KRZYSZTOF KIEŚLOWSKI patronem Wydziału Radia i Telewizji

Uchwałą Senatu Uniwersytetu Śląskiego z 5 grudnia 2000 r., Wydział Radia i Telewizji otrzymał imię Krzysztofa Kieślowskiego (1941-1996) - jednego z najbardziej znanych na świecie polskich reżyserów.

Zmarły przed czterema laty Kieślowski był autorem wielu filmów dokumentalnych i fabularnych, realizowanych dla kina i telewizji. Ukończył Liceum Technik Teatralnych i PWSFTViT w Łodzi (1968 r.). Z początku kręcił dokumenty ukazujące szarą rzeczywistość PRL-u (m.in.: "Z miasta Łodzi" 1969; "Refren" 1972; "Życiorys" 1975), by przejść następnie do fabularnych filmów, zaliczanych do tzw. "kina moralnego niepokoju" ("Personel" 1975; "Spokój" 1977; czy "Amator" 1978). Niektóre z filmów tamtego okresu przez długi czas nie mogły liczyć na dystrybucję kinową, trzymano je w "poczekalni", z powodów politycznych. Uważa się zresztą, że właśnie twórcy kina moralnego niepokoju (także Agnieszka Holland, Feliks Falk, czy Janusz Kijowski), pokazywali w swych filmach te nastroje społeczne, które stały się później przyczyną przełomu Sierpnia 1980 roku.

Krzysztof Kieślowski

Kieślowski odwrócił się później od tematyki wcześniejszych filmów; w rozmowach przyznawał, że na pewnym etapie zrezygnował z polityki, czy wiążących się z nią spraw społecznych. W latach 80-tych powstał m.in. (na podstawie scenariuszy Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza) "Dekalog" - serial telewizyjny, nawiązujący do dziesięciu przykazań biblijnych. Z nim związane są także wcześniejsze wersje kinowe "Krótkiego filmu o zabijaniu" i "Krótkiego filmu o miłości". Za pierwszy z nich reżyser otrzymał nagrodę Felixa za najlepszy europejski film roku 1988, oraz nagrody jury i krytyki na festiwalu filmowym w Cannes.

W latach 90-tych powstały filmy "Podwójne życie Weroniki" (1991) oraz tryptyk "Trzy kolory", który przyniósł reżyserowi światową sławę. W ciągu jednego roku Kieślowski zdobył "Złotego Lwa" na festiwalu w Wenecji (za film "Niebieski"), "Srebrnego Niedźwiedzia" w Berlinie ("Biały") i dwie nominacje do Oscara (za film "Czerwony").

U Kieślowskiego występowali znani aktorzy polskiego kina, m.in. Grażyna Szapołowska, Bogusław Linda, Jerzy Stuhr, Tadeusz Łomnicki, Aleksander Bardini, czy Jerzy Trela. Sukces jego filmów otworzył drogę do kariery Iréne Jacob; inna aktorka z tryptyku "Trzy kolory" - Juliette Binoche, nagrodzona została Cezarem i laurem w Wenecji (za rolę w "Niebieskim").

Nieukończonym projektem reżysera był, pisany wespół z K. Piesiewiczem, kolejny tryptyk, mający się składać z filmów: "Raj", "Czyściec" i "Piekło" (Dwa ostatnie napisał Piesiewicz już po śmierci Kieślowskiego, wszystkie ukazały się w wydaniu książkowym w 1999 r.). W minionym roku niemiecki reżyser Tom Tykwer ("Biegnij Lola, biegnij") przystąpił do realizacji scenariusza "Niebo" ("Heaven") z udziałem m.in. Cate Blanchett i Giovanniego Ribisi.

Wypowiedzi:

dr KRYSTYNA DOKTOROWICZ (dziekan WRiTV UŚ)

MARIUSZ KUBIK - Jak doszło do powstania inicjatywy nadania imienia Kieślowskiego kierowanemu przez Panią wydziałowi?

KRYSTYNA DOKTOROWICZ - Już rok temu pojawił się pomysł ze strony Rady Wydziału, który jest jedynym stricte artystycznym na uczelni. Ma on swoistą merytoryczną autonomię - istnieje w świadomości środowiska filmowego w Polsce jako druga szkoła filmowa, mimo, że jest wydziałem uniwersyteckim ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. Doszliśmy więc do wniosku, że nadanie nazwy i procedura z tym związana, będą jak najbardziej na miejscu.

Krzysztof Kieślowski pracował u nas siedem lat. Był opiekunem artystycznym i promotorem kilku roczników reżyserów, dziś już średniego pokolenia, które kończyło w tych pierwszych latach naszą szkołę.

Na naszym wydziale pracuje bardzo wielu kolegów, którzy mieli duży związek z Kieślowskim, pracowali z nim. To na przykład Krzysztof Zanussi, będący dyrektorem studia filmowego "Tor", z którym Kieślowski był związany. To również prof. Stuhr, aktor wielu filmów Kieślowskiego, a jak widać ostatnio, także reżyser filmu na podstawie jego scenariusza [film pt.: "Duże zwierzę". M.K.]. Joanna Krauze - która była asystentką i II reżyserem u Kieślowskiego, aż do czasu jego filmów "paryskich". Wreszcie Filip Bajon, czy Wojciech Marczewski - to wszystko są osoby, które znały Kieślowskiego, blisko z nim współpracowały, bądź także reprezentowały tzw. "nurt moralny" w polskim kinie.

Zwróciliśmy się kilka miesięcy temu do pani Marii Kieślowskiej, z prośbą o zgodę na nadanie wydziałowi imienia jej męża.Uzyskaliśmy ją bardzo szybko. Przedstawiłam następnie ten projekt na posiedzeniu Senatu UŚ. Jego przegłosowanie wymagało m.in. zmiany statusu uczelni.

Chcielibyśmy teraz nadać temu wydarzeniu odpowiednią oprawę. Podlegająca Marszałkowi województwa śląskiego instytucja "Silesia Film", zajmująca się promocją kina i sztuki filmowej, planuje zorganizować, we współpracy z naszym wydziałem, kilkudniową uroczystość związaną nie tylko z nadaniem imienia, wmurowaniem tablicy itd., ale również przeglądem, filmów zarówno Kieślowskiego, jak i naszych obecnych profesorów, a także studenckich etiud.

12 XII 2000 r.

JERZY STUHR (aktor i reżyser; wykładowca na Wydziale Radia i Telewizji UŚ)

MARIUSZ KUBIK - Jest Pan członkiem Rady Wydziału RTV, to m.in. tam właśnie wnioskowano, by nosił on imię Krzysztofa Kieślowskiego...

Jerzy Stuhr w filmie Krzysztofa Kieślowskiego
Jerzy Stuhr w filmie Krzysztofa Kieślowskiego
"Amator"(1978)

JERZY STUHR - Inicjatywa powstała wśród kolegów Krzysztofa Kieślowskiego wykładających tutaj: Filipa Bajona, Wojciecha Marczewskiego, czy Krzysztofa Zanussiego. Uzyskano na to zgodę wdowy - pani Marii Kieślowskiej. Jestem tu o wiele krócej, niż inni wykładowcy, ale mogę temu tylko przyklasnąć i wziąć w tym udział - wiem, że z moją osobą związane są jakieś plany podczas uroczystego nadania nazwy wydziałowi...

M.K. - ...związane, jak sądzę, z planowanym przeglądem filmów Kieślowskiego?

J.S. - Tak. Przesunięto nawet jego termin z racji tego, że wyjeżdżam na długo za granicę. Uroczystość odbędzie się w kwietniu 2001 roku, po moim powrocie.

M.K. - Był Pan przyjacielem Krzysztofa Kieślowskiego. Jestem ciekaw, jak myśli się o kimś, bliskim przecież - jak przypuszczam - w murach wydziału nazwanego jego imieniem, ale i miejscu, gdzie kształci się kolejnych, przyszłych reżyserów?

J.S. - Byłem już w kilku szkołach nazwanych jego imieniem, brałem np. udział w nadaniu imienia Kieślowskiego liceum ogólnokształcącemu w Krakowie, koresponduję także ze szkołą w Grudziądzu jego imienia. Nawet przedwczoraj studentka z Cosenzy, z południa Włoch, przysłała mi pracę magisterską o Kieślowskim, w pisaniu której trochę jej pomagałem.

Plakat z filmu
Z chwilą śmierci Kieślowskiego wiadomo było, że teraz spoczywa na nas, którzy go dobrze znaliśmy, poczucie pewnego obowiązku. Na ile więc mogę tym młodym ludziom, którzy się chcą z nazwiskiem Kieślowskiego utożsamiać, czy kojarzyć - na tyle muszę i chcę im pomagać, dostarczać materiału, opowiadać, jakim był człowiekiem, jaki miał wpływ na mnie, czy na swoją generację. Mam poczucie, że on stale jest koło mnie "obecny", w tym sensie, że nie ma dnia - kiedy pracuję - żebym nie pomyślał: "ciekawe, jak on by to zrobił". We wszystkich moich działaniach artystycznych był dla mnie takim punktem zwrotnym.

M.K. - Zastanawiałem się zresztą, jakie oczekiwania stawiał Panu Kieślowski, jako aktorowi, czy zmieniały się one w czasie? A czy podczas kręcenia "Dużego zwierzęcia" na podstawie scenariusza Kieślowskiego myślał Pan o tamtym porozumieniu "aktor - reżyser"?

J.S. - Absolutnie tak. Gdyby to on mnie obsadził, wymagał by - jak sądzę - mniej więcej, czy może nawet więcej tego, niż można w tym filmie zobaczyć. To zresztą ryzyko ról, które gra się we własnych filmach, polegające na tym, że nie ma nikogo z boku, kto mógłby je inaczej zobaczyć, lub podpowiedzieć lepsze rozwiązania - jest to więc rodzaj pewnej samotności.

Dekalog
Jeśli chodzi o przeszłość: kiedy zaczynaliśmy razem, jeden się uczył od drugiego. Byłem pierwszym (obok Franciszka Pieczki) aktorem zawodowym, z którym on pracował. Spotkaliśmy się w 1975 roku, on też nie miał wtedy doświadczenia; miał jakieś swoje przemyślenia, bagaż doświadczeń dokumentalisty, i w ten sposób "przenikaliśmy się wzajemnie", rodziła się między nami "metoda".

W filmie "Spokój" była już między nami ścisła współpraca, pisaliśmy wspólnie dialogi. Widział już wtedy, czego może ode mnie oczekiwać, wymagać - na czym polega mój stopień profesjonalnego przygotowania. Wprowadzał charakterystyczne dla niego paradokumentalne techniki, mnie niesłychanie potrzebne. Przykładem tego był "Amator", kiedy on już dokładnie wiedział, na czym polega zawodowe aktorstwo, jakich aktorów dobierać i stymulować.

Potem był także - jak pan wie - "Dekalog" i myślę, że wtedy rozumieliśmy się już bez słów, wiedzieliśmy, czego jeden od drugiego chce. Podobnie w "Trzech kolorach: Białym" - on zawsze wiedział, że ja dokładnie rozumiem, co znaczy "grać" uczucie, pokazać je. Bo aktorzy rzadko się z nim zdradzają, prezentują raczej sprawność zawodową - jacy to są męscy, inteligentni, powabni. A na pokazanie uczucia trzeba się zdecydować - potrzeba decyzji, by odkryć przed kamerą swój świat intymny...

M.K. - ...choć wyrażany osobą aktora?

J.S. - Intymny świat ma każdy - czy aktor, czy pan, jako dziennikarz. Ale pan nie musi w swoim zawodzie upubliczniać swoich stanów intymnych, a ja muszę, choć jest to kwestia mojej decyzji. Takich aktorów Kieślowski cenił najbardziej.

13 XII 2000 r.

Wypowiedzi zebrał: Mariusz Kubik
Autorzy: Mariusz Kubik