Wyobrażasz sobie?

Czy zastanawiali się Państwo kiedyś nad cudami, których jesteśmy świadkami? Nie chodzi mi tutaj o cuda metafizyczne, które wciąż nie mogą się doczekać wyjaśnienia (ale po latach wyjaśnią nam przynajmniej część z nich na Discovery albo National Geographic). To raczej cudowne czasy, w których żyjemy. W przeciwieństwie do wielu studentów, pamiętam jeszcze czasy sprzed komórki, nawet sprzed komputera, a nawet – choć wstyd przyznać – sprzed telewizora. Czy można sobie wyobrazić, że kiedyś dało się żyć bez telewizji? To bardzo trudne i wymaga wysilenia wyobraźni do niezwykłych granic. Cóż, przypomina mi się anegdota, trochę à propos: gdy wielki niemiecki uczony David Hilbert usłyszał, że jeden z jego asystentów porzucił matematykę dla poezji, skwitował to komentarzem „zawsze mi się wydawało, że on ma zbyt mało wyobraźni, by się zajmować matematyką”. Tak, ale my w końcu pracujemy na uniwersytecie i chociaż zapewne nie brakuje wśród nas poetów, to przecież obrazilibyśmy się, gdyby nam ktoś zarzucił brak wyobraźni. Przecież wyobraźnia to nasza specjalność, jak nie przymierzając kłopoty dla Bednarskiego (pamięta jeszcze ktoś Bednarskiego?).
Nawet jednak uczeni o największej wyobraźni stają bezradni wobec tego wszystkiego, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dziesięciu, no, może dwudziestu lat. Oto w szalenie krótkim, nawet jak na nasz uniwersytet, czasie dokonało się tyle zmian, że to się po prostu w głowie nie mieści. Nawet w głowach projektantów, którzy w zasadzie powinni przewidywać przyszłość, nie wszystko się mieści. Na przykład, niezwykle szybki rozwój komputerów, ich dzieci, dzieci ich dzieci i tak dalej – komputery są niczym jętki jednodniówki albo muszki owocowe; mnożą się szybciej niż to wypada, szybciej niż rozum ludzki jest w stanie ogarnąć. A my cieszymy się z nowej, wspaniałej biblioteki. Tymczasem wielu uczonych, a jeszcze więcej studentów bazuje na dostępie do komputera, dzięki któremu mają zapewniony wgląd w najnowszą literaturę naukową. Konsorcja wydawnicze rozrastają się niepomiernie i każdy z nas jest bombardowany listami, obiecującymi dostęp do coraz nowszych tytułów. To po co mamy chodzić do biblioteki i ślęczeć nad książkami? Komputer daje jeszcze jedną broń do ręki: wyszukiwarkę, która umożliwia znalezienie niemal wszystkiego, co przyjdzie do głowy. Niedawno szukałem czegoś w encyklopedii i to był prawdziwy koszmar, zwłaszcza dla kogoś, kto już zdążył się przyzwyczaić do internetu. Przede wszystkim nagle zauważyłem, że encyklopedia jest bardzo nieprzyjazna dla użytkownika. Na przykład, hasła są tak zdefiniowane, że nigdy w życiu nie wpadnie on na właściwą kolejność i dobór słów. O ile oczywiście jest to encyklopedia starego, klasycznego typu. Bo dzisiejsze encyklopedie są już inaczej wydawane, ale i tak trudno im konkurować z Wikipedią. Może nie jest to najbardziej wiarygodne źródło informacji, ale poważniejsze źródła powinny brać przykład z łatwości w korzystaniu, prawdziwej przyjaźni dla użytkownika (choć czasami przyjaźni podszytej fałszywą nutą). I jak teraz chodzić do wspaniałej biblioteki? Ośmielę się twierdzić, że będzie tam straszyć, jeśli nie powstanie jakiś pomysł na jej unowocześnienie.
 

Ten artykuł pochodzi z wydania: