MIĘDZY NAUKĄ A GMINĄ

Rozmowa z wiceprezydentem Katowic doktorem Adamem Kasprzykiem,
wieloletnim pracownikiem naukowym Uniwersytetu Śląskiego.

Panie Prezydencie, Pan sam związany jest z Uniwersytetem Śląskim, przepracował Pan wiele lat jako adiunkt na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii, jest Pan doktorem fizyki ciała stałego. Jakie ma pan wspomnienie uniwersyteckiego okresu w swoim życiu ?

Bardzo dobre! To jest moja macierzysta uczelnia, którą ukończyłem. Zostałem tam jako absolwent, to była moja pierwsza praca, która trwała 20 lat. Ja formalnie dalej jestem związany z Uniwersytetem, bo jestem tutaj w mieście na etacie samorządowym, co prawda już 7 rok, pełnię tą funkcję z wyboru. W momencie, gdy stracę tą pracę w Urzędzie Miasta, mogę na Uniwersytet wrócić.

Pamięta Pan siebie jako studenta?

Pamiętam jeszcze jako studenta Filii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Katowicach, dlatego że jak zaczynałem studia to była w Katowicach tylko Filia. Dopiero w 1968 zresztą z politycznych powodów, powstał Uniwersytet Śląski. Ówczesny rektor UJ wyraźnie wskazywał na to, że może stało się to troszeczkę za wcześnie. W tej chwili w moim przekonaniu najgorszy okres ma ta uczelnia już za sobą. Moi koledzy dochodzą już dziś do stołków rektorskich i rzeczywiście Uniwersytet Śląski się ogromnie rozwinął. Rozwinął się także mój Wydział - Matematyki, Fizyki i Chemii, nie mówiąc już o Instytucie Fizyki, z którego się wywodzę, który ma tak dużo samodzielnych kadr, że ja właściwie nie bardzo wiem, gdzie ja będę mógł wrócić, bo ja jestem biedny doktor, a tam już same "profesory". Ja się ogromnie cieszę z tego rozwoju, już w ramach kategoryzacji wydziałów ta nasza fizyka jest czymś, czym można się naprawdę pochwalić. Doceniają to nie tylko w Polscem, ale i poza granicami, we wrześniu odbył się u nas zjazd fizyków, na który zjechało 4 laureatów nagrody Nobla w dziedzinie fizyki i chemii. Miasto tutaj pomagało finansowo, podobnie jak poparło jubileusz profesora Augusta Chełkowskiego.

Jest pan samorządowcem a i naukowcem zarazem. Jak wygląda Uniwersytet widziany z okien Urzędu Miasta ?

Chcę wyraźnie zwrócić uwagę na to, co stało się w Polsce po 1990 roku. Powstał ustrój samorządowy i gminy o różnych rozmiarach, różnie jest więc z ich dochodami. Na tym poziomie rozwój samorządności się zatrzymał. Nie ma powiatów, za to powstała ustawa o dużych miastach, na mocy której dostaliśmy nowe poważne zadania, ale nie adekwatne środki finansowe na ich realizację. Katowice są, również w moim przekonaniu metropolią, w której mieści się bardzo dużo wyższych uczelni. : Uniwersytet Śląski, Akademia Medyczna, Akademia Muzyczna, Akademia Ekonomiczna, Akademia Wychowania Fizycznego, filia ASP, itd. Ta ilość wyższych uczelni, wielka liczba studentów i pracowników i liczne problemy nie odbijają się na dochodach gminy. Budżet miasta nie uwzględnia tego faktu. Jest on przeznaczony tylko na zapewnienie realizacji zadań własnych gminy. Nie ma nowych źródeł finansowania, pieniędzy, które można by przeznaczyć na ten zakres. Stąd wynikają problemy. My chcemy pomagać rzeczywiście dając pieniądze, tak jak to robimy od siedmiu lat. Początkowo były ona przeznaczone np. na naprawę dachu na Wydziale Biologii, czy na jakieś inne drobne remonty, patronujemy także porozumienie rektorów, które ma stworzyć nowoczesną sieć informatyczną międzyuczelnianą czy zjazdowi fizyków. To są jednak niestety, stosunkowo niewielkie pieniądze. Powinno się znaleźć jakiś sposób na to, by uczelnie były nadal samorządne, a z drugiej strony aby, miasta, które są siedzibami takich wyższych uczelni mogły więcej pomagać. Jednakże Regionalna Izba Obrachunkowa, która z mocy ustawy kontroluje gospodarkę finansową gminy, jest bardzo krytyczna.

W instytucji tej pracuje wiele osób kiedyś lub obecnie związanych z Uniwersytetem Śląskim bądź jako absolwenci, bądź pracownicy naukowi....

To prawda, ale RIO czasami się bardzo oburza, że my dajemy pieniądze administracjom specjalnym np. Policji lub Uniwersytetowi Śląskiemu, ponieważ to nie jest nasze zadanie ustawowe. I rzeczywiście to nie jest nasze zadanie w świetle prawa. Jeżeli my kosztem własnych zadań wydrzemy te pieniądze i uda nam się je dać Uniwersytetowi, to świadczy o tym, że zdajemy sobie sprawę z tego, że my jesteśmy skazani na metropolitalność, której nauka jest pewnym wymiarem. Skazani w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Z jednej strony potencjał intelektualny, za którym stoją wyższe uczelnie jest moim zdaniem jeszcze niewystarczająco wykorzystywany dla potrzeb miasta. Nie ma odpowiednich mechanizmów, choć są podejmowane próby ich uruchamiania. Dajemy zlecenia typu opracowanie studium uwarunkowań do planu zagospodarowania przestrzennego miasta czy badania socjologiczne. Wykorzystuje się więc kadrę naukową dla potrzeb miasta.

