Pokaz filmów najpopularniejszego reżysera kanadyjskiego Denysa Arcanda, cykl wykładów poświęconych literaturze w Quebeku, a także degustacja kilku tradycyjnych dań kuchni quebeckiej - oto główne pozycje programowe Dni Quebeckich, które odbyły się w dniach od 26 do 29 kwietnia na Wydziale Filologicznym w Sosnowcu i Rybniku - równolegle do Dni Kanadyjskich. Organizatorem imprezy był Zakład Francuskojęzycznej Literatury Kanadyjskiej i Przekładu Literackiego w Instytucie Filologii Romańskiej Uniwersytetu Śląskiego.
Dni Quebeckie były pierwszą imprezą zorganizowaną przez istniejący zaledwie od roku Zakład Francuskojęzycznej Literatury Kanadyjskiej w Instytucie Filologii Romańskiej. Wykładowa część Dni skierowana była głównie do studentów francuskojęzycznych. Natomiast w części kinowo-kulinarnej mogła już wziąć udział szersza publiczność; filmy Arcanda miały podtytuły angielskie, a specjałów quebeckiej kuchni mógł spróbować każdy.
Na inaugurację Dni Quebeckich, która miała miejsce w Zakładzie Dydaktycznym w Rybniku, przypadła projekcja filmu Denysa Arcanda "Jésus de Montréal" (Jezus z Montrealu) z 1989 roku oraz wykład Ewy Figas na temat głównych nurtów literatury quebeckiej. Szkoda tylko, że na inaugurację imprezy nie pofatygowało się szersze grono rybnickich studentów. Dziwi to tym bardziej, że pomysł rozpoczęcia Dni Quebeckich w Rybniku przyjęli oni ze sporym entuzjazmem. Całe szczęście, że na Wydziale Filologicznym w Sosnowcu, gdzie odbył się dalszy ciąg imprezy, pod względem frekwencji było już dużo lepiej.
Ewa Figas przybliżyła dzieło Jacquesa Godbout |
Publiczność w Sosnowcu miała okazję wysłuchać wykładów o dwóch emblematycznych pisarzach quebeckich: Karolina Kapołka przedstawiła twórczość Michela Tremblaya, pierwszego pisarza quebeckiego, który jako pierwszy odważył się pisać w tzw. "joualu" - języku robotniczej ludności Montrealu. O powieści Jacquesa Godbout "Les Tętes r Papineau", będącym swoistym rozliczeniem z przegranym przez zwolenników niepodległego Quebeku referendum z 1980 roku, opowiedziała Ewa Figas. Sporym powodzeniem cieszyły się projekcje dwóch kolejnych filmów Denysa Arcanda "Le Déclin de l'empire américain" (Zmierzch imperium amerykańskiego) z 1986 roku oraz "Les Invasions barbares" (Inwazja barbarzyńców) z 2002 roku (Oscar 2003 za najlepszy film nieanglojęzyczny). W przerwie między projekcjami widzowie mogli posilić się talerzem "quebeckiej grochówki" sporządzonej wiernie według tradycyjnego quebeckiego przepisu.
Imprezę zwieńczył bufet specjałów kuchni quebeckiej. Głównym jego punktem były chrupiące tosty z masłem orzechowym i syropem klonowym.
Karolina Kapołka przedstawiła sylwetkę Michela Tremblay |
Z prof. dr. hab. Krzysztofem Jaroszem, kierownikiem Zakładu Francuskiej Literatury Kanadyjskiej i Przekładu Literackiego w Instytucie Filologii Romańskiej UŚ o idei zorganizowania Dni Quebeckich rozmawiał Michał Krzykawski.
Dni Quebeckie zorganizowne zostały nie bez powodu. Zagadnienia z literatury i kultury francuskiej części Kanady zostaną wprowadzone na stałe do programu dydaktycznego na Filologii Romańskiej. Kiedy to nastąpi?
Prof. dr hab. Krzysztof Jarosz: Istotnie, program bloku kanadyjskiego został już zaaprobowany przez dyrekcję Instytutu Filologii Romańskiej i zatwierdzony przez Radę Wydziału. Rusza od października 2005 roku dla studentów II roku specjalności filologia romańska i język francuski.
Będzie obejmował wykłady z francuskojęzycznej literatury kanadyjskiej w III i IV semestrze pierwszego (licencjackiego) cyklu i wykład o języku francuskim w Kanadzie w IV semestrze.
Prof. dr hab. Krzysztof Jarosz |
Czego studenci mogą się spodziewać w związku z tą zmianą i czemu ma ona służyć?
Uważam, że przede wszystkim zmiany sposobu postrzegania francuskości w dzisiejszym świecie. To, co szumnie nazywa się frankofonią, czyli wspólnotą krajów gdzie mówi się po francusku, jest w naszej świadomości odświętną fikcją, którą wyciąga się z okazji różnych świąt okolicznościowych jako alibi dla kulturowej i ideologicznej, postkolonialnej dominacji byłej metropolii. Po obchodach Dni Frankofonii wraca się do nauczania (i uczenia się) historii, cywilizacji, literatury i języka jednego tylko kraju, Francji. Niczego tej wielkiej światowej kulturze nie ujmując, sądzę, że czas zająć się tymi kiełkami, które w łaskawości swojej, a przede wszystkim w swoim bardzo dobrze pilnowanym interesie, rozsiała po świecie od epoki wielkich odkryć, a potem z własnej woli albo wbrew niej zostawiła swojemu losowi, krzywiąc się teraz z wielkopańska, że odstąpieni koronie brytyjskiej razem z niedocenianymi w metropolii morgami śniegu (to słowa Woltera) po dwóch z okładem wiekach separacji od Starego Kraju mówią z akcentem odbiegającym od paryskiej wymowy. W przypadku Quebeku i jego mieszkańców, od lat 1960 to już nie folklor zakonserwowany w wiejskich skansenach, ale naród o ukształtowanej tożsamości, a przecież różnorodny w swych poglądach, co akurat nas Polaków nie powinno dziwić u innych, stosunkowo bogaty, o prężnie rozwijającej się gospodarce i niesłychanie różnorodnej kulturze wzbogacanej przez zasymilowanych językowo, ale wprowadzających ożywczą inność spojrzenia, twórców pochodzących z wielu krajów świata tak od siebie odległych jak Brazylia, Chile, Chiny, Haiti, Polska, Izrael czy nawet... Francja. Kultura quebecka to przeżywanie po francusku amerykańskości, a najnowsza quebecka literatura i film realizuje niezwykle oryginalną syntezę skutecznych zabiegów technicznych i tematycznych podpatrywanych za miedzą w U.S.A. i bynajmniej nie skomercjalizowaną europejską wrażliwością artystyczną, która tak często zatraca się w masowej kulturze "made in Hollywood". Reasumując, wprowadzenie tematyki quebeckiej i, szerzej, kanadyjskiej, to zakres wiedzy, który może się przydać romanistom praktycznie myślącym o przyszłości zawodowej z zachodnią półkulą w tle, dla tych, którzy wybierają się na studia politologiczne to zrobiony mimochodem kurs wiedzy o drugim co do wielkości kraju świata, dla romantyków powiew pierwotnej puszczy pachnącej żywicą, a dla intelektualistów czystych, jeszcze nie zainfekowanych bakcylem pragmatyzmu, frajda dogłębnego poznania czegoś, o czego istnieniu teoretycznie się wie, ale czego tak naprawdę nie sposób zgłębić inaczej jak uczestnicząc w zajęciach zapewniających dużą satysfakcję poznawczą.
Dziękuję za rozmowę.
Michał Krzykawski