Bałagan pod wulkanem

Zapach kawy, makaronów, ryb, słodkości, perfum i suszącego się prania wypełniające miasto, nie tworzą eklektycznej masy, a brukowanymi ulicami paradują dziewczęta w szpilkach, ponieważ w Neapolu wszystko jest możliwe.

Poszukiwacze prawdy

Przenikliwy umysł nie zna granic. Czerpiąc wiedzę z różnych źródeł, zadaje pytania i lawirując pomiędzy sprzecznymi założeniami, poszukuje na nie odpowiedzi. Chce poznawać.

Patronuje takim umysłom program Socrates-Erasmus. Jego stypendyści przekraczają nie tylko granice poznania; bez problemu pokonują również kilometry dzielące Uniwersytet w Katowicach od tego, znajdującego się w Neapolu.

Odwiedzając biblioteki i uczestnicząc w konferencjach, mogą nie tylko na własne oczy zobaczyć profesora Uspieńskiego, ale także poznać kulturę kraju leżącego u stóp Wezuwiusza. Wystarczy tylko chcieć.

Wolna amerykanka

Neapol to sieć wąskich, w większości jednokierunkowych, ulic. Mogłoby się zdawać, że dla kogoś, kto organizuje swoje życie według zasady piano piano, (co w wolnym tłumaczeniu znaczy: ja mam czas), nie powinno to stanowić problemu. Nic bardziej mylnego. Neapolitańczycy samochodami lubią poruszać się szybko, szybciej niż nakazywałby zdrowy rozsądek i układ ich miasta. Wąskie uliczki stają się więc torem wyścigowym, na którym główną zasadą jest brak zasad. Podczas, gdy klaksony wyśpiewują: "oto jadę!", kierowcy z premedytacją lekceważą znaki, światła i policjantów, traktując zadrapania, wgniecenia i urwane zderzaki jak trofea wojenne.

Alternatywą dla samochodów są skutery. Popularne Piaggio są małe, zwinne i znakomicie nadają się do jazdy pod prąd. W dodatku, czego zapewne nie spodziewali się producenci, potrafią naraz pomieścić pięcioosobową rodzinę. Pomimo wszechobecnej ciasnoty, parkowanie nimi odbywa się bez problemów - wystarczy na tylne koło założyć ogromny łańcuch z kłódką. To nie tylko uchroni maszynę od kradzieży, może też pomóc w odnalezieniu jej pośród 50 innych zaparkowanych przed Uniwersytetem Federico II. Fakt, że zaparkowało się obok słupka, może czasem nie wystarczyć.

Z defektem

Dla kogoś, kto po raz pierwszy postanowi zjeść neapolitańską pizzę, przyzwyczajenie do określonej ilości udek, wymiarowych hamburgerów i odpowiednio ważących frytek może stać się nie lada problemem. Napoletana D.O.C. - pizza będąca niemal wizytówką Neapolu, komponowana jest bez użycia wymyślnych technologii, specjalnych maszyn liczących pomidory czy mierzących średnice. Jej sekretem jest ogromny, ceglany piec i chłopak zdecydowanie zbyt wysoko podrzucający kawałek ciasta. W pewien sposób ułomna, bo zawsze przypalona, z niedbale rzuconymi nań składnikami, zamknięta w tekturowym pudełku, jest jednak szalenie pociągająca. I trudno zdecydować, czy właśnie to świadczy o jej wyjątkowości, czy może jednak jej smak.

Błazen z rogiem na głowie

Haczykowaty nos, podwójny garb i maska zasłaniająca pół twarzy to Pulcinello - błazen neapolitańskiej komedii dell’arte. Ubrany w biały kostium - spodnie, bluzę oraz czapkę, przedstawiany jest w różnych pozach i sytuacjach. To jedząc pizzę, to płatając złośliwe figle, to znów uganiając się za kobietami. Jako reprezentant "ludowej mądrości" wraz z rogiem uważany jest za symbol Neapolu.

Historia rogu sięga epoki neolitycznej, kiedy wieszany przed chatą, miał być gwarantem płodności. Mityczny Jowisz ofiarował swej matce róg o magicznych właściwościach, który spełniał pragnienia właścicielki

.

