Granice?
Ja żadnej nigdy nie widziałem,
ale słyszałem, ze istnieją w umysłach większości osób.
Thor Heyrdahl
Tak kiedyś stwierdził norweski etnograf i globtroter, którego nazwisko kojarzy się m.in. z wyprawą Kon-Tiki oraz odkryciami archeologicznymi na Rapa Nui i we Wschodniej Polinezji. Obserwując życie roślinne, wiatry, prądy morskie i tradycje Polinezji posunął się do daleko idących wniosków, iż przodkowie Polinezyjczyków przybyli tak na prawdę ze Wschodnio- Południowej Ameryki. Elita naukowców nie przyjęła takiej teorii w poczet prawd naukowych. Heyrdahl zaparł się w swojej teorii do tego stopnia, że na tradycyjnie zbudowanej tratwie przebył w 1947 roku w 101 dni 4300 mil przez Pacyfik. Podróż okazała się sukcesem. Czyżby należało przez to rozumieć, iż Ziemia jest mniejsza niż myślimy? A może to, że tak naprawdę jesteśmy sobie bliżsi mentalnie, bo i tak kultury nawzajem się przenikają i z siebie wzajemnie wyrastają?
Z podobnymi zagadnieniami, aczkolwiek w wymiarze europejsko - politycznym, zajmowaliśmy się na Europejskim Seminarium Eksperckim. Będąc świadomymi faktu, iż UE niesie ze sobą nieuniknioną integrację europejską na wielu szczeblach, w Krakowie odbyło się seminarium mające na celu skłonienie polskich studentów prawa, nauk ekonomicznych i społecznych do wielowątkowej dyskusji na tematy unijne. Ponad trzydziestu studentów z czterech uczelni: Uniwersytetu Jagiellońskiego, WSE w Krakowie, WSB-NLU w Nowym Sączu oraz Uniwersytetu Śląskiego - uczestniczyło w Szkole Jesiennej Kraków - Bruksela.
Istotą seminarium było połączenie zajęć merytorycznych z wyjazdem do Instytucji UE w Brukseli. Natomiast sama organizacja wyjazdu nastąpiła dzięki wsparciu posła do Parlamentu Europejskiego, Bogusława Sonika.
Autorka przy symbolu Brukseli - Manneken Pis |
Pierwsze dni seminarium, które spędziliśmy w Krakowie, obejmowały liczne wykłady znanych specjalistów z zakresu prawa, ekonomii, stosunków międzynarodowych i filozofii politycznej. Prowadzący, tacy jak dr Gowin, dr hab. Miłowit Kuniński, dr Czajkowski, dr Wołek, dr Szczerski, dr Szpunar czy poseł Sonik wygłosili bardzo ciekawe referaty, tym samym prowokując grono studentów do głębokiej refleksji i żarliwej wymiany zdań. Swoją obecnością zaszczycił nas ponadto o. Robert Sirico, ksiądz katolicki, prezydent Instytutu Actona, mającego siedziby w Grand Rapids, Michigan i Rzymie.
Organizatorzy Szkoły Jesiennej pamiętając, iż w październiku nastąpi 17. miesiąc od czasu przystąpienia Polski do UE, ukierunkowali zajęcia na rozliczenie zysków i strat, jakie przyniosła akcesja oraz na zastanowienie się nad przyszłym kształtem politycznym Unii.
Akcentując zasadne dyskusje nad preambułą Traktatu Konstytucyjnego UE, mianowicie czy należy w niej zamieścić odwołanie do chrześcijańskich korzeni naszej kultury europejskiej, ogólnych wartości religijnych lub czy może lepiej je w ogóle pominąć, temat ten poruszył dr Gowin, rektor WSE im. Ks. J. Tischnera w Krakowie. Zwrócił uwagę na to, iż w wieku demokracji liberalnych, laicyzacji stosunków publicznych, struktur instytucjonalnych i mechanizmów funkcjonowania aparatu państwowego istnieją dwa modele niezależności państwa. Rozróżnienie następuje na model francuski, który zakłada rozdział radykalny i dystans instytucji kościelnych, oraz na model niemiecki wnoszący przyjazny stosunek Kościoła do państwa i kładący nacisk na współpracę, zwłaszcza w wychowaniu młodzieży i krzewieniu ogólnych wartości. Ten ostatni model, jak wskazuje dr Gowin, można nazwać "polskim" biorąc pod uwagę fakt, iż 90% polskiego społeczeństwa deklaruje się jako osoby wierzące, spośród których 98% to katolicy. Tak więc sugerowane rozwiązanie to jednak chrześcijańskie społeczeństwo obywatelskie, które może być wzorowane na duchowym pluralizmie Stanów Zjednoczonych. Zgodzę się z konstatacją, iż zupełna laicyzacja preambuły to iście "Orwellowska amputacja pamięci".
Rozważania przeniosły się ponadto na "modną" ostatnio kwestię demos europejskiego. Upadek Traktatu Konstytucyjnego sam świadczy o tym, i to bez podpory teoretycznych przytoczeń, ze póki co jesteśmy świadkami silnie zakorzenionego demos, ale narodowego. Pozostawiam więc na boku prace Juergena Habermasa i Meinecke, i uważam, iż nie ma jeszcze dzisiaj w Europie przesłanek tożsamościowo-kulturowych, by mówić o świadomości europejskiej. Możliwe, że jesteśmy dopiero na początku kształtowania drogi naszej uświadomionej przynależności europejskiej. Na przykładzie pytania kierowanego do ankietowanego Polaka: "Co Pana zdaniem jest konieczne, aby uznać kogoś za Polaka" 69 % odpowiada, że wyznacznikiem jest samo czucie się Polakiem. Dopiero 34% Polaków wskazuje na element obywatelstwa polskiego, a 20% na znajomość języka polskiego (!). 71% ankietowanych jest zdania, że można mieć dwie ojczyzny, a przekonanie to rośnie wprost proporcjonalnie do poziomu wykształcenia i zamożności. Interesujące, iż im starsi są badani i słabiej wykształceni tym większy jest wśród nich odsetek zwolenników państwa jednolitego narodowościowo. Przeciwnicy takiego wyobrażenia porządku państwowego pojawiają się za to wśród osób młodych i mających wyższe wykształcenie. Niezaprzeczalny jest więc fakt, iż Polacy stają się coraz bardziej otwarci na kwestię wielonarodowości.
Szkoła Jesienna została wyraźnie podzielona na 2 części. Ta druga była oczekiwana przez każdego z nas z dreszczykiem emocji na samą myśl wyjazdu do Bruseli. Wyjazdowi przyświecał lampion wyjątkowo gorącej polityki unijnej wobec Turcji. Pamiętając, ze Turcja podpisała pod koniec lipca tego roku protokół "ankarski", to próby wywarcia presji na Turcję, by jeszcze przed 3 października tego roku uznała państwo cypryjskie, zakończyły się niepowodzeniem. Wmieszanie do tego wrzącego kotła ukierunkowanej na Chorwację polityki Austrii spowodowało nagły odwrót sytuacji i możliwość zaniechania negocjacji planowanych na 3 października. Tak więc gdy dojeżdżaliśmy do Brukseli wydarzenia te zabarwiały mocno naszą przygodę z UE. Na dniach przełamywano impas negocjacji, aby 5 października niezależny bułgarski dziennik "Dnewnik" mógł napisać "... decyzja UE o rozpoczęciu negocjacji z Turcją i Chorwacją zmienia przyszłość kontynentu".
Parlament Europejski, przerwa w obradach Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności |
Pozostańmy w temacie burz politycznych, wchodząc 3 października do gmachu Parlamentu na wykłady natknęliśmy się na liczne nalepki przy wejściu, które dawały upust napięciu politycznemu. Eurosceptycy poprzyklejali niebiesko czerwone nalepki "EUROTURKI$TAN?... Nee, Non, Nein".
Na miejscu, w Brukseli, w PE, nasza grupa studentów uczestniczyła w dalszych wykładach, aczkolwiek tym razem prowadzonych przez posłów do Parlamentu Europejskiego. Wiedzą praktyka dzielili się z nami dr Sonik, dr Lewandowski, Jaś Gawroński (były doradca premiera Berlusconiego), dr Olbrycht, prof. Hans Gert Poettering i prof. Vytautas Landsbergis. Wiedzę specjalistyczną przekazywali nam ponadto polscy doradcy EPP-ED, mianowicie dr Trzaskowski i dr Żurawski vel. Grajewski. Oprócz zaawansowanej wiedzy merytorycznej np. z zakresu polityki regionalnej, polityki wschodniej UE czy procesu decyzyjnego w PE przekazywano nam również ciekawostki dotyczące tego "największego eksperymentu demokracji ponadnarodowej", jakim jest Parlament Europejski. Tendencją urzędników europejskich jest zestawianie wszystkiego w liczbach, tak więc na przykład obliczono, że jeżeli obecnie mamy w UE 20 języków oficjalnych to daje dokładnie 380 kombinacji tłumaczeń. Jednakże od ostatniego rozszerzenia metoda bezpośredniego tłumaczenia została załamana. Pracuje się na językach roboczych (angielski, francuski i niemiecki), czyli np. język łotewski zostanie przetłumaczony na portugalski za pomocą języka roboczego. Niejednolite tłumaczenie powoduje tzw. "fale". Na pewno zachwycają one tłumaczy, gdy muszą przełożyć dowcipną dygresję przemawiającego. "Fale śmiechu" to skutki zasady fundamentalnej, jaką jest pluralizm językowy obowiązujący w UE, a samo wyrażenie in se wchodzi w poczet nowych słówek, których bezwiednie uczy się każdy poseł. W imię demokracji, pod auspicjami owego pluralizmu językowego toczą się dyskusje nad wprowadzeniem kolejnych dwóch języków, mianowicie celtyckiego i katalońskiego. A co do liczb to jak na razie na korpus 6 tysięcy zatrudnionych urzędników, 1,5 tys. to tłumacze. Powracając jeszcze do słownictwa unijnego, którego obligatoryjnie uczy się poseł, to dr Olbrycht uchylił rąbka tajemnicy. I tak należy pamiętać, iż:
  Integracja - dotyczy integracji, ale wewnątrz UE
  Reintegracja - odwoływanie się do polityki historycznej, nie jest pojęciem prawnym, dotyczy poszerzenia UE (enlargement)
  Współpraca - słowo ukierunkowane do wewnątrz UE, może być równomierna lub nierównomierna
  Sąsiad - kraj, który nie wejdzie do UE, [obecnie taką pozycję maja Białoruś i Ukraina]
  Potencjalny kandydat - kraj nieposiadający statusu "sąsiada", [jest to obecnie Serbia i Czarnogóra oraz Albania]
  Kandydat - to status prawny (!) państwa, [obecnie Bułgaria i Rumunia]
  Rozwój - pomoc unijna, lecz co ważne tylko dla krajów Trzeciego Świata
  Partner globalny - oznacza państwo trzecie.
PE pracuje w trzech miastach: Strasburgu, Brukseli i Luksemburgu. Luksemburg to "zaplecze", czyli sekretariat PE. Oficjalną siedzibą jest Strasburg, co ma wymiar symbolu pojednania francusko-niemieckiego, natomiast w Brukseli odbywają się "mini sesje parlamentarne", dwudniowe, a jest ich 6 do roku, z góry wyznaczonych na cały rok. Biorąc pod lupę miesiąc pracy, tydzień obrad parlamentarnych poseł odbywa w Strasburgu. Pozostałe trzy tygodnie poseł jest w Brukseli, gdzie uczestniczy w obradach komisji parlamentarnych i grup politycznych. Gdy posłowie wyjeżdżają na obrady do Strasburga, tam przesyła się opracowane w Brukseli dokumenty. Przesyła je się w specjalnych pudłach, które nazywane są w Brukseli opisowo "trumienkami". Posłom przysługują ponadto tzw. "żółte tygodnie", podczas których pracują w swoich regionach.
Uczestnicy Seminarium z prof. Hansem Gertem Poetteringiem (przewodniczącym frakcji EPP-ED) w PE |
W PE czekała nas także atrakcja wolnego wstępu na obrady Komisji Spraw Zagranicznych oraz Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności. Gdy mieliśmy okazję posłuchać obrad Komisji Ochrony Środowiska, ta akurat głosowała nad dość kontrowersyjnym projektem rozporządzenia, dotyczącym przemysłu chemicznego, a wprowadzającym obowiązek rejestracji substancji chemicznych.
Głosowanie odbywa się zazwyczaj przez podniesienie ręki. Przewodniczący wypowiada kolejne ustępy formułki. "Those In favour", po czym wywołuje przeciwników "those against", nastepnie "abstention". Jeżeli ilość głosów jest przeważająca, to sam decyduje "adopted/rejected". Jeżeli natomiast wizualnie tego stwierdzić się nie da, to nawołuje do ponownego glosowania, tym razem komputerowego. Szczegółowe głosowanie zapowiada poprzez słowa "let's check his one", po czym "the vote is open" i w końcu "the vote is closed". Rozłożenie głosów wyświetla się zliczone na telebimie.
