Od czasu do czasu w każdym z nas budzi się przemądrzały besserwisser, który niczym Mr.Hyde nie pozwala nam spokojnie zasnąć, nim nie udzielimy paru wiekopomnych i niezbędnych - jak sądzimy - naszym bliźnim rad. Uwielbiam tego typu mądrości, a już wprost skomlę z radości czytając, jak to bogaci radzą biednym: w jaki sposób elegancko podzielić homara. Robotnicy literatom: jak pisać dobre książki. Emeryci piłkarzom: jak strzelać bramki. A kobiety mężczyznom: jak karmić piersią.
Nie wspomniałem tu ani słowa o politykach, bo ci już nawet nie radzą, ale wprost wygłaszają kazania na swej sejmowej górze, nieudolnie tuszując przekonanie o swej nieomylności. Najbardziej oczywiście śmieszą bzdury wygłaszane przez ludzi, których w powszechnym mniemaniu uważamy za autorytety lub choćby specjalistów w danej materii. Trudno nie zgodzić się z opinią Stanisława Lema, zawartą w jego Golemie: Intencja doskonałości, chybiająca celu, jest tym śmieszniejsza, im więcej mądrości za nią stało. Dlatego głupstwo filozofa bawi mocniej od głupstwa idioty. Proszę się nie obawiać, o filozofii mówić nie będziemy. Zajmiemy się za to przykładem pani Izabeli Jarugi-Nowackiej, rozsądnej całkiem kobiety, która z racji swego poważnego stanowiska (pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn), radzi czytelnikom "Głosu Wybrzeża": Jeżeli mężczyźni mają się dobrze czuć, być zdrowi i pogodni, to trzeba z nich zdjąć wizerunek macho, który zarabia na utrzymanie rodziny. W Polsce już mamy wysokie bezrobocie i widać, że szczególnie mężczyźni bardzo źle to znoszą.(...) Facet nie powinien uważać, że może chodzić tylko z karabinem. Z wózkiem albo przytulonym dzieckiem również.
Mimo iż żaden ze mnie macho, a i karabinu też nie posiadam, to nadal nie za bardzo rozumiem panią pełnomocnik. Skąd owo przekonanie, że mężczyzna pchający wózek i użerający się z rozwrzeszczaną progeniturą będzie czuł się o wiele lepiej. Być może parkowe alejki pełne mężczyzn - w wieku produkcyjnym - szydełkujących i pokrzykujących na dzieci w piaskownicy - Ino się Danielek za bardzo nie upapraj, to dla pani Izabeli budujący widok, ja jednak nie mogę się przekonać. Mimo to, pretensji do pani Izabeli nie mam. Pracę ma wielce niewdzięczną. Jako Jaruga jest pewnie pełnomocnikiem mężczyzn. Jako Nowacka zaś, musi radzić sobie z kobietami. A z nimi to dopiero prawdziwy krzyż pański. Choćby taka Marta Choroszyńska ze Stowarzyszenia Nauczycieli Polonistów. Chce ona nie mniej ni więcej tylko zmiany lektur szkolnych, bo obecne rzekomo utrwalają zły stereotyp płci. O zgrozo! Pomysł pani chorążyny feminizmu - Choroszyńskiej cieszy się ponoć poparciem MENiS. Polemizuje z nią wprawdzie Irena Lewandowska ("Gazeta Wyborcza" z 21.10.02), ale co to za polemika. Zamiast idiotyzm nazwać po imieniu, to pani Lewandowska popiskuje coś o równie jednowymiarowych postaciach męskich - literackich rzecz jasna. A niech sobie Choroszyńska i jej popleczniczki z MENiS (bo, że są to kobiety, to chyba nie trzeba nikogo przekonywać) zmieniają. Może to dać całkiem niezwykłe efekty. Taki choćby Powrót mamy: Mama nie wraca ranki i wieczory. Czyż nie zapowiada się to ciekawiej od pierwowzoru ? Albo taka Pani Telimena. Albo Reduta Ordonki. Albo... Nie, nie ze Śmiercią pułkownika wiele się już zrobić nie da. I tak wieszcz wykazał maksimum dobrej woli i chwalebnego oszustwa, choć powszechnie wiadomo, że nasza "dziewica bohater" (cóż za obrzydliwy rodzaj męski) była mała, gruba, a na dodatek bez posagu. I jak napisał to w jednym ze swoich esejów Dariusz Łukasiewicz: Wlokła się z wojskiem, które nie widząc w niej wielkiego pożytku, bezskutecznie próbowało odstawić ją do domu. W końcu zachorowała i umarła.
