Jestem od wczoraj w Rzymie, w którym jakimś cudem zostałem akredytowany jako dziennikarz. Dzięki temu będę miał możliwość uczestniczyć w wydarzeniu, które ostatnio miało miejsce przed urodzeniem się większości naszych Czytelników - 27 lat temu. W środę, 27 kwietnia 2005 r. będę uczestniczył w pierwszej audiencji generalnej nowego papieża - Josefa Ratzingera, który przybrał imię Benedykt XVI.
Klucz otwierający drzwi
Wcześniej jednak koniecznym stanie się dokonanie kilkunastu formalności, by móc cieszyć się jedną z najbardziej pożądanych legitymacji prasowych na świecie. Po kilkudziesięciu minutach przebywania w rzymskich (a raczej watykańskich) biurach, wychodzę na Via della Conzillazione dzierżąc w ręku klucz otwierający drzwi do biura prasowego i - mam nadzieję - do sektora znajdującego się w bezpośredniej bliskości papieża. Bliżej niż my, będzie znajdowała się tylko ochrona oraz kardynałowie.
Jednak nawet z legitymacją prasową trudno jest otworzyć niektóre drzwi Watykanu, który zazdrośnie strzeże swej niezależności. Dotyczy to zarówno kontaktów z innymi państwami, jak i z dziennikarzami. Legitymacja nie zwalnia mnie też z obowiązku odczekania kilkunastu minut w kolejce do grobu Jana Pawła II. Atmosfera przy grobie nie jest może porównywalna z oczekiwanym przeze mnie skupieniem, ale nie odbiega rażąco od przyjętych norm i jest daleko spokojniejsza od typowo "turystycznej", spotykanej w Bazylice św. Piotra.
Miasto, na pierwszy rzut oka nie wydaje się specjalnie poruszone jutrzejszym wydarzeniem. Sklepy z pamiątkami, których jest tu mnóstwo, oferują już oczywiście pocztówki z wizerunkiem nowego Papieża, powieszono też kilka plakatów z pomarańczowym napisem "Rzym serdecznie wita swego Benedykta XVI", ale ogólnie nie widać większego poruszenia. Można to zrzucić na karb wydarzeń poprzednich dni, w czasie których jedna sensacyjna wiadomość goniła drugą. Od choroby Jana Pawła Wielkiego, przez Jego śmierć, aż do wyboru Josefa Ratzingera, minęło raptem 20 dni, podczas których mieszkańcy Wiecznego Miasta przeżyli największe natarcie pielgrzymów w historii.
Pielgrzymi na I audiencji papieża Benedykta XVI |
W miejscu dla wybranych
Przypominam sobie, iż człowiek, którego za moment ujrzę, należy do ścisłej czołówki teologów chrześcijańskich XX wieku. Mówi się, że jest największym teologiem wśród kardynałów i największym kardynałem wśród teologów. Jego prace badawcze i publikacje odnoszą się głównie do szeroko rozumianej teologii dogmatycznej i fundamentalnej, co już samo w sobie brzmi groźnie. Biorąc pod uwagę fakt, iż wiele prac i rozpraw poświęcił tajemnicy Kościoła, można się rzeczywiście spodziewać, że już za moment ujrzymy "pancernego kardynała".
Rzym pławi się w pełnym słońcu zieleniąc się igłami pinii i szeleszcząc liśćmi palm. Przed wejściem do sektorów, kierowany doświadczeniem, nie pytam o drogę włoskich policjantów, ale - szybko ich omijając - kieruję się wprost do gwardzistów szwajcarskich, którzy salutując, wskazują mi - uprzejmie acz oficjalnie - drogę do sektora prasowego. Obserwowani dyskretnie przez ochronę, znajdujemy się w bezpośredniej bliskości papieża, w swego rodzaju miejscu dla wybranych, o którym marzą tysiące osób. Za mną stoi kilkanaście tysięcy osób. Niewiele, jak na rzymskie warunki i na plac św. Piotra, który w ostatnich dniach niejedno widział. Dobrze jest teraz przywołać słowa Benedykta XVI, który nie tak dawno stwierdził: "Nie powinniśmy myśleć, że chrześcijaństwo w najbliższej przyszłości stanie się znowu masowym ruchem i powróci taka sytuacja jak w średniowieczu. Nie można się tego spodziewać w obecnych warunkach, ale przyznajmy też, że masowość nigdy nie była największą wartością chrześcijaństwa". Mimo tych słów, ciągle głośne są komentarze, że oto nadchodzi rzekomy "pancerny inkwizytor" (wszak Kongregacja Nauki Wiary to w prostej linii następczyni Świętej Inkwizycji).
Otwarta dłoń
Jak nietrudno się domyślić, jest zupełnie inaczej. Od teraz będę wspominał, iż począwszy od momentu przejazdu papieża pomiędzy sektorami, jego gestom i słowom towarzyszyły długie i gromkie brawa. Przerywały jego błogosławieństwa, przemówienie, pozdrowienia, powodowały jego uśmiech i przyjazne podniesienie otwartej dłoni. Zadawały kłam twierdzeniu, że Ratzinger nie ma charyzmy i nie potrafi zdobyć sobie tłumu. Ci, którzy tak mówią, nie wiedzą, że ten tłum już jest z papieżem. Wygłaszana do nas wszystkich homilia będąca w istocie tłumaczeniem znaczenia imienia Benedykt (imienia mającego być symbolem pokoju oraz jedności w Europie i na świecie), stała się początkiem ciągłych okrzyków "Benedetto, Benedetto!" Ów "pancerny kardynał" w ciągu kilku dni zmienił się w ukochanego papieża.
W watykańskich zaułkach można spotkać wiele ciekawych osób. Na zdj. z prawej o. Konrad Hejmo |
Brakuje słów
Kiedy Benedykt XVI w kilku językach - w tym po polsku - pozdrawiał zgromadzonych pielgrzymów, ich dłonie same rwały się w górę. Widziałem to na własne oczy i sam tego doświadczyłem. Słowa: sursum corda, brzmiały dziś rzeczywiście dosłownie. A ratzingerowa chrystologia sensu dotknęła bezpośrednio nas wszystkich.
Problemem i swego rodzaju zmorą dla nas - dziennikarzy - i dla każdego, kto stara się opisać panujący tu nastrój, pozostanie dobór słów i odpowiednich środków wyrazu. "Odpowiednie dać rzeczy słowo" staje się o tyle niemożliwe, że i słów należytych brakuje, i rzecz w żadnym przypadku nie jest godziwym określeniem rozgrywających się na naszych oczach wydarzeń. Nawet umiłowana przez Karola Wojtyłę "sztuka żywego słowa" nie potrafi nam pomóc. Theodore Adorno napisał, że "po Auschwitz poezja przestała już być możliwa". Wydaje się, że po 27 kwietnia i inni piszący stali się bezradni.
Po powrocie pójdę natychmiast do naszej katowickiej katedry Chrystusa Króla, dla której ówczesny kardynał Joseph Ratzinger ufundował imponującą mozaikę znajdującą się obecnie w kaplicy Najświętszego Sakramentu. Być może tam znajdę odpowiednie słowa.
Paweł Polok
Autor jest studentem V roku politologii UŚ i członkiem Collegium Invisibile. Jest przewodniczącym Koła Naukowego Polityki Lokalnej i Regionalnej, członkiem Międzywydziałowego Stowarzyszenia Dziennikarzy "Mosty", członkiem Rybnickiego Koła Naukowego Politologów oraz... aktorem serialu "Święta Wojna".