5 czerwca w Galerii Uniwersyteckiej cieszyńskiej Filii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odbył się wernisaż wystawy prac profesora Eduarda Ovcacka. Jednego z najbardziej utytułowanych i uznanych twórców czeskich. Artysty
wszechstronnego, który z równym upodobaniem
i swobodą wypowiada się w malarstwie, rzeźbie
czy grafice. Nadto zróżnicowana i rozległa twórczość Ovcacka wydaje się ciągłym poszukiwaniem artystycznej, satysfakcjonującej notacji,
Stąd przemienność, warsztatowy i technologiczny eksperyment. Nie znajdujemy tutaj cienia stagnacji, artystycznego samozadowolenia, formalnego usatysfakcjonowania. Wszak jak głosi starośredniowieczne przysłowie "toczący się kamień
nie porasta mech". Ovcacek permanentnie eksperymentuje, minione notacje, takie bądź inne wyrazowe rozstrzygnięcia stanowią jedynie rudymenty kolejnych etapów stylistycznych i konwencjonalnych przewartościowań, które nieodmiennie charakteryzują i ożywiają twórczą aktywność
Artysty. Ovcacek z właściwą sobie otwartością
przenosi się od rzeźbiarskiego reliefu, barwnej serigrafii, litografii, kolaży, materializacji klasycznych technik po eksperymentalne nawarstwienia i multiplikacje, literalne kompozycje z pogranicza malarsko-graficznego warsztatu.
Cieszyńska ekspozycja stwarza sposobność
zapoznania
|
się z częścią tej skądinąd niezwykle
bogatej i wszechstronnej twórczości, ograniczoną do realizacji graficznych, których elementem
wiodącym jest alfanumeryczny znak graficzny. Artysta, sięgając po motyw "literalny", zdaje się
przekornie admirować szczególnie symptomatyczną dla współczesnej kultury artystycznej relację pomiędzy słowem a obrazem, między wizualnym a językowym. Święty Augustyn napisał kiedyś, iż "mówienie słowami o słowach jest rzeczą
tak skomplikowaną, jak spleść palce obu dłoni,
pocierając je wzajemnie o siebie, a następnie próbować odróżnić, które z nich doznają swędzenia,
a które to swędzenie uśmierzają". Ale trudności
zdają się piętrzyć w sytuacji, gdy mamy mówić
słowami o obrazach, werbalizować to, co wizualne, plastyczne spostrzeżeniowe. Od czasu gdy
przeminęły standardy poetyk normatywnych, a figuratywność ustąpiła miejsca abstrakcji, szczególnie krytycy w dymnej zasłonie żargonu nadużywają słowa. Gdyby wspomnieć jeszcze, iż rzeczone nadużywanie prowadzi w konsekwencji do
Barthowskiego kryzysu komentarza i postulatów
odrzucenia interpretacji Michela Foucaulta, sytuacja wygląda zupełnie beznadziejnie.
Największą niedorzecznością sztuki jest bezwzględna konieczność niespełnionej translacji.
Słowo i obraz to małżeństwo z rozsądku, związek
tyleż konieczny, co niezbywalny, zupełnie pozbawiony alternatywy. Wszak najpierwotniejszym poziomem wzajemnych relacji i pochwycenia języka
jest wizualna materializacja znaków wszelakich
alfabetów. Ale to, co konieczne na jednym poziomie budzi podejrzenia nadużyć na drugim. Znamienny w tym względzie zdaje się nadwerbalizm
sztuki współczesnej, chwilami tak daleki, iż nierzadko sam twórca bywa zaskakiwany bogactwem interpretacji krytyka, której nawet nie był
skłonny podejrzewać w swoich realizacjach. Język myśli nami i tylko skończoność ludzkiego bytu odsyła do czegoś, co znajduje się poza człowiekiem, poza językiem. I przyznam szczerze, iż
te w większości "cyrograficzne" realizacje prof.