Dziś ten spiczasty przedmiot, właśnie dzięki swemu pochodzeniu oraz z powodu swej formy, ma odstraszać zło i bronić przed nieszczęściami - oczywiście, jeśli nosi się go przy sobie.

Ale nie sam kształt gwarantuje skuteczność talizmanu, aby przynosił on szczęście, musi spełniać dwa warunki: być czerwony i wykonany ręcznie.

Dowodów na magiczną mocy czerwieni jest kilka. Antyczni medycy wierzyli, że może ona wyleczyć z reumatyzmu. Średniowieczne talizmany w kolorze czerwonym były ponoć podwójnie skuteczne, a sam kolor symbolizował zwycięstwo nad wrogami. Powód, dla którego talizman musi zostać wykonany ręcznie jest tylko jeden - wierzy się, że mistyczna moc zostaje mu przekazana w procesie produkcji, że pochodzi ona "z rąk", które go wykonały.

Pomimo pewnej świętości tych form, na straganach można spotkać różne hybrydy, na przykład wyrastającą z rogu twarz Pulccinello, która zastygła w drwiącym grymasie.

Prorok January

Dwa razy w roku Katedra Duomo wypełnia się po brzegi ludźmi, którzy wśród szeptów, wyczuwalnego niepokoju i bacznych spojrzeń rzucanych w stronę kaplicy świętego Januarego, oczekują cudownego ożywienia krwi patrona miasta.

Szczęśliwie, pilnujący porządku policjanci, potrafią zapanować nad tłumem wiernych, napierających na niewielkie wejście do kaplicy świętego, w której znajdują się dwa flakoniki wypełnione krwią.

Cudowne przemiany następują od 1389 roku, czyli od pierwszego, publicznego wystawienia ampułek. Zjawisko powtarza się zazwyczaj dwa razy w roku: na początku maja oraz w rocznicę męczeńskiej śmierci świętego, czyli 19 września. Cud interpretowany jest jak wróżba. Rozpuszczona krew jest zapowiedzią pomyślności, jeśli krew nie wzburzy się - to zły znak. Brak przemiany w maju 1939 roku odczytany został jako zapowiedź II wojny światowej. Nic więc dziwnego, że ludzie z niepokojem oczekują orszaku kardynała, który na kilka chwil znika w kaplicy.

Przekazywana szeptem radosna wiadomość szybko wypełnia kościół. Relikwiarz oraz bogato wysadzane klejnotami popiersie Świętego przemierza katedrę wśród mocnych oklasków wiernych, którzy w tej chwili tłoczą się jeszcze bardziej. Na szczęście i policjanci uważniej obserwują tłum.

Neonowe Madonny

Wędrujące uliczkami Neapolu Madonny, którym towarzyszą mali chłopcy ubrani w kościelne stroje oraz mężczyźni grający radośnie na trąbkach i akordeonach, odwiedzają kolejne sklepy, zakłady fryzjerskie i stoiska ulicznych sprzedawców, gwarantując ich właścicielom - za drobną opłatą - spokój i dobrobyt. Ponieważ wszyscy pragną, aby sztandar lub figura, choć na moment przekroczyła próg ich zakładu pracy, procesje odbywają się niemal co tydzień.

Podobnie sytuacja przedstawia się z patronami ulic, którzy przynajmniej raz do roku obchodzą swoje święto. Wtedy mieszkańcy porządkują, znajdującą się zazwyczaj na półpiętrze jednego z bloków, kapliczkę świętego. Czyszczą obraz i odkurzają otaczające go sztuczne kwiaty, jeśli trzeba pokrywają złotą farbą puszkę przeznaczoną na ofiarę. Z okazji tego uroczystego dnia, organizują specjalną zbiórkę funduszy, która zapewni patronowi ulicy naturalne kwiaty, a mieszkańcom zagwarantuje pachnący bochen chleba i paczkę makaronu.

A gdy w bloku pachnie liliami i "pastą", należy już tylko oczekiwać krewnych i fajerwerków o północy.

