Dziesięć artykułów na dziesięciolecie Szkoły Języka i Kultury Polskiej UŚ (10)

Grudniowe sentymenty

Mija jubileuszowy, dziesiąty rok działalności Szkoły Języka i Kultury Polskiej. Niedawno studenci, pracownicy oraz przyjaciele Szkoły zasiedli razem do wigilijnej wieczerzy. Znów słychać było polskie – i nie tylko polskie – kolędy, a z różnojęzycznego gwaru dało się wyłowić tradycyjne, choć czasem nieco zniekształcone „Wszystkiego najlepszego...”

To wystarczy, by – popadając w należny rocznicy ton melancholii, ignorując przy tym fakty – zechcieć westchnąć: Kiedyś, to były wigilie... Tymczasem tym razem tak nie można. Po pierwsze – współpracuję ze Szkołą zbyt krótko, by pamiętać jej początki, po drugie – ci, którzy wiedzą o niej wszystko, twierdzą skromnie, że jest coraz lepiej, a na pewno z roku na rok inaczej.

Na początku Szkoła, istniejąca wtedy pod nazwą Letniej Szkoły Języka, Literatury i Kultury Polskiej, koncentrowała się w zasadzie wokół letnich kursów, podczas gdy działalność śródroczna przedstawiała się raczej skromnie. Dziesięć lat temu Katowice podczas roku akademickiego gościły zaledwie pięcioro zagranicznych studentów, przy czym pierwsi kursanci byli studentami i pracownikami naukowymi zaprzyjaźnionych uniwersytetów. Dziś Szkoła prowadzi w ciągu całego roku regularne kursy nauczania języka polskiego jako obcego, a sierpniowe spotkania w Cieszynie stały się jedną z form jej działalności, zaś goście z zagranicznych uniwersytetów stanowią tylko pewien procent wszystkich kursantów.

Podczas wigilijnego spotkania Podczas wigilijnego spotkania
Tamer i Nahez z Egiptu nie kryją zadowolenia.
Nareszcie nie muszą się zastanawiać nad wyborem
potraw: na wigilijnym stole nie ma ani kęsa wieprzowiny!
Jak widać, podczas wigilijnego spotkania
bawią się wszyscy. Dyrektor Szkoły,
dr Romuald Cudak i dr hab. Marek Pytasz
znają kolędy „śpiewająco”

Dziesięć lat działalności Szkoły uzmysławia zmiany zachodzące w stosunkach Polski z zagranicą, a przede wszystkim w sposobie postrzegania naszego kraju przez cudzoziemców. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych widok wieży stereofonicznej w polskim sklepie wywoływał niemałe zdumienie wielu obcokrajowców (a pewnego Belga imieniem Jo na pewno). Dziś, choć nadal gdzieniegdzie funkcjonuje stereotypowy wizerunek Polski jako kraju ogólnego kryzysu i pustych półek, cudzoziemcy przyjeżdżają do nas z normalnym bagażem (tzn. bez dodatkowego obciążenia produktami trudnymi do zdobycia), a i Egipcjanie zdążyli się już przyzwyczaić do srogiej ponoć zimy. Przełomem był chyba przypadek Brazylijki Zenilde Wajsczyk-Capistrano, która w roku strasznej powodzi w Polsce przyleciała z Ameryki Południowej w ogóle bez bagażu, twierdząc, że jeśli powódź zalała wszystko, to „szkoda dźwigać” i tak zaraz będzie wracać do domu, a jeśli nie zalało, to przecież „Polska normalny kraj, wszystkie łachy może sobie kupić na miejscu”.

O ile na początku studenci z Belgii (a co dopiero Brazylijczycy, Chińczycy czy Egipcjanie) mogli się wydawać nieco egzotyczni, teraz trudno byłoby chyba o zaskoczenie. W ciągu dziesięciu lat języka polskiego uczyli się w Katowicach cudzoziemcy z wszystkich kontynentów. Wśród nich znalazł się nawet Indrek z Alaski, studentka z Nowej Zelandii, urocza Prija (żona biznesmena) z Indii czy ostatnio kardiochirurg z Nepalu.

Motywacje do nauki języka polskiego bywały i bywają różne, jednak od samego początku działalność Szkoły wiąże się z – mogłoby się wydawać – nieedukacyjną sferą, jaką jest rynek. Kursy biznesowe organizowane dla przyjezdnych z krajów Beneluxu to przecież jedna z pierwszych ofert Szkoły. Dziś z lekcji języka polskiego korzystają pracownicy takich firm, jak: Leroy Merlin, Auchan, Bank Śląski, Gullfiber Polska, Ernst and Young, Roca czy Browary Tyskie S.A. Zdarzało się, że kontakty z przedstawicielami firm inwestujących w Polsce nawiązywały się niejako drogą okrężną: najpierw żona któregoś z pracowników rozpoczynała naukę języka, by po prostu móc tutaj żyć, kiedy indziej to właśnie żona Polka zmuszała męża-obcokrajowca do nauki polskiego. Zresztą, plotkując dalej, trzeba przyznać, że przysłowiowy urok Polek „przyciągnął” do Szkoły kilku kursantów.

Szkolna wigilia Szkolna wigilia
Czasami szkolna wigilia przeradza się w karnawałowe szaleństwo...

