Ciągle powiedzenie "czeski film" kojarzy nam się z czymś chaotycznym i pozbawionym sensu, i pewnie szybko się to nie zmieni, ale co tak naprawdę wiemy o czeskiej kinematografii? Większości z nas Czechy nadal kojarzą się jedynie ze specyficznym i śmiesznym dla nas akcentem, piwem i Krecikiem.
W porównaniu z wiedzą o innym kraju słowiańskim, jakim jest Słowenia to całkiem sporo,
Z takim przekonaniem Jolanta Dygoś co roku w kwietniu organizuje w Cieszynie Festiwal sygnowany nazwą "Kino na granicy", którego pierwsza edycja odbyła się w 1999 roku. Z organizatorką ze strony polskiej rozmawiała Agata Tarnawska.
Agata Tarnawska: Jacy goście zaszczycali swoją obecnością kolejne edycje Festiwalu?
Jolanta Dygoś: Na przyjeździe gości bardzo nam zależy, więc dbamy o to, aby wyjątkowo dobrze czuli się w Cieszynie. Pierwszy, w 1999 roku, przyjechał Jiři Menzel. Bardzo nam schlebiało, że przyjął zaproszenie na zupełnie nieznaną imprezę (to była pierwsza edycja) i - powiedzmy sobie szczerze - do prowincjonalnego miasta Cieszyna. Wcześniej uprzedzano mnie, że zachowuje się jak gwiazda hollywoodzka. Odpowiadałam, iż przez trzy dni jestem gotowa "robić" nawet za czerwony dywanik i rozpuszczać go do woli, a potem w Pradze niech sobie z nim robią, co chcą. Opinie te okazały się nieprawdziwe, a pan Menzel dał poznać się jako niezwykle sympatyczny, otwarty i dowcipny człowiek gotowy uczestniczyć bez zastrzeżeń i fochów w programie, który mu zaplanowaliśmy. W Cieszynie obchodziliśmy jego imieniny, dostał tort w kształcie pociągu, a oprócz tradycyjnego "Sto lat" chór złożony z publiczności wyrecytował "Lokomotywę" Tuwima, aby uświadomić mu, jak ważny w świadomości Polaków jest pociąg.
Czy był wśród gości ktoś, na wspomnienie kogo uśmiecha się Pani najserdeczniej?
Najbliższy mojemu sercu jest Vojt?ch Jasný, którego nazwisko w pełni oddaje jego "jasny" charakter. Przyjechał z Nowego Jorku, gdzie mieszka od lat, a ponieważ jest człowiekiem bardzo uduchowionym, od początku nastawiony był na intensywność kontaktu z ludźmi. To on robił nam zdjęcia, chciał spacerować, jeździć na wycieczki, rozmawiać... Publiczność go uwielbiała, bo przed każdym swoim filmem opowiadał, potem siadał i oglądał go wraz z nimi. Kondycję zresztą miał (mam nadzieję, że nadal ma) imponującą i dawał nam przykład zdrowego trybu życia, co, we wszystkich budziło lekkie poczucie winy.
A Juraj Jakubisko?
Przyjechał wraz ze swoją żoną Deaną (aktorką i producentką). Spędzili w Cieszynie tylko jeden dzień. Perspektywa ich wizyty wprawiła mnie w stan histerii, bo pani Deana - delikatnie mówiąc - jest osobą niezwykle wymagającą i każdy, kto wiedział, że ich przyjazd się zbliża, współczująco kiwał głową. Zresztą wcześniejsze potwierdzenia przyjazdu, odmawianie, zmiany terminu, pytania, jakim samochodem pojadą z lotniska - wszystko to zdawało się potwierdzać krążącą opinię. Na szczęście i w tym przypadku fatalne prognozy nie sprawdziły się.
Czyli stereotypy padały jeden po drugim?
Dosłownie. Ale np. Juraja Herza bałam się z innych powodów. Jego filmy, a szczególnie "Palacz zwłok", pozwalają podejrzewać, iż może on być trudny w kontakcie i taki był podobno w samochodzie na trasie Brno-Cieszyn. Zgromadziłam, więc sympatycznych ludzi w restauracji "Targowa" i czekaliśmy z obiadem. Wysiadł z auta i, jak mówi osoba wioząca go, objawił się zupełnie innym człowiekiem i, czym nas zaskoczył, fantastycznie mówiący po polsku. Oczywiście po spotkaniu z publicznością podzieliłam się z nim moimi wcześniejszymi obawami. Powiedział, że rozumie doskonale, bo gdy jego żona dzień przed ślubem pokazała rodzicom "Palacza zwłok", prosili, żeby nie wychodziła za mąż za faceta, który nakręcił taki film.
W jakich granicach kształtuje się liczba widzów Festiwalu?
Ostatnio jest coraz więcej osób. Nie mam głowy do liczb. Projekcje po obu stronach Olzy, koncerty, imprezy klubowe, plenery - około 15 tys. osób. A czy można stwierdzić, że są to głównie koneserzy kina? Stali widzowie, a więc ci kupujący akredytacje to głównie bohemiści i filmoznawcy.
Czy oprócz "Kina na granicy" są w Polsce inne imprezy propagujące czeską i słowacką kinematografię?
Imprez jest bardzo dużo. Lubuskie Lato Filmowe w Łagowie jest prezentacją kinematografii Europy Środkowej, Letnia Akademia Filmowa w Zwierzyńcu też chętnie sięga po filmy czeskie i słowackie. Nie ma obecnie chyba poważnej imprezy filmowej, w której programie zabrakłoby Czechów i Słowaków. Gorzej jest z dystrybucją. Tu rzeczywiście jest poważna luka.
Co w ciągu tych 7 lat było dla Pani największą nobilitacją?
Liczny udział gości - wybitnych reżyserów. Byli wśród nich: Agnieszka Holland, Jiři Menzel, Vojtěch Jasný, Juraj Jakubisko, Juraj Herz, Vladimír Michálek, Martin Šulik, Jan Hřebejk i inni. Także świetne koncerty dali w Cieszynie: Hana Hegerová, Quartet East, MCH Band, Echt, Radůza, Ida Kelarová, Petr Lipa. Muzyka czeska to przecież nie tylko Helena Vondračková i Karel Gott!
Atrakcje VII Festiwalu "Kino na granicy" 2005
W tym roku organizatorzy zaprosili reżyserów wywodzących się z Cieszyna: Františka Vláčila oraz Mariusza Grzegorzka. Wyświetlanych było 13 najnowszych filmów czeskich i słowackich, a wśród nich pojawiły się filmy m.in. Petra Zelenki i Martina Šulíka. Świetny film tego drugiego SLUNEČNÍ STÁT można było zobaczyć już w 3 dni po jego oficjalnej premierze. Z koncertem przyjechał Marian Varga - słowacki instrumentalista oraz przedstawiciel czeskiego undergroundu zespół DG 307. Widzowie zgodnie stwierdzili, że była to jedna z lepszych edycji festiwalu. Na pewno zadziałała magiczna siódemka związana z tą odsłoną "Kina na granicy", ale obiektywnie trzeba przyznać, że tegoroczny program był po prostu w stu procentach trafiony.
Oficjalna strona Festiwalu:
www.kinonagranicy.pl
Agata Tarnawska