DZIEŃ UKRAIŃSKI

Wielkie uroczyste obchody Dnia Ukraińskiego, zorganizowane 14. kwietnia w Kolegium Języka Biznesu UŚ, rozpoczęły się dokładnie o 10. 00 w auli, w której wystroju dominowały kolory żółty i niebieski. Ukraińska i polska flaga trwały tymczasem splecione w bratnim uścisku, a może raczej zawiązane na węzeł gordyjski (? ).

Powitanie wszystkich zebranych, a więc oficjeli i aktorów, studentów i przedstawicieli władz miejskich oraz wszelkiej maści współorganizatorów imprezy nastąpiło w dwóch językach. Dyrektor KJB Piotr Fast podziękował wszystkim zamieszanym w spotkanie za cierpliwość i okazaną pomoc. Celem nadrzędnym być miało przede wszystkim przybliżenie współczesnego oblicza Ukrainy oraz potwierdzenie przyjaznych więzi łączących polską i ukraińską młodzież, albowiem należy żyć w dobrych (co najmniej) stosunkach z sąsiadami, z którymi dodatkowo łączą nas wspólne korzenie a Uniwersytet rządzi się ideą wspólnoty. Obchody Dnia Ukraińskiego zostały uznane za otwarte i całą salę zasypało confetti z dwóch wielkich (żółtego i niebieskiego ma się rozumieć) balonów podwieszonych pod sufitem.

Do szanownych zgromadzonych przemówił także konsul z ukraińskiego konsulatu w Krakowie, podkreślając szczególnie fakt, że to właśnie Polska była pierwszym krajem, który uznał niezależność Ukrainy siedem i pół roku temu. Niebagatelną wagę mają dla tego kraju także polskie doświadczenia w dziedzinie rozwoju stosunków międzynarodowych i przemian gospodarczych.

Ostatecznie głos przekazano studentom - głównym i samodzielnym organizatorom imprezy. Program tej całodniowej imprezy obfitował w liczne atrakcje. Jedną z nich była projekcja filmu "Trudne braterstwo", którego scenariusz napisał Bogdan Hud' prezes Centrum Badań Naukowych Polski. Ojcem duchowym filmu był tymczasem sam Jerzy Giedroyć. Obraz przedstawiał perypetie międzywojennych polsko-ukraińskich traktatów i porozumień oraz ich głównych twórców: Józefa Piłsudskiego i Symona Petlury. Film ten był już emitowany w Telewizji Polskiej i Polsacie, ale niestety w bardzo późnych godzinach wieczornych.

Imprezę zaszczyciła swoją obecnością także Irina Szostak, aktorka Teatru Dramatycznego ze Lwowa, laureatka Grand Prix konkursu poezji śpiewanej im. Lessi Ukrainki (poetki, której twórczość przypada na przełom XIX i XX wieku). Elementami jej mini recitalu były romanse narodowe i cygańskie, poezja śpiewana i melorecytowana oraz wybrane i ulubione utwory z repertuaru Maryli Rodowicz (w polskiej i ukraińskiej wersji językowej). Aktorka i pieśniarka w jednej postaci akompaniowała sobie na gitarze akustycznej. Część widowni rozśpiewała się razem z artystką, reszta ochoczo wyklaskiwała rytm.

Jednak prawdziwym gwoździem programu i gwiazdą wieczoru był występ zespołu ZERKAŁO - ukraińskiego zespołu folklorystycznego, na stałe występującego w Krakowie w składzie: pięciu rosłych mężczyzn o donośnych głosach i jedna drobna kobietka (głosowo im wcale nie ustępująca), a wszyscy w pięknych, oryginalnych strojach ludowych i z równie oryginalnymi instrumentami muzycznymi rodem z tamtych stron.

Zaprezentowany program nosił tytuł "Od Kijowa do Krakowa"... i do Sosnowca, a rozpoczynał go wspaniały, dynamiczny kozacki alarm konny (bo prawdziwy mężczyzna musi być kozakiem... przynajmniej w sercu). Burza oklasków zrywała się po każdej piosence, publiczność po chwili gotowa była spełnić wszelkie żądania artystów, łącznie z podziałem na słowiki (wić, wić, wić, tioch, tioch, tioch) i zakochanych (aj, aj, aj, och, och, och). Ostatecznie wszyscy zgodzili się ochoczo, że sztuka w ogóle nie może mieć żadnych granic, skoro jej siłą napędową jest miłość i już (a rozkwililiśmy się tam wszyscy na dobre).

Na zakończenie wszyscy zostaliśmy zaproszeni na bankiet, w ramach którego nastąpiło ogłoszenie wyników konkursu wiedzy o Ukrainie. A bankiety to właściwie były dwa, ponieważ unoszącego się wszędzie ducha braterstwa, zadbano o rozdzielenie studentów od gości dużo bardziej szacownych i utytułowanych. No i porobiło się trochę nieuniknionego zamieszania, albowiem wystawa reprodukcji i rysunków o tematyce ukraińskiej była wspólna i co jakiś czas trzeba było kulturalnie i dystyngowanie odciągać szacownych gości od niewłaściwego stołu, kierując tam gdzie trzeba.