W rocznicę śmierci profesora Jana Szczepańskiego (1913-2004) doktora honoris causa UŚ

Z podcieszyńskich zaolziańskich wzgórz moich Mistrzowic widok jest rozległy. Ogarnąć stąd można całą Ziemię Cieszyńską, uroczą, powstałą przecież z uśmiechu Boga. Od wschodu horyzont wypełniają Czantoria i Równica, gronie cudowne, dające schronienie i śpiącemu wojsku, i tym, dla których protestancka rozmowa z Bogiem była ważniejsza od chleba. W tym miejscu szczególnym, nacechowanym duchowością, na prawym brzegu ustrońskiej Wisły rosły białe brzozy. Nic dziwnego, że ludzie nazwali to miejsce Brzeziną na Zowodziu. W pierwszej połowie XIX wieku pojawił się tu nowy gospodarz. Nazywał się Jan Szczepański. Jego przodkowie obrabiali pola w Ligotce Kameralnej, na dzisiejszym Zaolziu, u stóp Goduli, mającej dla luteran takie samo znaczenie jak ustrońska Równica.

Po dwóch Janach gazdował w Brzezinie Paweł, któremu urodził się 14 września 1913 roku syn Jan. Wrastał jako chłopskie dziecko w powinności narzucone przez całoroczny kołobieg brzezińskiej ojczyzny - ojcowizny, tyle tylko, że w gwiazdach miał zapisane gazdowanie inne - gazdowanie słowem, otaczanym tu zawsze głęboką czcią. Późniejszy wielki profesor, humanista i myśliciel był więc czwartym ogniwem Szczepańskich w Brzezinie.

Mijają lata i małemu Jankowi, bawiącemu się nad brzegami Gościradowca, przybywają, prócz pomocy w gospodarstwie, nowe obowiązki. Matka Ewa z Cholewów, mających grunt na Pustkach, zaprowadziła go do szkoły ludowej znajdującej się z drugiej strony placu kościelnego. Na korytarzu widniał wiersz, który zapamiętał do końca życia. Tak był ważny: "Z myślą o tym, że tu szkoła, wstępuj jakby do kościoła. Skromnością i statkiem uszanuj te mury, bo Bóg wszechmogący patrzy na cię z góry". Mądry musiał być jej kierownik Jerzy Michejda, i nauczyciel Paweł Lipowczan, skoro umieścili w szkole tak głębokie słowa. Nic więc dziwnego, że poznali się na niecodziennych zdolnościach synka z Brzeziny i przekonali jego rodziców, że powinien pójść w świat.

Codziennie wstaje rano o godzinie piątej, pomaga ojcu w "oporządzeniu statku", jak po cieszyńsku i staropolsku nazywają tutejsi autochtoni zwierzęta domowe, pędzi do pociągu, by zdążyć na czas do cieszyńskiego gimnazjum. Warto było zdążać. Trafił bowiem do klasy, którą opiekował się przez cztery lata wielki mistrz słowa ojczystego, Julian Przyboś. Zapewne to on zauroczył nim Jana Szczepańskiego, którego poetyckie obrazy zaczyna publikować także "Kamena" i "Zaranie Śląskie". To on pogłębił w nim niewątpliwy talent literacki, widoczny później szczególnie w tekstach eseistycznych, należących do szczytowych osiągnięć tego gatunku.

Maturuje w roku 1932, i kiedy na dobre opuszcza Brzezinę, udając się do Poznania, jego ojciec powiada mu tak: "Janek, jak ty wszystki ksiónżki, co sóm na świecie, przeczytosz, tóż jeszcze pamiyntej, abyś został sobóm". Zapamiętał to do końca życia. Zwierzył się kiedyś, iż żył po to, by napisać traktat o indywidualności. Chyba dlatego, że sam nią był - oryginalną i niezależną. Zauważył to światowej sławy socjolog, profesor Florian Znaniecki, działający wówczas na Uniwersytecie Poznańskim, który Janowi Szczepańskiemu zaproponował nie tylko asystenturę, ale i pisanie doktoratu. Siedem lat po maturze był już doktorem.

Potem wojna, roboty przymusowe w Niemczech, po nich powrót do kraju, habilitacja, profesura i wielka kariera socjologa, humanisty, myśliciela, z tym związane najwyższe funkcje uniwersyteckie, w Polskiej Akademii Nauk, doktoraty honoris causa, członkostwo w zagranicznych akademiach, wykłady na światowych uczelniach, Sejm, Rada Państwa, mnóstwo oryginalnych wydawnictw zwartych, tłumaczonych nieraz na wiele języków, półtora tysiąca artykułów i rozpraw, i mała, ale jakże wielka książeczka - Korzeniami wrosłem w ziemię. Doświadczony przez życie, po przeczytaniu wszystkich książek, o których wspominał ojciec Paweł, po zdobyciu wszystkiego, co w nauce możliwe, wraca myślami do Brzeziny, by zrozumieć własne przemijanie i to, w jakiej mierze ojczyzna ustrońsko-cieszyńska wycisnęła piętno na jego niepospolitej indywidualności, jak uformowała jego drogę przez życie, gdyż każdy jest uwarunkowany własnymi korzeniami. Spróbujmy prześledzić ten wątek.

