Co roku na wiosnę zasypywani jesteśmy kolejną porcją rankingów szkół wyższych. Swoje zestawienia prowadzą "Polityka", "Newsweek", "Rzeczpospolita", a ostatnio również "Przekrój". Pojawiają się też różne doraźne badania - wszystko po to by... no właśnie?
Przeżyliśmy już manię sondaży przedwyborczych. Były rankingi partii, które nie istniały. Były sondaże kandydatów na prezydenta, którzy kandydatami nie byli. Wiosna jest okresem innego rodzaju zestawień. Oto w czasie pomaturalnych wyborów stojącymi przed rzeszą młodych licealistów w szranki stają uczelnie wyższe. Te prywatne i te państwowe. Jakie budynki, jaka kadra, jak traktowany jest student? Tego i jeszcze wielu innych rzeczy można się z nich dowiedzieć. To wszystko ma pomóc podjąć decyzję wyboru szkoły. Jest tylko jeden problem... Maturzyści, którzy mogą sobie pozwolić na wybór szkoły (myślę o tych starających się o studia dzienne na uczelniach państwowych) należą do mniejszości. Bo ile osób może sobie pozwolić na studiowanie poza miejscem zamieszkania?
Gdzie studiować?
Wybór uczelni w największej mierze zależy od czynników ekonomicznych. Normą jest, że ludzi mieszkający w pobliżu uczelni właśnie do niej będą starali się dostać. To powoduje, że dla bardzo wielu osób sprawa wyboru miejsca studiowania jest od początku przesądzona. Ale inaczej jest z osobami, które mieszkają daleko od naszej Uczelni a jednak właśnie na niej chcieli podjąć studia. Pytani o udział rankingów w decyzji o miejscu studiowania studenci odpowiadają, że była to sprawa raczej drugorzędna. Wybór uczelni był podyktowany bliskością dojazdu, namową rodziców, zasłyszanymi opiniami czy decyzją kolegów udających się na ten sam kierunek. Inny problem mają tacy ludzie jak Justyna Malczak. - Chciałam iść na muzykoterapię w systemie dziennym, a taki kierunek jest prowadzony tylko na Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Więc kłopotu z wyborem szkoły nie miałam żadnego.
Także maturzyści nie przykładają wielkiej wagi do rankingów. Emilia Chmielewska z III L.O. im. Adama Mickiewicza w Katowicach wybiera się do Krakowa. -Zawsze chciałam studiować w Krakowie, a tam jest tylko Uniwersytet Jagielloński, więc nie mam wyboru - tam będę składała papiery. Kasia Pietrala, jej koleżanka, powtarza, że nawet nie będzie do rankingów zaglądała. - Chcę zdawać na politologię i kulturoznawstwo na UŚ-iu. Nie stać mnie na studia gdzie indziej. Rankingi mnie nie interesują. Poza tym pozycja poszczególnych uczelni się od lat nie zmienia - i tak wiadomo, że Warszawa jest najlepsza...
Kierunki wg "Polityki"
Tygodnik "Polityka" swój ranking wyższych uczelni prowadzi już od 6 lat. Metodologia badania jest ciekawa, bowiem zestawienie nie obejmuje całej uczelni, tylko jej poszczególne kierunki. Do ich oceny korzysta się z kryteriów pozycji akademickiej, potencjału kadrowego, czy infrastruktury. Do tych najpopularniejszych od lat należą politologia, informatyka, ekonomia i zarządzanie, prawo, psychologia, pedagogika i socjologia.
Uniwersytet Śląski w tych zestawieniach wypada różnie. Zdecydowanie najlepszym kierunkiem jest politologia. Zajmuje piąte miejsce ex aequo razem z Uniwersytetem Jagiellońskim. Jednak aż dziw bierze jak różne są odczucia studentów i wyniki badania. Na politologii największą zaletą jest potencjał kadrowy [ktoś powie (sic!)]. Niezłą pozycję zajmuje infrastruktura z biblioteką na czele. Dają jednak o sobie znać różne problemy z władzami kierunku, bowiem najsłabiej politologia wypadła w kwestii orientacji na studenta.
W pierwszej dziesiątce plasują się jeszcze socjologia, pedagogika, prawo i psychologia. Ciekawy jest wynik, jaki uzyskało prawo: kierunek zajmuje drugie miejsce, jeśli chodzi o selekcyjność, czyli trudność w dostaniu się na studia. Studenci mogą się pochwalić tym, że zdali egzaminy wstępne będące jednymi z najtrudniejszych w kraju. Pozostaje tylko pytanie, po co...
Zdecydowanie najgorzej na UŚ-iu stoją informatyka (miejsce 24.) i zarządzanie (na pozycji 22.). Kiepsko jest z kadrą, infrastrukturą, orientacją na studenta. Nie jest to powód do dumy, tym bardziej, że w tych zestawieniach prześcignęli nas chyba wszyscy..