Drugą kwestią jest promocja miasta. Na przykład: przyjeżdża 4 laureatów nagrody Nobla w dziedzinie fizyki i chemii na zjazd Fizyków, to ja "na głowie stanę", żeby ich tu ściągnąć do urzędu Miasta i wskazać, że myśmy temu patronowali, że jesteśmy dumni, że jest u nas taka fizyka, że tacy goście do nas przyjechali. A przecież to nie jest nasze zadanie własne.

My wiemy, że Uniwersytet Śląski będzie miał w przyszłym roku swój jubileusz i chcemy to zauważyć w budżecie. Ale na dziś ze wstępnych przymiarek nam nie starcza nawet na nasze własne zadania, które realizować musimy. Państwo stale nam te dochody uszczupla, np. ostatnio wprowadzone zwolnienie opłat górniczych powoduje, że będzie w kasie miasta znacznie mniej pieniędzy.

Czy miasto ma jakąś wizje współpracy z Uniwersytetem, jakąś strategię działania wobec uczelni?

Powstał taki dokument jak studium uwarunkowań, w którym ten element jest zawarty jako cel strategiczny miasta.

Uniwersytet Śląski ma swoją siedzibę w kilku miastach, czy jest jakieś "porozumienie gmin uniwersyteckich" ?

Nie, ale patrzę bardzo realnie na możliwość rozwoju Uniwersytetu. I widzę że to ma być Uniwersytet Śląski, łączący różne ośrodki zamiejscowe - Cieszyn, Sosnowiec, Katowice i w tej chwili Chorzów w jedną całość.

Uniwersytet to także otoczenie, infrastruktura. Jaka tu jest rola miasta ?

My powinniśmy mieć jako miasto większe możliwości. Jeśli mamy budować campus pomiędzy Szopienicami a Sosnowcem dla Uniwersytetu czy chociaż uzbroić teren, to musimy mieć na to środki, na wykup ziemi, która jest w rękach prywatnych i w ten sposób moglibyśmy pomagać, ale tych środków nie mamy. I tu jest cała tragedia! My powinniśmy sobie poradzić z problemami komunikacyjnymi, w końcu podróżują studenci i pracownicy, ale to są tak bajońskie sumy, że to jest niemożliwe.

Uczelnia w mieście to także konflikty, które co jakiś czas wybuchają. Dotyczy to np. pomieszczeń dla klubów studenckich.

Pamiętam własne życie studenckie, byłem czynnym studentem w sensie konsumpcji kultury studenckiej. Faktycznie życie studenckie zamarło nieco w Katowicach, nad czym boleję. Ta nieszczęsna sprawa "Akantu", z którym są problemy to zupełnie inna kwestia. To klub już tylko z nazwy studencki, a spory wokół niego to raczej sprawa dla policji, straży miejskiej, itp.

W maju 1997 Senat Uniwersytetu przyjął dokument określający misję Uniwersytetu. Jakie jest pana zdaniem spojrzenie miasta miejsce uczelni w życiu wspólnoty mieszkańców?

Duma, że się posiada taki potencjał, a z drugiej strony świadomość, że go za mało wykorzystujemy. Przecież specjaliści z Uniwersytetu Śląskiego mogą przyczyniać się do rozwoju miasta i regionu - a to jest właśnie właściwa korelacja.

Na uczelni powstały takie jednostki jak Studium Wiedzy o Regionie, Centrum Edukacji Obywatelskiej. Czy są to organizmy pożyteczne dla miasta?

To jest bardzo ważne tworzenie więzi z regionem i nie jest tylko to kwestia gwary, ale i tego, że jesteśmy ziemią pogranicza i różne wpływy się tu krzyżowały. Kadra nauczycielska może więc z tego korzystać, ale musi mieć świadomość, że jest to bogactwo - a nie ograniczenie.

Jaka jest pana wizja istnienia Uniwersytetu we wspólnocie terytorialnej?

Ta wizja - to marzenie idealnej koegzystencji. Dzielimy się zadaniami: Uniwersytet Śląski musi być samorządny, samodzielny, dba o rozwój mieszkańców. My mamy pieniądze na infrastrukturę techniczną uczelni. Marzy mi się, żebyśmy umieli szanować talenty, bo takiego systemu wyławiania ludzi zdolnych nie ma. Inwestycja w ludzi zdolnych jest tym czego nie potrafimy. A to źle.

Tęskni Pan Prezydent za Uniwersytetem ?

Tak za kontaktem ze studentami. Choć, gdy przyszedłem do pracy w samorządzie poczułem się zafascynowany możliwościami działania. I zająłem się edukacja, pomocą społeczną. Doświadczenie naukowca mi pomogło, szczególnie umiejętność logicznego myślenia. Ale możliwość rozwiązywania problemów mnie bardzo pociągnęła. W samorządzie widać skutki swoich posunięć. A to wciąga.

Dziękuję za rozmowę.