Trudno mi pisać wspomnienie o Jerzym Dudzie-Graczu. Nie wiem jeszcze o tym, że nie ma Go pośród nas. Układałam wydziałowy nekrolog nie o Nim tylko dla Niego, jakbym pisała do Jerzego pocztówkę. Znam Jerzego i wiem, że nie spodobają się Mu banalne epitafia. Pewnie nie zdołam opisać tego, co wiem i czuję, bo wszystko przesłania mi wielkie zdziwienie Jego odejściem i ból pożegnania.
Ostanie dziesięć lat Jerzy Duda-Gracz był profesorem Wydziału Radia i Telewizji,
Z naszych pochlebstw śmiał się głośno, choć wiedział jak bardzo są szczere i zasłużone.
Jerzy był Malarzem. To nie był Jego zawód ani nawet powołanie, to było całe Jego istnienie. W liście, który Jerzy napisał do mnie z pleneru, w dniu Jego ostatnim, donosił mi o radości malowania: To malowanie z daleka od wszystkiego, to już moja jedyna i chyba ostatnia radość. Był osobny, jak mawiał o swojej twórczości. Zmagał się z materią sztuki i materią życia nieraz tak boleśnie, że najbliżsi przyjaciele cierpieli razem z Nim. Był osobny ale nie samotny, jak piszą niektórzy krytycy. Rzadko który malarz był tak blisko swojej publiczności. Malował nasze człowiecze ułomności, nieskazitelność natury i tajemnicę ostateczności. Wszyscy jesteśmy postaciami z Jego obrazów.
Ostatnim dziełem Jerzego Dudy-Gracza było Malowanie muzyki Chopina, wszystkich utworów, które łączył z niezwykłą dokumentacją nagrań i partytur. Przedsięwzięcie to niemal Go opętało. Kilkaset obrazów. Dzieło zakończył i planował wielką narodową wystawę. Cieszę się, że prezydent Kwaśniewski postanowił o zakończeniu prac nad wystawą, która odbędzie się w połowie 2005 roku.
Jerzy był w pełni świadom swojego talentu i wartości swojej sztuki. Nigdy o tym nie mówił, ale to było oczywiste. Był też wybitnym znawcą historii sztuki i dzieł swoich poprzedników. To Jerzy nauczył mnie zuchwałości w ocenie i odczuwaniu sztuki. Był człowiekiem niezwykłej odwagi.
Wygłaszał swoje poglądy, kierując się jedynie własnym sądem i moralnym przekonaniem.
Nie zostały Mu też oszczędzone podłość i zawiść rozmaitych miernot i nieudaczników, którzy nie potrafili wybaczyć Mu talentu i popularności. Niestety i w naszym Uniwersytecie i Akademii Sztuk Pięknych takich ludzi nie brakowało.
Jerzy był człowiekiem niezwykłej hojności i dobroci. Rozdawał swoje obrazy na aukcje charytatywne. Na tydzień przed swoim odejściem podarował obraz mnie i Krystynie Bochenek na organizowaną przez nas aukcję na rzecz dzieci ze Skrawka Nieba.
Pomagał zawsze. Troszczył się o swoich bliskich i życzliwych mu ludzi ujmująco i konkretnie. Nieraz miałam poczucie winy, prosząc Go o obrazy na licytację, bądź portrety dla bliskich mi osób. Nigdy nie odmawiał. Cenił przyjaźń i oddanie.
Rozmowa z Jerzym była wielką przyjemnością, miał niezwykłą zdolność wyrażania w słowach najtrudniejszych uczuć i przeżyć....................
Krystyna Doktorowicz