STYPENDYŚCI MEN

Tym razem spotkałam się z trojgiem studentów UŚ – laureatów stypendium Ministra Edukacji Narodowej, którzy zostali uhonorowani tym wyróżnieniem już po raz drugi. Ewa Nowak jest studentką V roku filologii polskiej, Anna Sołtysiak związana jest jednocześnie z WPiPs (V rok) oraz WPiA (III rok), Łukasz Gawor kończy właśnie studia na WNoZ. Wszystkich poznałam rok temu, efektem naszych spotkań były również teksty w GU.

Jak żyło wam się ten rok ze stypendium Ministra Edukacji Narodowej? Czy udało się zrealizować wszystkie ubiegłoroczne plany?

Łukasz Gawor: Spędziłem przełom lipca i sierpnia w Dolomitach, potem odwiedziłem jeszcze Rzym, a tam spotkałem najmniej oczekiwanych znajomych z Polski, co wydawało mi się zupełnie niemożliwe w dwumilionowym tłumie.

Anna Sołtysiak: Zwykle tak bywa. Wybrałam się kiedyś na zupełnie nie zaplanowany, weekendowy wypad na Litwę – i pierwszą osoba, którą spotkałam na dworcu kolejowym w Suwałkach, była pewna Litwinka, która poznałam trzy lata wcześniej w Niemczech. Bardzo nam wtedy pomogła, bo trafiliśmy nieszczęśliwie na święto narodowe i pozamykane były wszystkie sklepy i urzędy, na dodatek wszyscy mówili po litewsku!

Ewa Nowak na tle jednego z przepięknych romańskich kościółków w Burgundii
Ewa Nowak na tle jednego z przepięknych
romańskich kościółków w Burgundii

Ewa Nowak: Przede wszystkim kupiłam sobie komputer, w zasadzie jest to inwestycja jeszcze nie dokończona. Cały czas go poznaję, oddałam już pierwszą pracę napisaną własnoręcznie na własnym sprzęcie. Pieniądze nadal jednak wydaję głównie na podróże i książki, część leży jeszcze na koncie.

Latem zwiedzałam Ukrainę, jak zwykle w małej grupie i bez szczegółowego planu. Naszym głównym zamierzeniem było zwiedzanie Lwowa, który okazał się rzeczywiście wspaniały. Reszta kraju jest jednak bardzo dziwna i dzika, jakby był oddalony od Polski o tysiące kilometrów. Zaraz za granicą zabrano nam paszporty i zażądano łapówki. Mam ponadto wrażenie, że z przejścia granicznego korzystają niemal wyłącznie przemytnicy. Nie wiadomo skąd przyszedł nam do głowy pomysł, aby w drodze powrotnej pokonać je na piechotę. Przejście nie jest otwarte całą dobę, więc rano gromadzą się tam nieprzeliczone tłumy ludzi, choć raczej nie są to turyści. Stworzyli barierę nie do przeforsowania. W końcu zapoznani na miejscu przemytnicy przewieźli nas samochodami i jakoś uszliśmy z tego cało.

Udało mi się także wyjechać do Barcelony, gdzie przywitałam nowe tysiąclecie. Z domu wyrwałam się już drugiego dnia świąt, trochę było żal... Sylwestrowej nocy nie chciałam jednak spędzać na głównym placu, mam złe wspomnienia sprzed kilku lat, z Wiednia: ścisk był straszliwy, a ludzie nieustannie tylko wysiadali z metra. Tym razem z kilkorgiem znajomych zawędrowaliśmy do parku Gaudiego, jest to jednocześnie jeden z wyższych punktów Barcelony, widok był wspaniały. Zaskoczyło nas jednak to, jak szybko impreza sylwestrowa dobiegła końca. Po krótkim pokazie sztucznych ogni wszyscy szybko i sprawnie rozeszli się do domów. Żadne tłumy nie wylegały na ulice, jak to się dzieje w Polsce. Mimo wszystko było bardzo miło... i góra była na horyzoncie, to najważniejsze, bo kocham góry.

