Gdy już człowiek żyje dostatecznie długo na tym łez padole, to w końcu mimo woli czegoś się dorabia. Może bardziej precyzyj- nie byłoby powiedzieć, że człowiek zaczyna coś mieć. Jeśli czło- wiek pracuje na uczelni wyższej, to znacznie bardziej prawdopo- dobne, że zamiast mieć, , coś", będzie miał, , kogoś". Już spieszę u- spokoić wszystkich przymierzających się do oskarżenia społeczno- ści uniwersyteckiej, że nie dość jej tradycyjnego feudalizmu i teraz sięga po rozwiązania z okresu niewolnictwa. Nie, my tutaj nikogo nie niewolimy, natomiast, , mamy" znajomych. Na ogół zresztą wię- cej ludzi zna swoich obecnych lub byłych wykładowców niż na odwrót, co powoduje, że konstytucyjne prawo wykładowcy wyższej uczelni do prywatności jest mocno nadwerężone. Wszędzie musi się prowadzić przyzwoicie, bo a nuż w najbardziej niezwykłym miejscu pojawi się studentka, która w roku akademickim 1984/85 siadywała w dwunastym rzędzie, czwarte miejsce od prawej, by czerpać z krynicy wiedzy? A jeśli jeszcze trafi się na jakąś pamiętliwą, to gotowa przy ludziach konfrontować rzeczywistość z teorią, co nigdy nie jest miłe i przez prawdziwych kapłanów wiedzy jest traktowane z obrzydzeniem jako wulgaryzacja sacrum.
Tak naprawdę to nie wiem, czy wykładowcy mają konstytu- cyjne prawo do prywatności, ale jeśli nie, to tym gorzej dla konsty- tucji. Ponieważ określone koła uniwersyteckie mają coraz więcej znajomych w kołach parlamentarnych, wierzę głęboko, że prędzej czy później gwarancje konstytucyjne dla świętego spokoju pra- cowników uczelni zostaną zapisane gdzie trzeba. Ja też mam zna- jomych polityków. Nie jest to trudne, zważywszy na liczbę polity- ków rekrutujących się z uniwersyteckiej okolicy, a także ze względu na zaciąg, który ostatnio odbył się w naszym regionie. Nie wszystkich wszelako zaciągnęli, dlatego niedawno miałem okazję spotkać polityka szczebla lokalnego, choć niewątpliwie z ponadlokalnymi aspiracjami. Znajomość z politykami szczebla lokalnego ma to do siebie, że oni wciąż poznają swoich znajomych, ba, często kojarzą ich właściwie (siódmy rząd, piąte miejsce od lewej, 1983/84), może dlatego, że przed nimi wciąż nadzieja, iż oni sami będą właściwie kojarzeni (rząd dziewiątego premiera, czwarte miejsce po prawej ręce bossa, kadencja 199? - 20? ? ). W każdym razie znajomy polityk odpowiedział uprzejmie na pozdrowienie, zidentyfikował bez chwili wątpliwości i... zadał pytanie, potwierdzające absolutną precyzję lokalizacji mojej osoby na mapie regionu. , , Kto się tam u was zajmuje chaosem? " - zabrzmiały jego słowa, przecinając ciszę zimowego poranka i wprawiając mnie w stan drżenia, wywołany postawieniem tego z pozoru niewinnego pytania. Zanim zdążyłem zebrać myśli, polityk doszedł widać do wniosku, że ode mnie się wiele nie dowie, a jak doszedł, to sobie poszedł. Zapewne przyczyniłem się do ugruntowania opinii kół decydenckich, że jakkolwiek naukę należy wspierać, to trudno oczekiwać, iż konkretni jej przedstawiciele udzielą wyraźnej odpowiedzi na najprostsze pytania. Za ugruntowanie serdecznie wszystkich uczonych przepraszam. No, ale co ja mu miałem odpowiedzieć? Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, to ta, że nie wiem jak na uniwersytecie, za to w ogóle, to chyba on powinien lepiej wiedzieć. W końcu, według starej anegdoty, któż jak nie politycy stworzyli ten Chaos, który był na początku?
Kto się na uniwersytecie zajmuje chaosem? Zacznijmy od pytania, kto wprowadza chaos? Nauczyciele akademiccy podjęliby się może wykazania, że to administracja. Administracja ma dowody udokumentowane na piśmie, że jest dokładnie na odwrót. Przedzie- rając się przez gąszcz żądnych wiedzy, obie grupy pracownicze tę- sknią do porządku, jaki panuje w tych murach, gdy studenci mają ferie. Redakcja, , Gazety Uniwersyteckiej" też ma swój pogląd na tę kwestię: chaos wprowadza niżej podpisany, który przynosi swój tekst na chwilę przed, albo nawet chwilę po zamknięciu numeru. Tak więc wprowadzających chaos nie brakuje, w związku z czym chaosem zajmują się tu prawie wszyscy, łącznie z Szanowną Re- dakcją. Czy mam podać adres Redakcji znajomemu politykowi?
Już chciałem szukać mojego znajomego polityka, gdy spotka- łem innego znajomego (spoza polityki), który, jak się okazało, wę- szy od czasu do czasu w pracowniach naszych uczonych. Moją chaotyczno-polityczną opowieść przerwał rzeczowym: , , Co ty tu za bzdury opowiadasz? Chaosem zajmują się oczywiście matematycy albo fizycy. " I zaczął mi opowiadać o czymś, co może matematyk albo fizyk rozumie, ale oni w ogóle różne sprawy rozumieją inaczej. Ciekawe, że moje chaotyczne wypowiedzi nigdy nie wywoływały zachwytu profesora od matmy w szkole. No, ale on widocznie na temat chaosu teoretyzował, a ja go praktykowałem. Zaś gdy tylko zaczęto porządkować ten początkowy Chaos, to pojawiły się bariery dzielące teoretyków od praktyków. Stąd też jedni mają pieniądze i znajomych, a drudzy tylko znajomych. Jednych i drugich, a także Niechaotycznych Świąt Bożego Narodzenia i takiegoż Nowego Roku życzy znajomym i nieznajomym