Robota w Brzezinie i w Cieszyńskiem stanowiła przymierze z Bogiem, była najważniejszym wykładnikiem wartości człowieka. Zamożnym mógł być tylko człowiek robotny i tylko on mógł przewodzić innym. Ważny był codzienny styl życia surowego, pracowitego, w którym rodzice dawali przykład bezwzględnego wykonywania obowiązków, i to od rana do wieczora i od wiosny do zimy. Dzieci wrastały w ten rytm, który stawał się sposobem ich życia.

Ziemia Cieszyńska tkwiła poza macierzą przez sześć wieków, a pomimo tego zachowała staropolski stan posiadania dzięki słowu ludowemu, sięgającemu czasów Reja i Kochanowskiego, i takiejż tradycji kulturowej, które stały się wielkościami cieszyńskiego ocalenia narodowego. Cieszyniacy wiedzieli o tym doskonale, dlatego nigdy nie gardzili gwarą, która przecież i dla profesora Szczepańskiego była językiem pierwszym, również i z tego względu, iż słowo ojczyste - jak tutaj mawiano - jest pochodzenia boskiego, toteż należy wypowiadać tylko słowa ważne i odpowiednie. Nigdy nie można ich poniewierać złym użytkiem. Kontakty z Janem Wantułą z niedalekich Gojów, wielkim samoukiem, badaczem, pisarzem i działaczem społecznym, choć tylko tutejszą szkołę ludową ukończył, a potem ze wzmiankowanym już Julianem Przybosiem, pogłębiły jego wrażliwość na słowo piękne, odpowiedzialne i zrozumiałe. Zapewne przyczyniło się do tego i domowe czytanie Biblii, rozważanie jej sensu i codzienne śpiewanie z kancynołów, czyli śpiewników kościelnych.

Wielowiekowe współżycie z wyznawcami innych religii, innych światopoglądów powodowało, że wyrastali tu ludzie tolerancyjni, zatem przyjaźni i mądrzy, którzy cudzego nie chcieli, a swojego bronili. Musieli być również wszechstronni, gdyż - jak już nadmieniliśmy - nie było tu przez długie czasy polskiej inteligencji. Tutejsi światli chłopi, a wielu z nich kończyło niższe klasy gimnazjalne, byli i gospodarzami, i politykami, i pisarzami, nieraz i nauczycielami.

Gdy wartościujemy na tle choćby tych wybranych fragmentów cieszyńskich dziejów życie profesora Jan Szczepańskiego przez pryzmat jego pracowitości, mądrości, dalekowzroczności i wszechstronności, także spolegliwości, bezgranicznej życzliwości, odwagi i niezależności, spełniania się w słowie i dążeniu do tego, by ono ciałem się stało (gdyż pragmatyzm był tu zawsze niesłychanie istotnym nakazem, w myśl czego skuteczności nauki powinno sprawdzać życie), jest prawie oczywiste, że bez korzeni, którymi wrósł głęboko w tutejsza ziemię, byłoby to niemożliwe.

Dom profesora Szczepańskiego stoi w Brzezinie prawie niezmieniony, tylko stary wiatrak rozpada się ze starości, jeszcze wyżej wyrosły potężne lipy i jesiony, pamiętające młodość profesora, na stragarzu stodoły jeszcze widnieje wyryty rok 1882, ale nie ma już w niej gumna, piętra i sąsieków, tylko bar. Nie ma też chodniczka z Brzeziny do starzików Cholewów na Pustkach, których dom stoi bez życia, osaczony piramidami nie z tutejszego świata. Jednak profesor Szczepański po długiej i jakże ważnej życiowej pielgrzymce wrócił do swoich i naszych korzeni. Inaczej zresztą nie mógł. Dzięki niemu stały się jeszcze potężniejsze i głębsze, toteż pewniej będą trzymały koronę drzewa z nich wyrosłego. Będzie też ono drzewem mądrości naszej i przyszłych pokoleń. Tak niesłychanie doniosłą spuściznę zostawił nam profesor Szczepański dzięki swojej cieszyńskiej indywidualności, także dzięki oddaniu najbliższych, córki Ewy, syna Artura, szczególnie zaś żony Eleonory z Odlanickich-Poczobuttów. Drogi Panie Profesorze, zawsze kończyliśmy nasze rozmowy w świętym języku naszych przodków, toteż użyję go i teraz. Pónbóczek zapłoć za to wszystko. Cało Ziymia Cieszyńsko po jednej i drugi strónie Olzy dzisio płacze, bo wiy, kogo straciła, ale też obiecuje, że nigdy nie zapómni swojigo Profesora i Jego móndrego życio, i móndrych nauk. Będzie Go pieściła w Jego wiecznym śnie. A teraz pochylo się przed Nim jak nejniży może i oddowo Mu tóm nejgłymbszóm cześć.

Prof. Daniel Kadłubiec
(Ostrawa)

Tekst ukazał się drukiem w kwartalniku Diecezji Katowickiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego "Ewangelik", nr 4 (październik - grudzień), 2004 r.

Ten artykuł pochodzi z wydania: