PAPUGA - TO BRZMI DUMNIE

Ze świata zwierząt dochodzą do nas coraz bardziej frapujące informacje. Otóż okazało się ostatnio, że małpy potrafią liczyć od 1 do 9. Wiadomość ta wywołała popłoch w kręgach młodego polskiego biznesu - zwłaszcza wśród biznesmenów w pierwszym pokoleniu. Czyżby nowa konkurencja? Nie dość że w świecie wielkich interesów czyha mnóstwo zdradliwych pułapek, to teraz po tym buszu poruszać się dźwigając jeszcze dodatkowo kalkulator. A przecież i tak jest już co nosić: telefon komórkowy, pager, karty kredytowe, notebook, radio samochodowe z odtwarzaczem Sony (bo ukradną), pistolet gazowy... A wszystko to poupychane po kieszeniach garnituru firmy Boss, jako że ręce musza być wolne, by non stop sprawdzać czy nie odpięła się złota Omega. Na dodatek za plecami sapie bodyguard, czyli goryl i cała nadzieja na przeżycie w tym, że w odróżnieniu od szympansa nie potrafi on zliczyć do dziewięciu.

Ale co tam małpy. Papugi, to są dopiero chytrusy. Dotychczas myślano, że ptaszyska te naśladują jedynie (małpują? ) brzmienie słów wypowiadanych przez człowieka. Teorię tę jednak obalili amerykańscy - bo jakżeby inaczej - uczeni. Badania udowodniły, że papugi wypowiadają pewne słowa całkiem świadomie. I tu - niestety musimy sobie to otwarcie powiedzieć - papugi zaczynają dominować nad profesjonalizmem naszych dziennikarzy. Umiejętności tych ostatnich bowiem sprowadzają się często do żonglerki z małpią zręcznością (co ja z tymi małpami? ) zestawem modnych słów - wytrychów bez względu na ich znaczenie, kontekst i formę przekazu. Tak np. dzieje się z ulubionymi w pewnych kręgach słowami: odlotowy, odjazdowy, zakręcony, czadowy. Wiadomo, że ich proweniencja jest rodem z gwary młodzieżowej, ale zaczynają one niebezpiecznie przenikać do języka całkiem innych sfer. I jest to równie niesmaczne jak ubrana w mini spódniczkę dama pamiętająca wkroczenie wojsk gen. Szeptyckiego, czy kolczyk wbity w nos emeryta. Nie jest tajemnicą, że gros doradców tak premiera Buzka jak i wicepremiera Balcerowicza, to młodzieńcy, którzy nie zdążyli jeszcze zapomnieć jakim problemem dla dorastającego chłopaka są pryszcze na twarzy Niech im wpadnie do głowy pomysł, by wizerunki tych polityków przedstawić w sposób czytelny i atrakcyjny dla oczekujących właśnie na pierwszy w życiu dowód osobisty przyszłych wyborców. Wówczas komunikat z obrad rządu wyglądał będzie prawdopodobnie tak: Nabuzowany, lecz na pełnym luzie premier Balcerowicz dał na ostatnim posiedzeniu rządu takiego czadu, że na sali zapanował kompletny odjazd. Każdą wypowiedź premiera zakręceni niczym na haju ministrowie z Unii Wolności kwitowali głośnym WHOOW! Dowodem tej powszechnej aprobaty była reakcja pani minister Suchockiej, która z okrzykiem bingo! Przybiła premierowi piątkę.

Przykładem na to, że moje obawy nie są pozbawione podstaw, niech będzie sytuacja, która ma miejsce w tzw. sferach mundurowych, dotychczas niezwykle hermetycznych i zachowawczych jeśli chodzi o słowotwórczą modę. Policja np. śledzi tę nową jakość za pomocą "monitoringu". Monitoring bowiem jest pięknym, tajemniczym nieco i brzmiącym na wskroś nowocześnie słowem. Używającym często słowa "monitoring" policjantom nie grozi już seria dowcipów, które tak przykro doświadczyły kiedyś milicjantów. Odpowiednio zaakcentowany w rozmowie "monitoring" budzi powszechny szacunek i uznanie. Posiadanie przez policję tak groźnej broni wywołało naturalną zazdrość w językowych okopach Sztabu Generalnego. Ostatecznie nie można ku chwale ojczyzny wstępować do NATO mając w słownikowym arsenale jedynie: baczność, padnij i na ramię broń. Prestiż naszej armii ma utrwalić wymyślonych przez najlepszych szyfrantów termin "logistyka". "Logistyka" też ładne słowo. Chętnych zaś do jego rozszyfrowania zgłosiło się tylu, że rząd postanowił skrócić zasadniczą służbę wojskową do 12 miesięcy, by każdy poborowy miał szansę poużywać sobie z nieznaną "logistyką" w warunkach bojowych na poligonie.

Czepiam się mundurowych, a przecież od nich wymagamy, by głównie bronili nas, a nie czystości polszczyzny.

Co innego specjaliści od "wysokiej kultury". Aby stać się takowym ekspertem trzeba nauczyć się swobodnie manewrować aż dwoma słowami: "postmodernizm" i "kultowy". O popularności tego pierwszego pisano ostatnio dużo (m. in. Mirosław Pęczak w "Polityce" nr 45 z 7 listopada 98) pozostaje mi więc tylko egzegeza słowa "kultowy".

Jeśli ktoś myśli, że "kultowy" znaczy tyle co: oddający nastroje pewnej grupy społecznej czy pokolenia - to jest w błędzie. Może tak było kiedyś, ale dzisiaj... ? Niedawno wyczytałem, że piosenka Maryli Rodowicz "Małgośka" to utwór kultowy. Licho wie dlaczego? Ba! We wspomnieniowej audycji poświęconej zmarłemu aktorowi Jerzemu Bińczyckiemu, pani redaktor nazwała "Noce i dnie" powieścią kultową. Siedem tysięcy wydanych przed wojną egzemplarzy tej powieści nie można było sprzedać przez 8 lat nie licząc wojny. I to ma być powieść kultowa? ! Dlatego wcale mnie nie dziwi, gdy okaże się, że kultowy jest Zespół Pieśni i Tańca Mazowsze". Kultowy Mieczysław Fogg i Tercet Egzotyczny. Kultowe Radio Maryja i kapitan Kloss. "Chłopska Droga" i lody Bambino. Kultowy bokser Gołota i radiowa powieść "W Jezioranach". Kultowa "Nasza szkapa" i Irena Dziedzic...

Ale nim od tego nadmiaru "kultowości" dostaniecie małpiego (niech już będzie) rozumu czytajcie "Gazetę Uniwersytecką". Kto wie. Kto wie. Może właśnie czytacie kultową gazetę?

P. S. Jak wynika z ostatnich informacji, które docierają ze świata zwierząt: Z komórek krowich i ludzkich ma powstać "idealny materiał do hodowania narządów przeznaczonych do przeszczepów". Krowy wystosowały w tej sprawie stanowczy protest.