Ks. prof. UŚ dr hab. Artur Malina prowadzi badania nad ewangeliami synoptycznymi, jest współzałożycielem Międzynarodowej Grupy Egzegetycznego Studium Ewangelii oraz członkiem Komitetu Nauk Teologicznych PAN

Niezwykle bliska lektura

Z powołaniem jest tak, że zawsze pytam o sens tego, co robię, w odniesieniu do osoby, która jest dla mnie najważniejsza – do Jezusa Chrystusa. Nie wstydzę się tej motywacji i jej nie ukrywam – wyznaje ks. prof. UŚ dr hab. Artur Malina. Z pewnością nie pomniejsza ona naukowej wartości prowadzonych przez biblistę badań nad Pismem Świętym. Ksiądz profesor jest pracownikiem Zakładu Teologii Biblijnej Starego i Nowego Testamentu na Wydziale Teologicznym UŚ.

Szczególna wrażliwość

K s. prof. UŚ dr hab. Artur Malina, pracownik Zakładu Teologii Biblijnej Starego i Nowego Testamentu na Wydziale Teologicznym
UŚ
K s. prof. UŚ dr hab. Artur Malina, pracownik Zakładu Teologii Biblijnej Starego i Nowego Testamentu na Wydziale Teologicznym UŚ

Przedmiotem badań jest Słowo. Teolog zajmujący się tekstem Pisma Świętego musi być po trosze filologiem, po trosze historykiem. Ważne okazuje się korzystanie z dorobku innych humanistycznych dyscyplin. Jak wyjaśnia ksiądz profesor, najczęściej wykorzystuje się podejście egzegetyczne i hermeneutyczne w rozumieniu tekstu, ale niewykluczona jest również perspektywa pragmatyczna, a przez niektórych egzegetów – szeroko rozumiana lektura postmodernistyczna. „Historyczność”, natomiast, wiąże się z badaniami diachronicznymi, których celem jest przede wszystkim traktowanie tekstów jako świadectw przeszłości, stąd pytania o genezę ksiąg biblijnych, kolejność ich powstawania czy późniejszą recepcję.

Prace prowadzone przez księdza profesora mają jednak charakter synchroniczny – ich celem jest pokazanie wybranego fragmentu ewangelii z perspektywy każdego z czterech autorów – Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. W swej rozprawie habilitacyjnej, biblista zajmował się narracjami o chrzcie Jezusa. Jego celem było pokazanie wkładu każdej narracji do koncepcji teologicznej danego autora. Innymi słowy, chodziło o to, by wskazać, co w teologii zawdzięczamy owym wybranym narracjom o chrzcie. W tym punkcie otwiera się możliwość wskazania zaskakujących wyników.

Nieraz lektura Pisma Świętego skażona jest pewną harmonizacją. – Mamy, niestety, taką tendencję do tworzenia sobie obrazu wspólnoty pierwszych chrześcijan poprzez nakładanie na siebie czterech obrazów pochodzących od różnych autorów. Zamiast poczwórnej perspektywy, otrzymujemy mniej lub bardziej arbitralnie tworzony kolaż. Zdarzyło się to nawet papieżowi Benedyktowi XVI w jego dwóch książkach o Jezusie – komentuje ksiądz profesor.

Tymczasem różnice są znaczące. Oto dwa wybrane fragmenty z ewangelii:

Wtedy przyszedł
Jezus z Galilei nad
Jordan do Jana, żeby
przyjąć chrzest od
niego. Lecz Jan powstrzymywał Go,
mówiąc: To ja potrzebuję
chrztu od Ciebie,
a Ty przychodzisz do
mnie? [Mat, 3, 13-15]

Kiedy cały lud przystępował
do chrztu,
Jezus także przyjął
chrzest. A gdy się modlił,
otworzyło się niebo
i Duch Święty zstąpił
na Niego, w postaci
cielesnej niby gołębica,
a z nieba odezwał
się głos: Tyś jest mój
Syn umiłowany, w Tobie
mam upodobanie.
[Łuk, 3, 21-22]

Tym, na co niewielu czytelników zwraca uwagę, jest brak obecności Jana Chrzciciela przy chrzcie Chrystusa we fragmencie Ewangelii Łukasza. Jan został, bowiem, wcześniej uwięziony. W swoich badaniach biblista szukał odpowiedzi na pytanie, skąd taka różnica. Z jednej strony, nie brak tu miejsc niedookreślonych: skrótowość i oszczędność opisu pozostawia czytelnika w stanie permanentnego niezaspokojenia. Z drugiej – każde słowo jest na wagę złota. Żadne nie wydaje się zbędne. Podążanie tym tropem pokazało, że w odniesieniu do Jana Chrzciciela ważne jest wskazanie zadania, które musi on wypełnić. Ewangelista Mateusz wskazał je przy opisie chrztu Chrystusa, Łukasz, natomiast, uczynił to samo wcześniej, w tzw. Ewangelii Dzieciństwa, czyli w pierwszych rozdziałach zapowiadających działalność dwóch protagonistów: Jana i Jezusa. Stąd wzmianka o obecności pierwszego przy chrzcie drugiego okazała się zbędna. Ksiądz profesor tłumaczy: – Trzeba pamiętać o tym, że cel chrztu Chrystusa w każdej ewangelii został precyzyjnie określony. Chodzi o ukazanie, kim jest Jezus i co daje adresatom Jego działalności poznanie Jego osoby.

Biblista, mówiąc o studiach teologicznych, porównał je do egzaminów na Akademię Muzyczną. Otóż, wiedza muzykologiczna czy historyczna z pewnością przydaje się w analizie dzieł, ale bez wrażliwości muzycznej pozostaje jedynie suchym zbiorem faktów. Również w studiach teologicznych potrzebny jest dodatkowy zmysł: wrażliwość na rzeczywistość oznaczaną przez badane teksty. Z tym, że nie ma gotowego zestawu pytań, który weryfikowałyby tę zdolność. Niepotrzebne jest również pisemne zaświadczenie. Co więcej, można rozpocząć studia teologiczne bez żadnego kontaktu z Kościołem instytucjonalnym.

Trudne zadanie teologa

Każda praca z tekstem wymaga przede wszystkim znajomości oryginalnych języków. W przypadku Pisma Świętego, ich liczba jest znaczna. Ksiądz profesor zna biernie grekę koine, hebrajski biblijny, łacinę kościelną, syryjski oraz drugi semicki język Starego Testamentu, jakim jest aramejski. Studiował ponadto neohebrajski w Jerozolimie. Ważne są również języki nowożytne: niemiecki, który do niedawna był najważniejszym językiem teologii i egzegezy, angielski, francuski, hiszpański czy włoski. Dzięki temu możliwe staje się przedstawienie wyników badań na arenie międzynarodowej oraz kontakt z badaczami z całego świata.

Szczególny charakter analizowanych tekstów sprawia, że oczy teologa są skierowane niejako poza samą literę. Nie wystarczy być bowiem „uczonym w Piśmie”. Roli tej grupy biblista poświęcił swoją rozprawę doktorską, obronioną w Rzymie. Historycznie była to grupa skrybów, uczonych tamtych czasów. W Starym i Nowym Testamencie nazwa tej kategorii odnosi się do ekspertów w Torze, czyli w prawie Mojżesza, stanowiącym fundamentalny dokument w religii Izraela. Zostali oni ukazani przez Marka jako antagoniści Jezusa. – Jest w tym pewien paradoks, w sensie napięcia między rolą ludzi, powołanych do prowadzenia Izraelitów do prawdy, a ich stosunkiem do Chrystusa, który sam siebie nazwał Prawdą. Wobec tego wyznania wystąpili ci, którzy wówczas mieli najwięcej do powiedzenia na temat prawdy teologicznej, religijnej – wyjaśnia ksiądz profesor Malina. Z tym, że uczeni w piśmie stali się ważni dla Marka jako tło, na którym ukazał najważniejszą postać narracji. Gdy przedstawia tę grupę, czyni to nie po to, aby rozstrzygać kontrowersje związane z prawem Mojżeszowym (rytualne obmywanie rąk przed posiłkiem, post, szabat – te, tak ważne dla Żydów kwestie, okazują się w końcu mało istotne), lecz na pierwszy plan wysuwa relację człowieka do Boga. W Markowym obrazie konfliktu między Jezusem a uczonymi w Piśmie, teolog odkrywa także to, co najważniejsze dla niego.

Znaczenie międzynarodowe

Jednym z osiągnięć biblisty była, przedstawiona w habilitacji, propozycja autorskiej interpretacji znaczenia symboliki gołębicy. W Dziejach Apostolskich, drugiej księdze Łukasza, ma początek misja wszystkich Apostołów, kiedy zstępuje na nich Duch Święty. Nad każdym z nich ukazały się języki ognia. Inaczej jest podczas chrztu Jezusa w Jordanie – zstąpienie Ducha Świętego porównane zostało do zniżania się gołębicy. Łukasz bardzo konkretnie pisze o cielesnej postaci Ducha. Ten szczególny obraz różnie interpretowano w przeszłości. Od starożytności podano prawie dwadzieścia znaczeń rozpowszechnionego przez sztukę chrześcijańską symbolu Ducha Świętego. – Ja zwróciłem uwagę na znaczący szczegół – tłumaczy teolog. – Otóż, okazało się, że w odniesieniu do tekstów Starego Testamentu, w których mowa była o obdarzeniu Duchem Bożym i dobrami od niego pochodzącymi, dary te dotyczyły wielu zgromadzonych. Nad Jordanem wydarzyło się jednak coś innego. Duch Święty zstąpił nie jak deszcz czy ogień ani nie został wylany jak oliwa, lecz zstąpił właśnie pod postacią gołębicy. To porównanie do zstępowania jednej gołębicy nie pozostawia wątpliwości co do tożsamości adresata wyznania, które ma miejsce pod koniec sceny nad Jordanem: „Tyś jest mój Syn umiłowany”. W Starym Testamencie synem Bożym był Izrael albo adoptowany przez Boga władca ludu. Choć nad Jordanem zgromadzony był cały lud, to ojcowskie wyznanie odnosi się tylko do osoby, na którą zstępuje Duch, czyli wyłącznie do Jezusa.

Ksiądz profesor jest ponadto współzałożycielem Międzynarodowej Grupy Egzegetycznego Studium Ewangelii (Gruppo Internazionale di Studio Esegetico sui Vangeli). W obrębie zespołu pracują bibliści pochodzący z Hiszpanii, Ameryki Łacińskiej, Polski, Słowenii, Czech, Libanu i Włoch. Podczas corocznych spotkań organizowanych w Rzymie, naukowcy, reprezentujący podobną szkołę egzegetyczną, rozmawiają na temat możliwych interpretacji wybranych fragmentów Pisma Świętego. Tym, co ich łączy, jest podejście synchroniczne do przedmiotu badań. Starają się nie harmonizować tekstów biblijnych. W posiedzeniu bierze udział również obecny sekretarz Papieskiej Komisji Biblijnej, profesor Klemens Stock, SJ. – Podobnie jak ja, większość uczestników grupy przeze mnie koordynowanej napisała właśnie pod jego kierunkiem swój doktorat.

Obecnie biblista zajmuje się głównie Nowym Testamentem. Od kilku lat opracowuje również komentarze naukowe do Listu do Hebrajczyków i do Ewangelii Marka. Przygotowywany jest wstęp przedstawiający problemy historyczno-literackie danej księgi, następnie nowy przekład tekstu razem z jego krytyką, główną część stanowi analiza filologiczna poszczególnych perykop, opatrzona komentarzem teologicznym. Istotna jest również próba pokazania, co dany fragment może znaczyć dla współczesnego czytelnika.

Naukowy charakter badań nie zmienia jednak faktu, że bibliści pracują przede wszystkim na Piśmie Świętym, będącym dla nich rzeczywistym świadectwem objawienia Bożego. Czytany jest więc jako tekst mający jednego Autora, który przemawia przez wiele osób do ludzi wszystkich czasów. Ksiądz profesor Malina porównuje tym samym pracę egzegety do działalności lekarza: – On zainteresuje się zastawkami w sercu nie dla samych zastawek, lecz ze względu na tych, których potem będzie mógł leczyć. Podobnie analiza fragmentów tekstów biblijnych, prowadzona zgodnie z kanonami metod historycznych i literackich, nie jest ostatecznym celem, lecz służy rozumieniu całości Pisma, nieobojętnej dla życia jednostek i społeczności. W tym właśnie kryje się potrójna rola: filologa, historyka i teologa, czyli człowieka, który powinien dostrzegać to całościowe odniesienie.