Ovcacka zdają się utwierdzać mnie w przekonaniu o wszelkiej rzeczywistości wyznaczanej przez
strukturę języka. Jednak prof. Ovcacek relacje odwraca. Zwykle to język stara się pochwycić to, co
niesie sobą postrzeżenie, tutaj odwrotnie, materia
graficzna litery, znaku językowego przeobraża się
w środek plastycznego wyrazu, epatuje zmysłowością tego, co do tej pory miała opisywać. Autor
w swoich literalnych, alfanumerycznych pracach
świadomie artykułuje zamierzchłą relację słowa
i obrazu, znaku plastycznego i znaku językowego.
Profesor Ovcacek, poddając literę zwielokrotnieniu,
|
zmultiplikowaniu swoistym nadbitkom,
rozszczepiając kontury i wypełnienia, przeobraził
ją w plastyczny znak, motyw, w którym zmysłowa
dosłowność kroju przekształca się w graficzny
grodek, w malarską chwilami cytatę. Semiotyczny
antagonizm pisanego i werbalnego, logosu i imago podlega tutaj przewartościowaniu. To wyjście
poza oczywistość, poza dosłowność komunikacyjną z jaką nieodmiennie kojarzy się litera w cywilizacji druku. A jednocześnie te cyrograficzne
realizacje mogą uchodzić za reprezentatywny zapis współczesnej stechnicyzowanej cywilizacji.
Wielekroć razy w autorskich tekstach i komentarzach Ovcacek przypomina inspiracje burzliwymi
zmianami i przekształceniami w naukach przyrodniczych czy filozoficznych. Ład, czytelność, rytm,
systemowo uwarunkowany porządek litery i stworzonych przezeń znaczeń konfrontuje tutaj z malarsko-graficznym sensem litery, jako znaku i motywu plastycznego. Afirmując przede wszystkim
plastyczną formę wykroju i typu. Literalny sens
znaku przesłonięty został plastycznym środkiem
wyrazu. I chyba na przekór. Wszak, jak zauważa
L. Kleszcz "żyjemy w epoce dominacji znaku. Już
w odrodzeniu rozpoczął się proces desakralizacji
obrazu świata, demitologizacji i eliminacji myślenia symbolicznego. Wiek XVII przyniósł triumf kartezjanizmu i narodziny paradygmatu kartezjańsko-newtonowskiego, co oznaczało odczarowanie obrazu świata, kosmos przestał być domeną
sensu i wartości, stał się zbiorem rzeczy rozciągłych i i poruszających się zgodnie z prawami
mechaniki. Ludzką wyobraźnią zaczęła rządzić
nauka kierowana przez metodę kartezjańską, idealnym językiem stała się matematyka. Symbol
powoli zaczął się rozmywać w semiologii". Ale
trzeba dodać, iż wyobraźnią zawłaszczyła jeszcze
nadzieja werbalizacji niewysłowionego. Język porządkuje i umiejscawia sztukę. Zdaje się władzą
absolutną. Fatalizm jakby konieczny, lecz poddany wsobnej transgresji okazuje się nierzadko pustosłowiem, symulacrum bez desygnatu. I można
domniemywać, iż to rozbicie litery na wizualną
materializację konturów i wypełnień, plam, kształtów, form i faktur, które na przekór naszym oczekiwaniom i próbom niweczy jej językowy i literalny sens stanowi zwrot twórcy "międzyepoki" do
tego, co pozornie pochwycone, w rzeczywistości
okazuje się odległe, jak dawniej.
Inwariantne tutaj posługiwanie się literą jako
tworzywem,
piktogramem, wypełnia i buduje
kompozycje, często otwarte, bez dominanty,
w swym wizualnym postrzeżeniu przypominające
nierzadko dawne topograficzne plany antycznych
miast i labiryntów. Wodzimy wzrokiem, szukamy,
staramy się porządkować, zaczepić, pochwycić,
by po chwili spostrzec, iż to wysiłek nierzadko daremny. Wikłamy się w coś co pobrzmiewa chwilami graficznym zapisem , świetnie oddanej metafory labiryntu. W tym również metafory labiryntu
współczesnej kultury, owego kłącza, bez początku, bez końca, bez centrum. Nie ma środka, nie
ma peryferium, a kompozycje te w swej strukturze
zdają się potencjalnie nieskończone, niczym kłącza Deleuze'a czy Guattariego.