"Anglia, Włochy - praca, od zaraz...", "Praca w Niemczech dla budowlańców.", "Praca sezonowa - Hiszpania..." Takie i podobne ogłoszenia można znaleźć we wszystkich już chyba gazetach i mimo to, że dosyć często słyszy się o oszustach, którzy żerują na biedzie oraz rosnącym bezrobociu, chętnych na takie wyjazdy nie brakuje.
Klaudiusz, zaoczny student Politechniki Śląskiej, chcący zarobić w okresie wakacyjnym, zadzwonił pod jeden z numerów. Ogłoszenie brzmiało: "Niemcy - winogrona". Miły męski głos poinformował chłopaka, że praca jest na terenie południowych Niemiec, należy zabrać ciepłe ubrania i dużo lekarstw, wyjazd za dwa dni, wolnych miejsc jest niewiele. Jeżeli się decyduje, musi wcześniej wpłacić 250 zł na konto (tu padło imię, nazwisko oraz numer konta), czego dowód ma okazać przy wsiadaniu do autobusu. Wyjazd z Wrocławia. Mężczyzna tłumaczył również, że 200 zł to koszty przejazdu w jedną stronę, a pozostała kwota dla niego samego jako organizatora. Informacja o zarobku rzędu 5-6 tys. zł przekonała Klaudiusza. Panowie uzgodnili, że nazajutrz pieniądze zostaną przelane i nasz student ma czekać na wiadomość skąd dokładnie i o której godzinie jest wyjazd. Klaudiuszem w trakcie pakowania ciepłych ubrań targały jednak niepewności: pierwsze lepsze ogłoszenie z gazety, gościa nigdy nawet nie widział, dwie i pół stówy piechotą nie chodzi... Wpadł na pomysł, że przecież we Wrocławiu funkcjonują banki i urzędy pocztowe, zawsze może wpłacić pieniądze na chwilę przed odjazdem autobusu. Uszczęśliwiony własną roztropnością i spakowany czekał nazajutrz na telefon od organizatora. Wieczorem, już zaopatrzony w najróżniejsze medykamenty, zaczął się niepokoić. Numer telefonu komórkowego miłego pana nie odpowiadał od co najmniej trzech godzin...
Klaudiusz na szczęście nie stracił swoich pieniędzy, może z wyjątkiem tych, które przeznaczył później na rachunek telefoniczny, gdyż rozmowa trwała dość długo. Ile jednak osób czekało na wiadomość w ten długi dla nich piątek, ludzi mających nadzieję na poprawę często tragicznego losu?
Agnieszka, także studentka (polonistyka na UŚ), dorabiająca od czasu do czasu na promocjach w katowickim supermarkecie, często natrafiała na ogłoszenia typu: "Chałupnictwo, umowa...", "Chałupnicza praca - prosty montaż, odbiór zapewniony...". W końcu wysłała kilka listów z prośbą o przesłanie informacji co i jak, plus: za ile. Po kilku dniach otrzymała masę różnych odpowiedzi, a w prawie każdej było zapewnienie, że tylko ta oferta jest zupełnie legalna. Oprócz tego jeszcze jeden element łączył te oferty - należało wpłacić pewną sumę, by zaraz po tym otrzymać komplet materiałów do pracy, kwota ta oczywiście miała być zwrócona przy odbiorze pierwszej partii materiału zrobionego przez Agnieszkę. Studentka wybrała jedną z propozycji, która wydawała jej się najbardziej wiarygodna, gdyż była czytelnie podpisana, podany był nawet numer telefonu. Następnego dnia spragnione pracy dziewczę pobiegło na pocztę, by zadzwonić do przyszłego pracodawcy. Męski głos (oczywiście, że miły!) długo opowiadał o zaletach pracy i korzyściach z niej płynących. A co to jest te marne 39 zł, które trzeba wpłacić na początek? Tym bardziej, że do zwrotu.
- No właśnie! - ucieszyła się Agnieszka. i wpłaciła wymaganą kwotę. Po tygodniu otrzymała list od właściciela miłego głosu, który donosił jej o warunkach umowy i prosił o kolejną wpłatę, tym razem "jedynych" 92 zł, mających być kaucją za otrzymane materiały oraz opłatą za przesyłkę. Jaka informacja następowała zaraz po tym? Tak, tak, wszystko do zwrotu przy odbiorze pierwszej partii. Nasza studentka nie miała jednak wymaganej kwoty, choć najwidoczniej chciała ją wpłacić. Szczęśliwym trafem zaczęła częściej "promować" i po miesiącu o chałupnictwie prawie zapomniała. Jakże wielkie było jej zdumienie, gdy po pewnym czasie otrzymała wezwanie na komendę policji w charakterze świadka. Okazało się, że jej niedoszły pracodawca oszukał kilkaset osób i to na grubsze kwoty, aż w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i poinformował odpowiednie organy ścigania.
Mało prawdopodobne, by Agnieszka i inni oszukani uzyskali zwrot pieniędzy, bardzo prawdopodobne, że delikwent i jemu podobni nadal nieźle zarabiają.