Książę żebraków

Choć posiadał osiem imion i około ośmiu tytułów nikt nie pamięta Totò jako namiestnika Rawenny czy hrabiego Cypru. A on sam swój najważniejszy tytuł zawdzięcza publiczności. To dla niej aktor, pisarz i kompozytor stał się Księciem. Początkowo w teatrze, później w filmie jego charakterystyczna, nieregularna twarz rozbawiała widzów. Nauczony za młodu grać bez scenariusza, niczym aktorzy komedii dell’arte, tworzył przedstawienia, w których muzyka i balet łączyły się ze wspaniałym show. W jego filmach dominowały gagi, nierzadko politycznie niewygodne. Choć krytycy odmawiali jego filmom wartości artystycznych, publiczność kochała go. W Neapolu Totò jest wszechobecny także i dziś. Bez problemu można kupić kasety z najlepszymi filmami aktora, choć od premiery niejednego z nich minęło ponad pół wieku. Nie zapomina się także jego piosenek. "Malafemmena", czyli zła dziewczyna, jest uznawana za jedną z najlepiej napisanych włoskich piosenek; a kwestie z jego filmów funkcjonują w języku. Mówi się nawet o Totomanii. Totò, tylko po części stał się Księciem dzięki swej popularności. Decydujący wpływ miał fakt, że urodził się w biednej dzielnicy Neapolu, osiągnął sukces a mimo to, nigdy nie zapomniał o prostych ludziach, z którymi się wychował.

Nasi

Prawdziwą chlubą neapolitańczyków płci męskiej jest FC Napoli - miejscowa drużyna piłkarska, nazywana przez swoich kibiców Azzurri, ze względu na niebieski kolor strojów, w jakich rozgrywają mecze.

W zeszłym sezonie neapolitańska drużyna pięła się po szczeblach tabeli, pokonując kolejnych przeciwników, o czym z dumą informowali pracujący w sklepach sportowych sprzedawcy. Usiłując, pomiędzy licznymi opowieściami, namówić nas do zakupu klubowej koszulki, stopniowo obniżali cenę, aby dać nam do zrozumienia, że promując własny klub, uciekną się nawet do zadłużenia sklepu.

Co paradoksalnie wcale by drużynie nie pomogło, ponieważ w lipcu klub ogłosił bankructwo. A jednak pamięć o wielkich sukcesach klubu - dwukrotnym mistrzostwie Włoch, wygraniu Copa Italia i Pucharu UEFA każe wierzyć kibicom, że serię A, odpowiednik naszej I ligi, nadal jest w zasięgu ręki. Inna sprawa, że chodzi o długą rękę sponsora.

Neapolitańczycy nie przestają mówić o minionych sukcesach Azzurri, z dumą wspominając, że w ich drużynie grał Diego Maradona, któremu Bóg pomagał umieszczać piłki w siatce. Dlatego mali chłopcy, zaopatrzeni w gumową piłkę, rozgrywają pod pomnikiem Dantego swoje pierwsze mecze; a przechadzając się Sapaccanapoli bez trudu znajdziemy kapliczkę z błogosławionym włosem Maradony.

Ale numer

Jeśli widziałeś helikopter, śnił Ci się dyrektor banku, uczestniczyłeś w programie telewizyjnym, a na dodatek przeczytałeś w dzienniku o straszliwym wypadku samochodowym, powinieneś pobiec do najbliższego totalizatora sportowego i obstawić następujące numery: 35, 46, 28, 44. Mieszkańcy Neapolu wierzą, że przyniosą Ci one szczęście, co w wypadku gier liczbowych, przekłada się na znaczną wygraną. A to wszystko dzięki Smorfii - przewodnikowi po świecie totolotka, przekładającym sny i wydarzenia na kilkadziesiąt kolorowych kul.

Domowe pielesze

Wykaz zaliczonych przedmiotów, wpisy w indeksie i pieczątka zapraszająca do studiowania na kolejnym roku, jakkolwiek ważne, nie stanowią podsumowania wymiany studenckiej, a zdobyte doświadczenia nie mieszczą się w sprawozdawczej ankiecie, którą należy wypełnić po powrocie. Choć studentów Erasmusa bezlitośnie ocenia się ilością uzyskanych kredytów, charakteryzuje ich filozoficzne "niczemu się niedziwienie", bez względu na to, ile przedmiotów po przyjeździe (i zaliczeniu zagranicą pełnego semestru) muszą jeszcze zdać.

Joanna Laskowska

Autorka jest studentką IV roku kulturoznawstwa. Ostatni semestr spędziła w Universitario degli Studi di Napoli w ramach umowy programu Sokrates-Erasmus podpisanej przez Szkołę Języka i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego.