11 października 2001 r. W klubie „Platforma” w Bytomiu odbył się V Turniej Jednego Wiersza im. St. Horaka. Zaprezentowano 54 wiersze - imponująca liczba! Czyżbyśmy byli świadkami narodzin nowego pokolenia? A może to po prostu szerząca się grafomania, której autorów jak magnes przyciąga specyficzna atmosfera tego typu imprez, a przede wszystkim środowiska?
Minęła 17.00. Galeria, mieszcząca się na pierwszym piętrze klubu, wypełniona niemalże po brzegi. Przy stoliku, gdzie rejestrowano uczestników, raz po raz ktoś odważny decyduje się na wzięcie udziału. Ci, którzy zrobili to już wcześniej nerwowo zerkają na zmięte kartki papieru i starannie zapisane na nich tekstu; krytyczny rzut oka, ostatnie poprawki... W powietrzu unosi się specyficzna atmosfera (a przede wszystkim aromaty: wina, piwa i papierosów!).
Wreszcie Marcin Hałaś, dzięki któremu nota bene turniej stał się imprezą coroczną, dokonał oficjalnego otwarcia. Dalsza część konkursu, część zasadnicza, „poszła gładko” (pytanie tylko czy nie za „gładko”...?). Kolejni uczestnicy wychodzili, odczytywali swoje utwory (niektórzy recytowali) i wracali na swoje miejsce - witani i żegnani mniej lub bardziej hucznymi oklaskami. Jak można wnioskować z reakcji zebranych i komentarzy prowadzącego, część z nich to stali bywalcy turnieju, których twórczość była wszystkim dobrze znana. Byli i debiutanci. Pojawili się także laureaci z wcześniejszych lat, a wśród nich G. Olszański czy P. Lekszycki, tym razem w roli słuchaczy. A teksty? - bo to przecież one są głównymi bohaterami turnieju.
Pierwsza rzecz, jaka rzuciła mi się w oczy (a raczej w uszy!), to niemal monotematyzm prezentowanych wierszy. Niewielu było takich, którzy wyszli poza ramy przytłaczającego egzystencjalizmu, motywy śmierci, przemijania itp. Niestety sprawdziła się także moja obawa przed grafomanią - banalne rymy, frazeologizmy czy neologizmy w niektórych (!) wierszach zabijały tendencyjnością. Nie znaczy to jednak, że nie pojawiły się teksty naprawdę dobre, dopracowane i oryginalne. Jednak w natłoku ponad pięćdziesięciu utworów, czytanych jeden po drugim, bez chwili na refleksję (a to przecież POEZJA!!!), miały one prawo umknąć uchu przeciętnego słuchacza. (Przyznaję, że sama też zauważyłam niektóre z nich dopiero w momencie, gdy wszystkie teksty miałam przed oczyma.) Ale przecież sztuka wychwycenia ich była, bądź co bądź, obowiązkiem jurorów, a jej efektem miał być werdykt i związane z nim wyróżnienia i nagrody.
Nim do tego doszło ogłoszono przerwę. Przy stolikach, na i pod schodami (a nawet w toalecie) wszczęły się rozmowy, dyskusje, pobieżne oceny wysłuchanej poezji. Pojawiły się w nich nazwiska faworytów i przegranych... Czy typy były trafne?
Nadszedł finał. Jury w składzie: Tadeusz Kijonka (przewodniczący), Marcin Hałaś (sekretarz), Marian Kisiel i Krzysztof Karwat wrócili na salę. Krótki wykład czy raczej pogadanka przewodniczącego o kondycji młodej poezji oraz o patronie imprezy i wreszcie chwila najbardziej oczekiwana (przynajmniej przez zainteresowanych).
Wyróżnienia honorowe w postaci tomiku wierszy St. Horaka otrzymali: D. Rybak, E. Kwiecień, E. Lenartowska i W. Ciecieręga. W ścisłej czołówce zaś uplasowali się wyróżnieni: P. Barański za wiersz „Elegia transgeniczna”, K. Borkowska „Lipiec w Wenecji”, T. Rzeczycki „Manowce bezśnieżnej zimy”, K. Trawkowska „xxx (może powystrzelamy anioły)” oraz M. Wandasiewicz z wierszem „twoja czułość dozowana”.
I wreszcie „pierwsza trójka”, których wiersze warto tu odnotować. III miejsce to wiersz E. B. Prażmo pt. „xxx (ja już umarłam)”:
ja już umarłam przed stworzeniem „tego” świata a to co jest to droga zapisana na dłoni śniona jak miseczka ryżu przez dziecko Azji które leżąc na słomianej macie między czuwaniem a snem patrzy w puste drzwi szarpane przez obojętny wiatr od czekania zgłodniały muchy wabione zapachem potu i śmierci a dziecko Azji wciąż śni o miseczce ryżu rozszarpane przez watahę dzikich i głodnych psów więc nie namawiajcie mnie na padlinę ja liżę rany i połykam własny głód |
Na końcu, ale przecież nie ostatnie, dwa równorzędnie przyznane drugie miejsca dla wierszy: „erotyk dla zabicia czasu” W. Brzoski
wpuszczając go do siebie upewnij się czy aby mnie już tam nie ma bo razem mogłoby być nam za ciasno bo jestem twoim ostatnim nieśmiertelnym bo znowu chcesz być tą pierwszą a nie jesteś nawet ostatnią więc wypuszczając go z siebie upewnij się lepiej czy to aby znowu nie ja |
i „Wypady szklarza” T. Kaliściaka
Wyprawiłem do pustych miast ludzi do ciemnych mieszkań sam wprawiłem słońce i zamieszkałem w tym mieście na zawsze oprawiony w ludzi jak w obrazy tłuczone powieczki wklejane do serca jak pocięte ręce okna otwierały się we mnie uśmiechały się w nich panny malowane i zdrowe brakowało mi tego niepokoju więc wpadałem do nich na chorobę chyba skoro odtąd już wszystko wypada mi z rąk kobiety szklanki i malowane dzbany |
(Czyżby nikt nie zasłużył na miano bezkonkurencyjnego zwycięzcy? Ocenę zostawiam czytelnikowi.)
Potem był już tylko toast, wręczenie nagród i gdy prawie wszyscy wyszli - długie rozmowy, refleksje, czytanie wierszy...
Mam nadzieję, że ta krótka relacja z konkursu poetyckiego zwróci uwagę na młodych poetów i ich poezję, bo myślę, że warto. Wielu z nich wniosło już coś do współczesnej literatury, wielu z nich publikuje swoje teksty (patrz: „Śląsk” czy „Opcje”), a nawet wydaje tomiki, inni dopiero starają się zaistnieć na scenie poezji. W następnych numerach próby syntetycznego spojrzenia na to, co dzieje się w poetyckim środowisku naszego regionu.