Większości społeczeństwa student kojarzy się z wykształconym, oczytanym, a przede wszystkim zmanierowanym młodym człowiekiem. Powszechnie wiadomo, że młodzież kształcąca się na uczelniach wyższych to „elita” i przyszłość naszego, jakże smutnego kraju. To oni będą kiedyś na szczycie i to oni wezmą stery w swoje ręce, kierując Polskę na szerokie wody zjednoczonej Europy. Jednak szara codzienność, niestety także na naszym uniwersytecie, pokazuje, że realia są nieco inne, a mit studenckiej śmietanki mocno przesadzony... Chciałbym poniżej pokazać kilka na to przykładów.
Pierwszym z nich, najbardziej rzucającym się w oczy, a raczej uszy jest studencki słownik komunikacji z otoczeniem, obfitujący zarówno w tradycyjne wulgaryzmy jak i wyszukane neologizmy, związki frazeologiczne i słowne znaki przestankowe. Rozumiem, że student to człowiek zestresowany i musi sobie czymś ulżyć, toteż nie mam nic przeciwko używaniu tych zwrotów w towarzystwie za zgodą wszystkich. Jednak kłują trochę w uszy niecenzuralne sentencje, którymi głośno wymieniają się nadawcy i adresaci zlokalizowani po obu stronach ulicy Bankowej, próbując przekrzyczeć hałas jadących nią samochodów. Także komentarze i trafne uwagi dochodzące z uniwersyteckiego boiska nie pozwalają ani na chwilę pogrążyć się w senności, powodowanej przez uwalniane z Rawy zapachy. Trochę kontrastuje to z powagą uczelni a już na pewno wpływa na prestiż na niej studiujących.
Innym szkopułem nieco gryzącym się z powszechnym wizerunkiem żaka jest dostępny każdemu przechodniowi widok naszej braci, beztrosko raczącej się tradycyjnym jasnym na ławkach pod i obok rektoratu. Sam lubię piwo, jednak nie zdecydowałbym się na popijanie go pod samą „bramą” swojej uczelni. Niestety, część moich kolegów nie podziela mojego zdania i wprowadza przechodzących w klimat sklepu nocnego...
Zostając w temacie używek – niedobrze się robi komuś, kto pragnąc przewietrzyć smród bezczelnie palących w męskiej ubikacji Wydziału Nauk Społecznych, otworzy tam okno i spojrzy w dół. Znajdzie tam bowiem morze petów. To wstyd, że palacze nie potrafią (a raczej nie chcą) za sobą sprzątać. Ciekawe, że krytykuje się i karci dzieciaki wyrzucające na ziemię papierki z cukierków, a nikt specjalnie nie zwraca uwagi palaczowi, którego niewiele obchodzi gdzie wyląduje jego niedopałek...
Jednak jeżeli kogoś nie odrzuca atmosfera takiej ubikacji i zdecyduje się on załatwić swe potrzeby fizjologiczne, to czynność tę skutecznie umili mu studencka twórczość ścienna, gdzie pieprzne anegdotki i przysłowia („mądrość narodów”) przeplatają się z patriotyzmem lokalnym i hasłami radykalnymi. Zawsze wydawało mi się, że tego typu przelewanie swych refleksji było domeną podstawówkowiczów i infantylnego odłamu uczniów szkół średnich. Okazuje się jednak, że się myliłem – studenci też lubią podzielić się swoimi przemyśleniami na prawie wszystkie tematy... Zainteresowanych odsyłam do wyżej wspomnianego już WC Wydziału Nauk Społecznych, a także do tego na stołówce –pierwsza liga „poezji” klozetowej. Szczerze polecam, bo takich rzeczy nie wyczytamy na ławkach w klasach ani na krzesełkach w Nowej Auli, które najwyraźniej zbyt długo wyglądały nowo i świeżo.
Świetnymi miejscami, w których można zakosztować studenckiej kultury są: stołówka i korytarz przed dziekanatem. Co łączy oba te miejsca? Oczywiście kolejki, które są nieodzowną częścią studenckiego żywota. Jednak zagonieni studenci nie mają czasu na stanie w gigantycznych ogonkach, toteż dwoją się i troją by tylko ich uniknąć. W przypadku dziekanatu notorycznie powtarzają się stare patenty typu: „Ja tylko o coś zapytam”, „Ja tylko na chwilę” czy „Spieszę się na pociąg/autobus/samolot”. Często też spotkać można zagrywkę: „Cześć! Też tu stoisz? A po co?”, po czym zaczyna się rozmowa zakończona „zadomowieniem” się w kolejce zaraz obok osoby pytanej. Zdarza się, że kolejki są dwie –każda „do innego kierunku”. Jednak kulturalny student zawsze staje w tej krótszej... Podobnie rzecz ma się na stołówce, gdzie dla jednych wpychanie się poza kolejnością jest taką samą normalką, jak dla innych stanie przez 20 minut w miejscu. Pewnego dnia, w godzinach szczytu, trzech „dżentelmenów” potrafiło wpuścić przed siebie pięć(!) swoich koleżanek... Początkowo dziwił mnie konformizm kolejkowiczów, lecz szybko zrozumiałem, że działają tu dwie zasady: „dzisiaj ja cię wpuszczę, jutro ty mnie” i „jutro ja się wepchnę, bo akurat moi znajomi będą z przodu”. Raczej nie ma żadnych szans na zmianę tego stanu w przyszłości...
Nie mieszkam w akademiku, dlatego celowo pominę tę sferę życia studenta, chociaż legendy na ten temat krążą w towarzystwie. Wydaje mi się jednak, że przytoczonych wyżej argumentów wystarczy aby zmodyfikować wizję studenta i obalić jego mit. Niestety, dzisiejszy żak wulgarnie się wyraża, nie ma szacunku dla cudzego mienia, w sposób niekulturalny korzysta z używek i nie potrafi się zachować w kolejce. W wolnych chwilach zaś oddaje się „twórczości klozetowej” i czynnościom destrukcyjnym. Nie jest to moja osobista opinia i nie można nią –co jest oczywiste –obejmować każdego. Takie jednak wrażenie odniesie każdy „z zewnątrz”, kto choć na chwilę zetknie się z naszą społecznością –wystarczy, że przejdzie obok naszego Uniwersytetu. Samo istnienie w społeczności studenckiej osobników pasujących do powyższego wizerunku jest smutne i zastanawiające. Przede wszystkim jednak przynosi wstyd, ujmę i kładzie cień na to, co nazywa się studencką kulturą.
Autor (ur. 1980) jest studentem I roku historii.