Podobno zaczęło się od tego, że Pan ulepił go z gliny ,,na obraz i podobieństwo swoje''. Dla towarzystwa wybrał pramatkę Ewę. I tak sobie żyli w raju, gdzie tygrys zasypiał u boku antylopy a owca kumplowała się z wilkiem. Niestety sielanka się skończyła (wszyscy wiemy dlaczego) i tak oto zaczęła się egzystencja, której podstawę stanowią pary, czyli dwie osoby mające się ku sobie. Mądry mężczyzna wybaczył tej, która powstała z jego żebra i zajął się budowaniem rodziny. On, jako silny osobnik, zdobywał pokarm, ona budowała atmosferę ciepła i przytulności (co nie było łatwe biorąc pod uwagę warunki jaskiniowe). Dbała o to by Adam nie paradował z gołymi pośladkami (bo już wiedziała że nie wypada), w zamian za to mogła liczyć na całodobową ochronę przed złymi zwierzętami. Każdy znał swoje miejsce i wiedział kto jest kim.
W XXI to już nie jest taka łatwa sprawa. Świat dzisiaj można przyrównać do wielkiego balu przebierańców, gdzie krawaty, spódniczki, łyse głowy czy kolczyki nie stanowią już o tym, czy jesteśmy kobietą czy mężczyzną. Jest piękna księżniczka, ale z porządną żabą do całowania już gorzej. Chciałoby się zawołać: ,,Gdzie te chłopy?''. Oczywiście, nie twierdzę, że ich nie ma (sama znam paru takich), ale albo są dobrze skrywani pod nadopiekuńczymi skrzydłami matek, albo noszą obrączki, chroniące ich przed współczesnymi czarownicami i - zamiast uwodzić piękne panny - dyskutują o nowych kontach bankowych. Ale same jesteśmy sobie winne. Tak drogie Panie, manifestując wciąż swoją samodzielność, dynamizm i podbijając coraz to nowe terytoria, które do tej pory były we władaniu Adamów, zdjęłyśmy z nich odpowiedzialność za bycie walecznym zwycięzcą, zgoła odmiennym od kobiety. Nie zdając sobie sprawy, że brniemy w to coraz głębiej, namiętnie wlepiamy oczy w Conana Barbarzyńcę czy esencję męskości Seana Connery, który jako 007 zdobywał coraz to inne kobiece serca (i ciała), a któremu przecież byłybyśmy w stanie wybaczyć wszystko, chowając się w jego silnych i spracowanych ramionach. Gdzie ta adrenalina, spontaniczność i odrobina szorstkości, która nadawała wyrazistości? Moim zdaniem mężczyzna się za bardzo "ucywilizował", czego wynikiem jest coraz to większe podobieństwo do... kobiety. I tak oto uganiamy się dzisiaj za nieowłosionym Ricky Martinem czy wiecznie niedojrzałym Piotrusiem Panem, w opakowaniu Leonarda DiCaprio. A wystarczy dobrze się rozejrzeć, zatrzymać na czerwonym świetle, popatrzeć w tylne lusterko samochodu... Jest tuż obok ciebie, zdolny zabić mamuta, rozwiązać największy twój problem i rozbawić cię do łez. Świadomy swojej męskości i tego, że może mieć nad tobą przewagę. A czasem ją ma, oj ma! I chociaż nie jestem zwolenniczką przemocy to wielka szkoda, że nikt się już dzisiaj o nas nie strzela...
(autorka jest studentką drugiego roku polonistyki)