Czy w nas jest seks (co pali i niszczy)?

W pierwszych dniach grudnia objawiło się na Uniwersytecie Koło Naukowe Seksuologów. To znaczy KNS pewnie istnieje od dawna, ale na początku grudnia rozwinęło skrzydła (a może szprychy, jak to koło) i przeprowadziło kampanię ostrzegawczą przed AIDS. Mnie jednak głównie zainteresowało, że ktoś na uniwersytecie zajmuje się seksem. Dotychczas myślałem, że względem tego rodzaju ludzkiej działalności nasza społeczność podziela zdanie Immanuela Kanta, który miał kiedyś stwierdzić, iż rzecz sama w sobie przyjemna, ale ruchy niegodne filozofa. Jeśli ktoś miał na imię Immanuel, to musiał tak powiedzieć. A nad Rawą, Brynicą i Olzą o seksie raczej się nie mówiło, a w każdym razie niewiele i to po cichu. Co prawda Dział Socjalny, wydający paczki dla dzieci pracowników z okazji Mikołaja, mógłby postawić śmiałą hipotezę, że seks nie jest obcy naszym drogim uczonym, ale z drugiej strony, kto to wie, skąd się biorą dzieci uczonych? Może - jak sugerowali Słonimski i Tuwim w ,,Oparach absurdu" - z nadmanganianu potasu.

Dziś nie chodzi jednak o to, by mówić o seksie. Dzisiaj trzeba podjąć nowe wyzwanie - trzeba być sexy. W każdym razie w jednej z gazet (a właściwie w jednym z dzienników) rozpoczęła się parę tygodni temu debata na temat ,,Czy Polska jest sexy?", więc może wypada zastanowić się, czy nasz Uniwersytet jest sexy? Takie będą ojczyzny, jak ich młodzieży chowanie, a gdzież się teraz wychowuje młodzież, jeśli nie na uniwersytecie? (W szkole się tego nie robi, bo młodzież w okresie burzy hormonalnej jest niebezpieczna, dopiero po maturze można zacząć ostrożnie ja oswajać). O Polsce różni teoretycy seksowności piszą - jakżeby inaczej - różnie. Jedni krzyczą ,,jakie sexy, z czym do ludzi, ten kraj ma urok potwora". A inni, dla odmiany, że nie, że każda potwora znajdzie amatora i cytują opinie wielbicieli. A jeszcze inni, że skandal i granda, co za zboczeniec wymyślił pytanie o seksapil ojczyzny? Ale może o uniwersytecie można w ten sposób? Co zrobić, żeby być bardziej ponętnym dla kandydatów na studia, profesorów atrakcyjnych kierunków lub ewentualnych inwestorów? Przykład z sąsiedztwa pokazuje, że uczelnia im starsza, tym sensowniejsza, ale na ewentualne efekty starzenia musielibyśmy czekać jakieś sześćset lat. Innym sposobem byłoby pojawienie się tu kilkorga noblistów, ale to raczej science fiction. Bywają też uczelnie położone w pięknych okolicznościach przyrody, ale to też raczej długo potrwa, zanim tu wyrosną daktylowe gaje, albo w Parku Kultury nastąpi jakaś orogeneza. Można wreszcie wydawać dyplomy bez specjalnych utrudnień, ale powiedzmy sobie szczerze, to nie byłoby sexy, to byłoby świadczenie usług seksualnych za pieniądze.

Cóż więc robić, jak pytał Lenin? Na szczęście moje miejsce w tym numerze ,,GU" już się kończy, więc nie muszę udzielać odpowiedzi. Ale dodam, że jeśli nie można być sexy, to przecież można być jazzy, trendy, cool, albo co tam wymyślą. A poza tym możemy po prostu być dobrzy.

STEFAN OŚLIZŁO