Jak się okazuje, coraz częściej znajomość języka polskiego staje się dla cudzoziemców atrakcyjna ze względów finansowych. I tak z oferty Szkoły chętnie korzystają ostatnio przedstawiciele firm turystycznych z Egiptu, którzy – próbując nawiązać kontakty z podobnymi placówkami w Polsce – zapewniają sobie miejsce na rodzimym rynku. Język polski naprawdę jest w cenie! Oprócz regularnych kursów prowadzonych od października do czerwca oraz letnich szkół w Cieszynie we wrześniu Szkoła organizuje tzw. kursy adaptacyjne, które mają zorientować obcokrajowców w języku (stąd nauczanie języka polskiego ogranicza się do najpotrzebniejszych zachowań językowych) i kulturze polskiej. Od trzech lat Szkoła uczestniczy w edukacyjnym programie wymiany studentów „Sokrates” finansowanym ze środków Unii Europejskiej, a umożliwiającym międzynarodową wymianę studentów. Kurs adaptacyjny przeznaczony jest dla cudzoziemców, którzy będą studiować w Polsce. Program obejmuje m.in. wizyty w bibliotekach, stołówkach uniwersyteckich, a także w klubach studenckich, na dworcu czy poczcie. Myliłby się ktoś, myśląc, że łatwo jest zamówić książkę w bibliotece czy zrozumieć zasady funkcjonowania różnych biletów komunikacji miejskiej. Tego się trzeba nauczyć (choć może wiedzą o tym nie tylko obcokrajowcy?). Na tego typu kursach język polski przyswajają sobie studenci niejako „po drodze”, powtarzając najpotrzebniejsze słowa i zwroty, także przydatne czasem: „Przepraszam, nie rozumiem”. Jak widać, różne drogi prowadzą przyszłych kursantów do niewielkiego pokoju 424 przy placu Sejmu Śląskiego, w którym mieści się biuro Szkoły. Zdarza się (a nie są to przypadki odosobnione), że uczestnicy letniej szkoły czy kursów adaptacyjnych decydują się kontynuować naukę na regularnych kursach śródrocznych. Są i tacy, którzy pracując w Polsce lub za granicą, co jakiś czas wracają do Szkoły, by podwyższyć stopień znajomości języka polskiego lub po to, by po prostu powiedzieć „dzień dobry”. Coraz częściej też do Szkoły trafiają osoby przygotowujące się do studiów w Polsce.

Szkoły letnie w Cieszynie obfitują w wydarzenia kulturalne organizowane dla naszych gości i przez nich samych, o czym wielokrotnie na łamach „Gazety” pisaliśmy, ale i w ciągu roku nie zapominamy o tym, by pokazać studentom naszą Polskę z jej obyczajami, świętami, bogactwem kulturowym.

Grudzień oznacza w Szkole wspólną wigilię. Nie wiem, jak było dawniej, ale odkąd pamiętam zawsze długo składało się tutaj życzenia, a „Cicha noc” brzmiała w językach wszystkich zgromadzonych na uroczystej kolacji. Tak było i tym razem. Tegoroczne spotkanie wigilijne odbyło się wyjątkowo wcześnie, bo czwartego grudnia. Chcąc zgromadzić wszystkich studentów, z których spora część już niedługo miała wyjechać do domu, zdecydowaliśmy się przyspieszyć termin szkolnej wigilii. I choć niektórym wydawało się, że to za wcześnie na świąteczną atmosferę, nawet najwięksi sceptycy zaczęli nagle dostrzegać padające płatki śniegu, wielu zaś marzyło już o świątecznym lenistwie (tymczasem wszystkich czekało jeszcze dużo pracy).

Tradycyjnie rozpoczęliśmy od łamania się opłatkiem. Ci studenci, którzy nie znali tego zwyczaju, podpatrywali pozostałych, po czym przyłączali się do grona osób składających sobie życzenia. Potem zasiedliśmy do wigilijnego stołu. Każdej potrawie towarzyszyło krótkie wyjaśnienie – szkolni lektorzy: Patrycja i Przemek przybliżali zagranicznym gościom tradycje polskich świąt. Zgodnie ze zwyczajem trzeba było skosztować każdej potrawy. Stali bywalcy czekali jednak na swoje ulubione dania. Jak zwykle bardzo smakowały pierogi. Niektórych cudzoziemców dziwiła popularność kapusty. Obok dań ogólnie znanych, na stole pojawiły się też potrawy regionalne: m.in. śląskie makówki à la Pani Dyrektor, kutia w trzech wydaniach (produkcji współpracowników Szkoły) oraz – za sprawą lektorki Małgosi – góralska kasza ze śliwkami na ciepło. Oczywiście były też kolędy, o których najpierw opowiadał wybitny znawca tematu Dyrektor Szkoły, dr Romuald Cudak. Wydawało się, że żadna z kolęd, nawet bardzo trudna fonetycznie (choćby „Przybieżeli do Betlejem”) nie sprawiała studentom większych trudności. Wszyscy (a początkujący studenci tym bardziej) śpiewali chętnie, głośno i radośnie. Co prawda z przyczyn oczywistych nie udało nam się usłyszeć arabskiej/egipskiej ani hinduskiej/nepalskiej wersji „Cichej nocy”, za to kolęda ta zabrzmiała w języku ukraińskim, angielskim, francuskim, włoskim, łacińskim, czeskim, słowackim, białoruskim, niemieckim, chorwackim, niderlandzkim, słowackim i polskim. Jako, że zaczęliśmy nietypowo, bo w dzień Barbórki, na zakończenie pojawił się też nietypowy jak na Wigilię element... sylwestrowy. Wigilia nie przerodziła się wprawdzie, jak w ubiegłym roku (kiedy to Dawid z Peru wygrywał na gitarze gorące południowe rytmy), w karnawałowe szaleństwo, ale i tym razem wypiliśmy lampkę szampana za pomyślność w nowym roku i nowym tysiącleciu. Zwykle trudno sporządzić dokładny scenariusz wigilijnego spotkania, nie da się wszystkiego przewidzieć, bo uroczystość w gronie osób reprezentujących tak zróżnicowane środowiska kulturowe musi zawierać element niespodzianki.

Tradycją Szkoły jest wykraczać poza tradycję.