Skończmy z tą literaturą, bo na dobrą sprawę nie wiem czy w ogóle wolno mi się na ten temat wypowiadać, zwłaszcza odkąd dyskutuje się jedynie na temat książek Kofty, Tokarczuk, Grocholi, nie mówiąc już o wierszach Marzanny Kielar i nadziei naszej kobiecej twórczości Dorocie Masłowskiej.
Kiedy zwierzam się z tych wątpliwości kolegom, ci zaklinają mnie, bym trwał uparcie przy najlepszym z poetyckich obyczajów, czyli przy piciu wódki. To jednak też przestało być zabawne, zwłaszcza kiedy przeczytałem ("Polityka" z 19.10.02), że najlepszymi degustatorami w zakładach spirytusowych są kobiety: Raz w roku degustatorzy przechodzą egzamin. Z zapachów i smaków. Należy zidentyfikować pięć zapachów: cytrynowy, goździkowy, migdałowy, waniliowy i stęchlizny. Nie mam najmniejszych złudzeń, że w ramach pomocy sfrustrowanym i pijącym przez to mężczyznom, ten ostatni zapach będzie wiodący w przyszłej produkcji zakładów. Już panie o to zadbają.
Nie zdążyłem się nawet zachłysnąć "stęchlinówką", gdy dowiedziałem się o zachłyśnięciu Kingi Dunin. Incydent ów miał miejsce w trakcie smakowania prozy Olgi Tokarczuk, a konkretnie opowiadania Wyspa. Bohater (??) tegoż, to rozbitek karmiący własną piersią niemowlę. Powołując się na różne autorytety (głównie z rejonów zbliżonych do folwarku zwierzęcego), felietonistka "Wysokich obcasów" stara się dowieść, że karmienie mlekiem ojca (sic!), to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. A jak to jest z mężczyznami? Mają gruczoły i kanały, wystarczy tylko dostarczyć im prolaktyny, hormonu odpowiadającego za laktację i już. Jakie "już"?!
Miał rację Oskar Wilde pisząc: Historia kobiety, to historia najgorszej tyranii jaką znały dzieje. Jest to bowiem tyrania słabszego względem silniejszego. Jest to jedyna forma tyranii, która trwa wiecznie. Jak to się stało, że zaprawiony w walce z tyranią Adam Michnik wyhodował na własnej piersi Kingę Dunin? Prawdziwego King Konga feminizmu. Facet z dzieckiem przy piersi to jednak obciach, czyli coś wykraczającego poza normę. Skąd jednak te normy ?(...) Powiedzmy sobie jasno, że to my ustalamy, co jest normalne. I istnieje przynajmniej kilka racjonalnych powodów, aby już dziś uznać ojca karmiącego własne dziecko - albo nawet nie - ojca - za normę, a mężczyzn uchylających się od tego za - powiedzmy - nieco dziwnych.
Zaraz, zaraz... Co to znaczy "my ustalamy"? "My", czyli kto? Olga Tokarczuk i Kinga Dunin? Drogie panie, proszę się nie obawiać, to się da jeszcze wyleczyć, choć nie obejdzie się bez serii bolesnych zastrzyków. Jako - nawet nie "nieco", ale - bardzo dla pani "dziwny" osobnik, zapewniam panią, pani Kingo, że wydoić się pani nie dam. Może sobie pani doić (dla obopólnej satysfakcji) kozły, byki, a nawet malezyjskie nietoperze Dyacopterus, ale nie mnie. A nawet gdyby międzynarodówka zidiociałych feministek do tego doprowadziła, to i tak wraz z ostatnim tchnieniem z mej wysuszonej piersi wyksztuszę: Kopernik nie był kobietą!