.Dyrektorzy wg "Newsweeka"
"Newsweek Polska" przyjął inne niż "Polityka" kryterium. Jak można przeczytać w raporcie: " (...) interesowało nas tylko jedno - na ile skutecznie uczelnie przygotowują swoich studentów do sprostania wymogom rynku pracy." Punkty przyznawane są za stanowiska dyrektorskie, kierownicze i etaty specjalistów przypadających na liczbę absolwentów od 1995 roku. Wybór nie wydaje mi się pełny, bowiem wzięta na warsztat została tylko "elita" pracownicza - brakuje zwykłych pracowników. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że takie badanie jest niemożliwe. takiego badania. Kto chce niechaj wierzy, kto nie chce niech nie wierzy.
Nie ma co ukrywać, że UŚ stoi słabo. W firmach badanych przez "Newsweeka" pracuje 430 osób, podczas gdy z porównywalnego pod względem ilości absolwentów Uniwersytetu Warszawskiego, pracuje na kierowniczych stanowiskach 1941 osób. W rankingu ogólnopolskim UŚ zajmuje 75 miejsce (0,81% absolwentów zajmuje intratne stanowiska). Można się pocieszyć, że wyprzedziliśmy Kwidzyń, Konin, Schuchelów... W zestawieniu uczelni państwowych UŚ uplasował się na 50. miejscu, czyli dalej nisko. Nasza uczelnia równie słabo wypada w porównaniu z innymi uniwersytetami - zajmuje trzynaste miejsce na siedemnaście badanych placówek.
Na te niepocieszające wyniki trzeba jednak spojrzeć z innej strony. Jeśli pokusić się o zestawienie uczelnie wg bezwzględnej liczby pracowników to UŚ z 430. etatami znalazłby się nie pod koniec a w środku rankingu. Ale może słaby wynik Uniwersytetu Śląskiego to nie jest wina uczelni tylko małych ambicji zawodowych absolwentów? Może Ślązacy wolą wykonywać polecenia niż je wydawać? Marnym pocieszeniem jest to, że UŚ poprawił zeszłoroczną, jeszcze gorszą pozycję...
Samopoczucie wg "Przekroju"
Jeszcze inne kryterium badania uczelni przyjął tygodnik "Przekrój". Gazeta razem z miesięcznikiem "Semestr" rozdała studentom 36 uczelni ankiety, w których ci mieli się wypowiedzieć, co myślą o miejscu swojej nauki. Oceniali program studiów i jego realizację, profesjonalizm swoich wykładowców, indywidualne podejście uczelni do studenta, infrastrukturę, obsługę administracyjną, organizację praktyk oraz system stypendiów naukowych i socjalnych.
Całe badanie, moim zdaniem, jest niewiele warte, bowiem nie obrazuje ono niczego, poza samopoczuciem studentów. Bowiem co znaczy ocena, że szkoła jest fajna na 4 a nie na 3 punkty? I dlaczego opinia studentów danych wydziałów i kierunków rzutuje na całą uczelnię? Przecież nie od dziś jest wiadomo, że jedne kierunki są lepsze a inne słabsze. Dlaczego uśredniać? Poza tym opinii nie wolno zestawiać: student ze Śląska nic nie wie o warunkach studiowania na Wybrzeżu, więc dlaczego w ogóle pytać go o zdanie? Chyba tylko po to, żeby poczuł się bardziej dowartościowany...
Ranking wywołał spore zamieszanie na UŚ-iu, bowiem śląska uczelnia uplasowała się pod koniec zestawienia. Gorzej wypadła tylko Akademia Medyczna w Gdańsku. Rzecz ciekawa, że skwapliwie donoszący o zdobytych przez uczelnię lokatach serwis www.us.edu.pl przemilczał ranking "Przekroju". Ja wiem, że o rzeczach wstydliwych lepiej nie rozmawiać, ale nie jest to przykład rzetelności dziennikarskiej.
Co z tego wynika?
Wynika z tego wszystkiego niewiele. Przeważająca większość studentów i tak idzie tam, gdzie pozwala budżet, czyli w praktyce tam, gdzie najbliżej. Dla nich takie rankingi nie mają większej wartości, bowiem nawet najgorszy wynik nie jest w stanie ich odstraszyć. Poza tym wciąż bardzo silny jest stereotyp, że uczelnia państwowa, jaka by nie była, jest lepsza od prywatnej (nawet, jeśli obie mają tę samą kadrę...). Analitycy mówią, że to się już wkrótce zacznie się zmieniać. Dr Bernard Grzonka z Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa przyznaje, że te rankingi wciąż są drugorzędnym kryterium wyboru przyszłej uczelni. Powtarza, że należy bacznie przyglądać się przyjętej metodologii i patrzyć na zestawienia z przymrużeniem oka. Dodam od siebie, jako szczęśliwy student politologii, że choć w rankingu "Polityki" mój kierunek stoi ex aequo z Uniwersytetem Jagiellońskim, te jednak ten ostatni jest lepszy, bo w Krakowie... Ale to już "kwestia smaku"...
Kamil Pietrala