Przyznam, że równie ciekawym doświadczeniem była wizyta w mensie PE. Restauracja znajduje się w części PE, do której można się dostać tylko za pomocą specjalnej przepustki. Czyli poza naszą grupą tak naprawdę byli tam tylko urzędnicy unijni. Jest to restauracja zrobiona na styl sportowy. Każdy bierze sobie tace i dowolnie przemieszcza się po dość dużej sali, dobierając posiłki. Przy wejściu moje zaciekawienie wzbudziły chusteczki z logo PE. Nieco dalej, na eleganckim stole są porozkładane talerze obiadowe z daniami oferowanymi danego dnia. Do wyboru są przynajmniej trzy ciepłe dania. Obiad kosztuje od 3,50 euro do 4,50 euro. Decydując się na numer dania, można je odebrać na końcu stołówki mijając po drodze liczne dodatki. Pamiętam dwa rodzaje zup, każda po 60 centów, warzywa od 1 do 2 euro, liczne rodzaje puddingów po 80 euro. Dobierać można także ciastka, soki, sery oraz wiele innych potraw. Tak więc każdy urzędnik może dobrać dietę odpowiednią do swoich upodobań kulinarnych.
Prawie całe dni spędzaliśmy w PE, ale w końcu zostało też trochę czasu, by zobaczyć centrum Brukseli. Na uwagę zasługuje Grand Place, na którym mieści się gotycki ratusz z XV wieku. Rynek otaczają liczne bogato zdobione kamieniczki, na którym wznosi się Maison du Roi (Dom Króla), który jest obecnie Muzeum Miejskim. Ponadto prawie każdy przyjezdny z zaciekawieniem wypatruje Manneken Pis. Do rzeźby fontanny prowadzi Rue de l’Étuve. Jest to posąg siusiającego chłopczyka i zarazem symbol Brukseli, który "miał ucieleśniać niefrasobliwego ducha miasta". Dlaczego akurat chłopiec, który siusia? Legend jest wiele, za to historia tylko jedna. Legendy mówią o zagubionych dzieciach arystokratów, które zostały znalezione, gdy siusiały, o chłopcach z gminu gaszących niebezpieczny pożar lub wreszcie o chłopcach, którzy siedząc na drzewach siusiali na wrogów i tym samym zmuszali ich do ucieczki. Za wszystko "odpowiedzialna" była dzielnica czarownic "Hexen Kettel". Według legendy, znachorka widząc siusiającego chłopca przed jej domem zamieniła go w kamień. Prawda jest troszkę inna. Manneken Pis znajduje się, co prawda w byłej dzielnicy znachorek, ale gdy w XVII wieku zamieszkał tam sprzedawca wody pitnej, a ludzie myląc się przychodzili nadal po zioła, ten zamówił taki mały posąg - fontannę, by raz na zawsze przestano się mylić. Rzeźba ma swoją historię, wielokrotnie była wykradana i ponownie odzyskiwana. Jeden z takich incydentów zainicjował tradycję ubierania chłopczyka w różne stroje, a ma ich obecnie ponad 700, w tym kilka polskich. Można je obejrzeć w Muzeum Miejskim.
Żebrzący pies na ulicach Brukseli |
Belgia słynie z pysznej czekolady i pięknego haftu. Na każdej uliczce mieści się po kilka sklepików z szyldem "pralines". A wybór jest szeroki. W znanych sklepach firmowych, takich jak "Neuhaus", "Ganier", "Leonidas", "Godiva", "Moeder Babelutte", "Pralines Confisene Verheecke", można znaleźć przeróżne smakołyki rozmaicie pakowane. Pudełeczka pakowane są przez sprzedawców w białych rękawiczkach. W mieście, przy brukowanych uliczkach znajduje się mnóstwo jubilerów, bogatych sklepów z haftowanymi obrusami i innymi drobiazgami, drogą galanterią skórzaną, co jednak budzi konsternację, gdy przed złotnikiem naprzeciwko sklepu spożywczego spotyka się żebrzącego psa.
Marlena Jankowska