Rok akademicki, który właśnie nam właśnie upływa i wkrótce szczęśliwie zostanie przerwany z powodu ferii świątecznych, rozpoczął się w cieniu napadu terrorystów na Nowy Jork i Waszyngton. Było to wydarzenie tak ważne, że nawet Jego Magnificencja odniósł się do niego podczas inauguracji. Na uczelni nie powinno to dziwić, bowiem w zasadzie na uczelni uprawia się naukę. Zaś niezależnie od tego, jak bardzo można się wybrzydzać na amerykanizację, macdonaldyzację i Michaela Jacksona, trudno zaprzeczyć, że bez USA nauka światowa może by istniała, ale jakoś tak inaczej. Można co prawda żałować, że jeśli już ktoś chciał zaatakować Amerykę, to szkoda, iż nie celował w Listę Filadelfijską, ale nie sposób dziś sobie wyobrazić sensownego postępu w badaniach bez odniesienia do wyników uzyskanych w amerykańskich uniwersytetach oraz instytucjach badawczych. Dlatego wielu spośród nas ma przyjaciół - w sensie naukowym bądź dosłownym - po drugiej stronie oceanu. Nic dziwnego, że ich problemy muszą być naszymi problemami, a ich strach musi i nam się udzielać. Szkoda tylko, że ów strach w oczach wybitnych nieraz luminarzy nauki, dość często wypowiadających się ostatnio na temat ataku z 11 września, nabiera rozmiarów monstrualnych, nieledwie przerasta Mechagodzillę, przemieniając się tym samym w groteskę i karykaturę. Poważni ludzie prześcigają się w podkręcaniu śruby. Wczoraj zamach skojarzył się komuś z murem Hadriana i chińskim murem (?!?), być może jutro ktoś powie, że to największa katastrofa od czasu, gdy wyginęły dinozaury.
Przesada budzi podejrzenia i reakcję; nie chcąc wpadać w histerię inni specjaliści biorą w obronę podejrzanych i lansują tezę, iż ,,są inne sposoby walki z terroryzmem” niż zmasowane naloty na Kabul. Niestety, nie chcą podzielić się z nami tajemnicą i nie mówią jakie to sposoby, a jeśli już coś odkrywają, to czynią to z gracją firmy consultingowej, która bierze duże pieniądze za sto stron ekspertyzy streszczającej się do opinii ,,a skąd my mamy wiedzieć, co będzie dla ciebie najlepsze”. Zamiast tego autorytety nawołują do powszechnej tolerancji i piętnują wszelkie oburzenie jako rasizm, ksenofobię itp., każą się wstydzić za dyskryminowanie Arabów mową, myślą lub uczynkiem. Chciałem w tym miejscu wyznać, że po 11 września nie przestałem używać cyfr arabskich, więc chyba jestem ,,kryty”.
Rozpisałem się o reakcjach na terroryzm, ale w końcu papier wszystko zniesie, zaś w moich kręgach towarzyskich już nikt nie chce o terroryzmie rozprawiać. W naszym kraju poziom refleksji nie odbiega od tego, który tak genialnie wyraził Poeta, wkładając w usta reprezentanta ludu słowa ,,niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna". Ale nie tylko prawdziwe wojny mogłyby naruszyć spokój, przerwać ciszę i rozwiać zaduch, w którym pogrążona jest ,,polska wieś”, a właściwie dom nasz, majętność cała i wszystkie wioski z miastami. Jak pokazuje kronika bieżących wydarzeń, spokój naruszają wszelkie wyzwania przychodzące z tego dalekiego, obcego duchowi polskiemu świata. Obca duchowo jest nam nie tylko wojna, ale wszelkie jej namiastki, a zwłaszcza konkurencja. W związku z tym zagrożeniem jawi się wszystko, co zmusza nas do wysiłku. Sądząc po pierwszych decyzjach nowego rządu, jednym z największych zagrożeń jawią się zmiany w systemie oświaty. Naruszyły one spokój i zacisze polskiej szkoły, a może jeszcze bardziej zacisze pokoju nauczycielskiego. Brutalny atak terrorystyczny, operacja pod kryptonimem ,,próbna matura" wykazała słabość i mierność edukacji. Szczególnie perfidnym narzędziem użytym przez napastników był system zewnętrznej oceny. Ministerstwo pod światłym przewodem pani minister postanowiło nie tyle stłuc termometr, co przenieść go zza okna do wewnątrz - nie będziemy się więcej stresować niską temperaturą na zewnątrz. W ślad za decyzjami w sprawie matur, przywracającymi egzaminowi dojrzałości komfort domowego ciepełka, poszły kolejne uderzenia. Wracają technika i szkoły zawodowe, tak żywotnie potrzebne jako miejsce pracy rzesz nauczycieli, wychowujących w duchu spokoju, tolerancji dla błędów i unikania frustracji związanych z konkurencją na rynku pracy. Ich absolwenci z konkurencją nie mają bowiem nic wspólnego, a w każdym razie żadnej konkurencji nie stanowią. Nic dziwnego, skoro w oglądanym przeze mnie wczoraj teleturnieju nauczyciel matematyki (tak się przedstawił) nie potrafił odpowiedzieć jak się nazywają te liczby rzeczywiste, które nie są wymierne. ,,Nauczyciel” wyznał też, że ma wykształcenie ,,średnie ogólne” - tymczasem już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku jeden z kolejnych reformatorów oświaty postulował, by w szkołach nie zatrudniać pedagogów bez stopnia magisterskiego. Ale widocznie wtedy też ktoś doszedł do wniosku, że taka rewolucja naruszy ciszę i błogi spokój. Myślę, że rząd powinien pójść dalej za ciosem: zażądać, żeby z zestawów pytań teleturniejowych usunąć matematykę, tego wąglika atakującego dobre samopoczucie zawodników. Powinno się też zabronić pytań dotyczących Biblii, bo to religianctwo, oraz używania łaciny, bo to ciemnota. Następnie zlikwidować nominały i figury geometryczne na banknotach (w imię dalszej walki z matematyką) i wprowadzić w zamian portrety bohaterów ,,Big Brothera”. Zaś niszcząc zarodniki oceny zewnętrznej powinno się wytrzebić KBN, spalić listę filadelfijską i mianować asystentów na docentów, najlepiej w marcu. A potem to już wszyscy możemy pojechać z hufcem pracy zrywać truskawki w Europie, bo do tego łatwo człowieka przyuczyć.