Nigdy nie próbuj upodobnić kogoś do siebie.
Ty wiesz - i Bóg wie to również - że jeden
taki egzemplarz jak ty zupełnie wystarczy.
(R. W. Emerson)
Początek roku sprzyja tworzeniu podsumowań minionych dwunastu miesięcy oraz postanowień, które mamy nadzieję w nowym roku osiągnąć. Ponieważ żadne z moich noworocznych postanowień nie doczekało się jeszcze realizacji, wolę przyjrzeć się minionym trzystu sześćdziesięciu pięciu dniom.
Ktoś kiedyś powiedział, że życie składa się w jednym procencie z tego, co nam się przydarzyło i w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach z naszej reakcji na to. W zeszłym roku takim wydarzeniem była na pewno wrześniowa tragedia w Nowym Jorku. Bolejąc nad tą amerykańską hekatombą XXI wieku, nie można pominąć skutków jakie przyniosła i niestety jeszcze tych, w które zaowocuje ona w przyszłości. Ameryka - symbol światowej potęgi, państwo posiadające jeden z najlepszych, w skali globu, systemów wczesnego ostrzegania i obrony, została ugodzona prosto w serce. Bez ostrzeżenia śmierć poniosły tysiące niewinnych ludzi. Cała Europa stanęła po stronie USA. Uznaliśmy, że Amerykanom należy się odwet. Nikogo nie dziwi "polowanie" na Osamę ben Ladena, czy artykuł Oriany Fallaci (w którym przekreśla ona rolę wschodniej kultury i cywilizacji), a co najgorsze - nikt nie dostrzega faktu, iż pod gruzami World Trade Center pogrzebano również tolerancję. Ameryka w jednej chwili zapomniała o poprawności politycznej i bez wstydu propaguje ksenofobię, nacjonalizm oraz rasizm. I choć "tragedia jedenastego września" zjednoczyła ludzi, to wspólnota ta (mająca korzenie w kulturze zachodniej) okazała się separatystyczna. Zamach Talibów na WTC, w pewnym stopniu globalna próba charakteru, powinien nas zmusić do refleksji nad jego przyczynami i odpowiedzieć na pytanie, czy wendetta jest rozwiązaniem. Okazuje się, że naszą moralność cechuje tendencyjność, ponieważ według niej morderstwo w odwecie za morderstwo przestaje być zbrodnią. Skoro pani Fallaci uważa kulturę wschodu za prymitywną, to jak odnieść się do faktu, że w XXI wieku cywilizacja zachodnia kieruje się pochodzącym z V wieku "Kodeksem Hammurabiego" i przyjmuje maksymę "oko za oko"?
Może reagujemy pod wpływem chwili, jesteśmy po prostu oszołomieni ogromem nieszczęścia i dopiero następne pokolenia będą w stanie wyciągnąć wnioski i wydać obiektywną ocenę?
Przytoczę tutaj przykład Jane Elliott, nauczycielki prowadzącej warsztaty pod nazwą "Blue Eyed", które mają uczyć tolerancji właśnie poprzez jej brak w stosunku do osób w nich uczestniczących. Tuż po studiach, pani Elliott, nauczała w klasie, w której większość obejmująca dzieci białe, dyskryminowała resztę dzieci o odmiennym kolorze skóry. Na podstawie tych obserwacji Jane Elliott doszła do wniosku, iż postawa dzieci białych pokrywa się z filozofią nazistowską, która klasyfikowała ludzi ze względu na kolor oczu. Podczas jej warsztatów autorskich uczestnicy dzieleni są na grupy: niebieskookich i ciemnookich. Osoby o błękitnej barwie tęczówek są atakowane, traktowane jak dzieci i maltretowane psychicznie przez Jane Elliott.
Czy jednak po 11 września nauka tolerancji przez nią propagowana ma jeszcze sens? Mam głęboką i szczerą nadzieję, że tak, dlatego zalecam wszystkim wzięcie przykładu z przyrody. Bo choć nie ma dwóch takich samych ziaren piasku, tak samo, jak nie ma dwóch identycznych osób, to cóż jest bardziej jednolitego, niż pustynia złożona z nieskończonej ilości jedynych w swoim rodzaju ziarenek?