Jakie macie plany na bieżący rok akademicki, wszyscy przecież kończycie już studia?

Ewa: Udało mi się napisać już cały jeden rozdział, mam jednakowoż nadzieję, że jak się porządnie skoncentruję tylko na pisaniu, to pójdzie mi wiele szybciej. Moje plany na potem nie są jeszcze sprecyzowane, w ogóle nie lubię rozmawiać o planach.

Anna Sołtysiak (w co trudno uwierzyć) niezmordowanie walczy z przeciwnościami losu
Anna Sołtysiak (w co trudno uwierzyć)
niezmordowanie walczy z przeciwnościami losu

Anna: A ja chciałam z całą mocą podkreślić, że jestem jeszcze na III roku WPiA. Staram się jednocześnie napisać pracę magisterską i obronić się na WPiPs. Łączenie dwóch kierunków jest szczególnie trudne w okresie sesji egzaminacyjnej. Trudno mi się wtedy na czymkolwiek na dłużej skoncentrować.

Łukasz: Także moją największa nadzieję stanowią ferie zimowe. Z braku innej możliwości piszę zrywami i jeśli uda mi się skutecznie odizolować od świata zewnętrznego, to skończę główną część mojej pracy. Stypendium przecież do czegoś zobowiązuje. Nie dają go niestety za przedłużanie terminów.

W tym roku macie już pewnie mocno sprecyzowane plany na „potem”, jestem bardzo ciekawa.

Łukasz Gawor – jeden z dwóch „Gachów” na scenie (w bieli)
Łukasz Gawor – jeden z dwóch „Gachów”
na scenie (w bieli)

Łukasz: Jeśli uda mi się obronić w marcu, to pewnie wysunę swoja kandydaturę na studia doktoranckie. Chciałbym kontynuować swoje zainteresowania glacjologiczne.

Anna: Mam analogiczne zamierzenia. Nadal fascynuje mnie kryminologia. Wszystko jednak zależy od sytuacji na moim wydziale (tu mam na myśli PiPs), to można przecież pięknie połączyć ze studiami prawniczymi. Trochę to pisane wszystko palcem po wodzie, ale będę próbować. Pytanie tylko: kiedy mi się uda?

Jak działają wasze ulubione koła naukowe?

Anna: Koło naukowe psychologów, które założyłam w ubiegłym roku, było współorganizatorem II Ogólnopolskiego Rajdu Geologicznego. Następny zorganizują już studenci geologii z Poznania. Udała się także wyprawa na Czarnohorę (Ukraina), mieliśmy nawet swoją ekspozycję na giełdzie minerałów i skamieniałości w Sosnowcu. Nasz poster wisi tam do dziś! Członkami koła są również prawnicy i studenci medycyny. W sierpniu planujemy wyprawić się nad Bajkał. Program naukowy obejmuje, oprócz badań geologicznych, także trening interpersonalny i zagadnienia głębokiej ekologii. Nie kryję, że może być ciężko, nie są to rejony specjalnie zamieszkałe, dla treningu wybieramy się w lipcu w Gorgany (znów Ukraina).

Ewa: Koło naukowe językoznawców nadal się rozwija. Na połowę maja planujemy konferencję pod tytułem: Polszczyzna u progu XXI wieku. Spotkamy się zapewne w gdzieś Beskidzie Śląskim. Góry to podstawa.

Stypendyści MEN słyną ze swoich przedziwnych zainteresowań pozanaukowych, czy nadal znajdujecie czas na ich rozwijanie?

