętami. Niedźwiedzica trzymała się zębami klatki, unosząc głowę kilkanaście centymetrów powyżej poziomu wody. Wisiała tak prawie dwie doby, zanim ludzie zdołali do niej podpłynąć motorówką. Lama i pies dingo przytulone do siebie czekały trzy doby na ratunek na wystającym z wody murku. Na wciśniętą między drzewa przyczepę traktorową wdrapały się afrykański byk watussi i wielki dzik, i trwały tam w przerażeniu kilkadziesiąt godzin. Z rury pod sufitem zdjęto młodego jenota i drapieżnego kota serwala. Ocalałe w wysoko położonym budynku małpy, do których przez świetliki w dachu dotarli pielęgniarze, wycieńczone głodem tuliły się do swoich wybawców nie zważając na przywiezione im pożywienie. Utonęła oswojona lwica Ryksa, która przychodziła do ludzi jak pies na zawołanie. Pływała kilkanaście godzin mając 20 cm powietrza między taflą wody a zadaszoną stalowymi prętami klatką.

Powódź zaskoczyła w Opolu wszystkich. To, że ludzi - szczególnie tych od prognoz i odpowiedzialnych za bezpieczeństwo - może dziwić i oburzać, ale że również zaskoczyła zwierzęta i ich instynkt samozachowawczy? Była to bowiem powódź niewyobrażalna w historii Opola. Miasto nad Odrą było wielokrotnie podtapiane, ale fala tej wysokości nie została odnotowana w tysiącletnich annałach Śląska Opolskiego. Opole powoli leczy rany. Leczy je również Uniwersytet, który poniósł największe straty z wszystkich polskich uczelni znajdujących się w dorzeczu Odry. Zagładzie uległ jeden z budynków Instytutu Chemii przy ul. Wandy, usytuowany blisko koryta rzeki. Nadaje się już tylko do rozbiórki. Przez kilkanaście dni w żółtawej cieczy, zanurzony do wysokości pierwszego piętra, stał pałacyk na ulicy Powstańców Śląskich, w którym mieściły się katedry folklorystyki i slawistyki. Musi być obecnie poddany remontowi kapitalnemu. I największa strata, to 120 tys. woluminów unicestwionych przez żywioł w magazynach biblioteki uniwersyteckiej, która też została zalana do wysokości pierwszego piętra. Kolejnych 50 tys. książek zostało podtopionych i poddawane jest teraz procesom wysuszania i odgrzybiania.

Księgozbiór uniwersytecki liczył około pół miliona woluminów. Został więc przez powódź znacznie uszczuplony - o prawie jedną trzecią. Zagładzie uległa chluba biblioteki Uniwersytetu Opolskiego - unikatowy zbiór czasopism śląskich: polskich i niemieckich, głównie XIX-wiecznych. Na wysypisko śmieci zostało wywiezionych trzydzieści kilka wywrotek oblepionych cuchnącym szlamem, butwiejących już roczników m. in. "Gwiazdki Cieszyńskiej", "Gazety Opolskiej" Koraszewskiego, "Studiów Śląskich", "Zarania", "Oberschlesiche Nachrichten".

Wielką ofiarność przy ratowaniu biblioteki wykazał cały zespół kustoszy i bibliotekarek, z dyrektorką Wandą Matwiejczuk na czele oraz przy usuwaniu skutków powodzi cały pluton żołnierzy, którzy przez miesiąc pod dowództwem chorążego Piotra Gawła wynosili zamoczone książki z magazynów piwnicznych - biblioteka miała trzy kondygnacje magazynów w podziemiach, do których wiodły wąskie, kręte schody.

W tym nieszczęściu Uniwersytetu wiele instytucji i osób śpieszyło z nieocenioną pomocą, która zostanie z największą wdzięcznością zapisana w annałach naszej Alma Matris. Pierwszymi byli Uniwersytet Śląski w Katowicach oraz Uniwersytet Toruński, który przejął kilka tysięcy książek do renowacji. Nieoceniona pomoc finansowa przyszła też od pana Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego z Londynu i pani Ewy Eser z Kolonii, która przywiozła do Opola specjalną komorę do suszenia książek wraz z jej obsługą. Po ustąpieniu pierwszej fali powodzi przybyli do Uniwersytetu wiceminister edukacji narodowej prof. Kazimierz Przybysz i przewodniczący Komitetu Badań Naukowych prof. Aleksander Łuczak, i obaj, po zapoznaniu się z rozmiarami nieszczęścia, bardzo konkretnie finansowo wsparli Uniwersytet. Podobnie zareagował dyrektor Banku Śląskiego w Katowicach. Dwóch pracowników Uniwersytetu Opolskiego Andrzej Kimala i Zbigniew Ratajczak opracowało błyskawicznie technologię, dzięki której uratowano setki mikrofilmów zgromadzonych w naszej bibliotece.

Do bilansu strat Uniwersytetu Opolskiego doliczyć należy osobiste dramaty jego pracowników, z których 34 straciło całkowicie mieszkania, w tym prof. Dorota Symonides - wybitna polska folklorystka i prof. Włodzimierz Kaczorowski - historyk. Przez tydzień w ich mieszkaniach stała woda do wysokości sufitu. Stracili swe unikatowe księgozbiory i warsztaty pracy.

Straty Uniwersytetu opolskiego egzemplifikują, tylko na podstawie jednej instytucji, czym była ta powódź dla całej południowej Polski. Jako urzędujący rektor zwracam się z prośbą o pomoc do wszystkich, którzy mogą przyczynić się do odtworzenia zbiorów Biblioteki Uniwersytetu Opolskiego.

Adres: Uniwersytet Opolski, ul. Oleska 48, 45-052 Opole.

Prof. dr hab. Stanisław S. Nicieja

Panie Rektorze - dziękujemy za tekst i chwilę sympatycznej rozmowy w Opolu. Mamy nadzieję na dalszą współpracę (choć może w innych, mniej dramatycznych okolicznościach).