Anna: Zobaczyłam w końcu żurawia! Oczywiście w Karsiborskiej Kępie, moim ukochanym rezerwacie ptaków wodno-błotnych. Pojechałam tam tylko na weekend, było zimno i bez przerwy padał deszcz. Na krótki spacer wybrałam się zupełnie nie przygotowana, bez lornetki, aparatu, czegokolwiek. Nagle poderwał się wspaniały żuraw! Przeleciał pół metra ode mnie! Stanęłam jak wryta, on wyglądał na równie zaskoczonego moją obecnością w tak paskudna pogodę!

Z drugiej strony, udział w geologicznym sympozjum, o którym opowiadałam rok temu (wygłosiłam tam referat o Wieliczce), zaowocował moją pierwszą publikacją z tej dziedziny! Teraz zostałam zaproszona na kolejne. Będę pisała o kopalni węgla kamiennego św. Anny. Tym razem nie będzie o prostytutkach za kilogram soli, tylko o tym, że zamyka się kopalnie, żeby produkować na Śląsku piwo.

Łukasz: Żeby dać upust moim muzycznym fascynacjom, wziąłem spontanicznie udział w Festiwalu Twórczości Studenckiej, który miał miejsce w klubie studenckim Arkada. Zadebiutowaliśmy z moim znajomym, tworząc duet Gachy. Brawurowo zdobyliśmy nagrodę publiczności. Zespół powstał dwa tygodnie przed występem. Wcześniej grywaliśmy wprawdzie razem, ale kolega się obronił na WPiA, został aplikantem, pracuje w kancelarii, jest obecnie bardzo zajętym człowiekiem. Na szczęście mam więcej takich muzycznych znajomości. Grałem kiedyś w zespole o wdzięcznej nazwie Nigdy bym tu nie trafił, bo nóżki mam cienkie jak drzazgi, ale wokalista i gitarzysta w jednym dniu nagle zniknął, po pewnym czasie odnalazł się w Niemczech, a innego pięknego dnia spotkałem go niespodzianie na rynku w Gliwicach. Ostatnio miałem okazję wziąć także udział w międzynarodowym projekcie muzycznym, współtworząc amatorski zespół, złożony z nauczycieli geografii, którzy zjechali się w ramach europejskiego programu Socrates/Comenius. Planujemy nawet stworzyć, obok programu edukacyjnego, także muzyczny!

Jestem bowiem ostatnio nauczycielem, to istotna nowość w moim życiu. Nauczam w prywatnym gimnazjum i liceum w Gliwicach, rządzę geografią w tej szkole! Jest to niewielki ośrodek, liczący sobie niewiele ponad stu uczniów. Bycie nauczycielem podoba mi się bardzo. Mówiąc w skrócie: opowiadam dzieciom o lodowcach i jeszcze mi za to płacą. Teraz moi znajomi mówią o sesji, a ja o półrocznej kwalifikacji! Zostałem profesorem Gaworem! Geografii uczy się łatwo, bo jest piękna. Moje lekcje staram się maksymalnie urozmaicać. Mogę się pochwalić udaną realizacją dramy, która nosiła tytuł: Ziemia w układzie słonecznym. Każdy z uczniów był inną planetą, zbudowaliśmy na boisku szkolnym ruchomy model powstania wszechświata, był i chaos, i wielki wybuch! Młodzież kupiła ten pomysł i świetnie się razem bawiliśmy.

Ewa: Tymczasem mi nadal nie udało się zostać przewodnikiem, choć nadal jestem związana z Kołem Przewodników Beskidzkich UŚ. Właśnie planujemy kolejny wspólny wyjazd. Nie mam niestety tak udanych doświadczeń pedagogicznych. Źle znoszę występy publiczne. Jestem strasznie zestresowana. Choć w liceum (podczas obowiązkowej praktyki pedagogicznej) nie było jeszcze tak najgorzej, uczniowie są już dość dojrzali, można sobie porozmawiać. Mimo wszystko bałam się każdej lekcji. Cały czas staram się pracować nad swoim charakterem, aczkolwiek nie za bardzo mi to wychodzi. To ciężka robota.