R E G U L A M I N

Uniwersytet Śląski od roku ma nowy Regulamin Studiów. Na poziomie Uczelni jest to dokument z mocą konstytucji w państwie. Od ponad dwóch lat trwały prace nad nowym tekstem. Powołanej przez Senat komisji przewodniczył prof. dr hab. Kazimierz Zgryzek, prawnik, prodziekan na Wydziale Prawa i Administracji. Roczny staż Regulaminu uzasadnia temat rozmowy.

Lidka Tarczyńska: Panie profesorze, w trakcie opracowywania nowego regulaminu, spotkał się Pan na pewno z wieloma sprzecznymi oczekiwaniami. Czy regulamin jest więc wypadkową skrajnych życzeń?

Kazimierz Zgryzek: Niechętnie potwierdzę tę opinię, wolałbym, aby był to poniekąd regulamin autorski i odzwierciedlał wizję, którą chciałem w nim zawrzeć. Ale rzeczywiście, jest to kompromis między oczekiwaniami pracowników a asystentami. Jeśli jest restrykcyjny - to na tyle, na ile pozwolili studenci. Jeśli łagodny - to na tyle, na ile pozwolili pracownicy.

Jakie środowiska były opiniotwórcze? Z kim prowadzone były rozmowy, konsultacje? Kto formułował ostateczny kształt regulaminu?

W skład komisji wchodzili dziekani zajmujący się zwłaszcza problematyką studiów stacjonarnych, więc było to niewątpliwie opiniotwórcze gremium. Na co dzień przecież ludzie Ci mają kontakt z regulaminem. Silną reprezentację tworzyli studenci. Była to najpierw 5-6 osobowa grupa osób, która z czasem zmniejszyła się do 2-3. To był okres sporów, tarć o różne zapisy. W końcu udało nam się znaleźć kompromis i dopracowaliśmy się ostatecznego brzmienia tekstu. Jakie zasady i prawa są absolutnym novum, czy są takie?

Są novum w takim sensie, że niektórych nie było w regulaminie, ale stosowano je w praktyce, np. absolutną nowością jest wpis warunkowy, który pozwala dziekanowi przedłużyć sesję do określonego terminu, po którym - niezależnie od wszystkiego - nie wolno przedłużyć jej po raz drugi. Jest to ukłon wobec rozwiązań amerykańskich, gdzie dziekan wyznacza tylko jeden termin. Kto nie mieści się uważany jest za osobę, która nie nadaje się na studia. Dziekan jest władny wpisać studenta warunkowo na następny semestr, ale nie wolno mu (studentowi) uchybić wyznaczonemu terminowi zdania zaległości. W regulaminie wpisana jest też instytucja awansu wybranych przedmiotów czy całego semestru. Zatem można nie tracić roku, gdy powtarza się go z powodu np. braku jednego zaliczenia.

Jakim sprawom dano radykalnie prostudenckie brzmienie?

Też nie łatwo odpowiedzieć na to pytanie, gdyż wbrew moim postulatom nie udało mi się zmienić zapisu dotyczącego egzaminu komisyjnego. Jestem zdania, że jest on nadzwyczajny i powinien być przyznawany w wyjątkowych wypadkach. W związku z tym próbowałem na studentach wymusić zgodę na to, by zainteresowany sformułował ściśle określony, w sposób formalnie ujęty zarzut pod adresem egzaminatora czy przebiegu egzaminu i tylko na tej podstawie mógłby być przyznawany "komis". Studenci się jednak uparli...

Wcale się nie dziwię i świetnie ich rozumiem.

Ja także ich rozumiem. I dziwiłbym się, gdyby się zgodzili z moimi restrykcyjnym stanowiskiem. Liczyłem jednak na zrozumienie intencji. Chciałem, aby ten zapis był formą pozbycia się tych studentów, którzy się do studiowania w ogóle nie nadają. Takich przecież nie powinno się chronić. Jest jak jest.

W regulaminie jest pewna terminologia użyteczna, ale i wprowadzająca pewien automatyzm np. o urlopach?

Tak. Był to element długiego uporu komisji, by tego nie wprowadzać i jednocześnie moje drobne zwycięstwo, bo zaproponowałem pewne uregulowanie normatywne w tej materii; wprowadziłem pojęcia urlopu zdrowotnego, dziekańskiego, krótkoterminowego, całorocznego po to, by ułatwić dziekanowi podejmowania decyzji i aby studenci wiedzieli, o jaki konkretnie urlop się starać. Automatyzm polega na tym, że dziekan kierując studenta np. na powtarzanie zimowego semestru musi jednocześnie urlopować go z letniego. Do tej pory była tutaj pewna prawna "dziura" i nie było jednoznacznej, klarownej sytuacji.

Uważam, że regulamin jest kompromisem. Mało zadowalającym studentów, by się cieszyć i mało radykalnym, by ich rozgniewać. Jest to dokument, który nie naraża się ani jednej, ani drugiej stronie.

Zgodzę się, że jest kompromisem. Daleki jestem od aprobaty "nienarażania się". Przecież dziekan ds. studenckich z reguły naraża się w praktyce. Albo studentowi, że nie przedłużył sesji, albo pracownikowi, że ją przedłużył. Tu jest inna kwestia - to problem sprawiedliwości. Jeśli stosowane są te same zasady restrykcyjne lub mniej restrykcyjne, ale te same reguły wykładni w stosunku do wszystkich, to z całą pewnością "narażającemu się" towarzyszy świadomość uczciwości nieforowania jednych, niesekowania innych. I chciałbym, aby była to linia postępowania wszystkich dziekanów.

Regulamin ten to żadna rewelacja - kosmetyka i dobre wrażenie wymagały stworzenia impresji nowego porządku, więc powstał taki dokument. Po pierwsze - nie wszystkich można było zadowolić, po drugie - z takimi opiniami spotykałem się wcześniej. Nie ukrywam, że byłem motorem podjęcia tych prac i jeśli poprawa tekstu prawnego może być nazwana przez niepracowników kosmetyką - to z tego rodzaju opinią w zupełności się zgadzam. Bo im lepiej jest napisany tekst, tym poprawniej jest stosowany w praktyce. I takie również było moje założenie. Większa precyzja i lepsza przejrzystość.

Nowy regulamin nie hamuje radykalnych zapędów apodyktycznych dziekanów. Pozostaje wszystko w starym porządku.

Nie zgadzam się z tą opinią. Regulamin wprowadza pewien ład decyzyjny na biurko dziekana i ułatwia studentom występowanie z wszelkiego rodzaju wnioskami, na polemikę z tymi wnioskami, kiedy piszą do rektora, zaskarżając decyzję pierwszych instytucji. Nie dopatrywałbym się tu apodyktyczności. To raczej kwestia pewnej praktyki polegającej bardziej na wykładni regulaminu, niż na jego normatywnych zapisach. Ale jeśli już apodyktyczność - to raczej zarzut pod konkretnym adresem osób stosujących to prawo, a nie ludzi, którzy to prawo tworzyli.

A Pan, Profesorze, jest zadowolony z ostatecznego brzmienia regulaminu?

Jestem daleki od tego rodzaju ocen. Mogę już dziś wskazać te fragmenty, które są wadliwie ujęte, dotknięte brakami mogą jak sądzę powiedzieć, co należałoby zrobić by regulamin przybrał lepszy kształt. Mimo to wydaje mi się, że należy uczynić wszystko, by regulamin ten obowiązywał jak najdłużej, bo żadna zmiana po tak krótkim okresie obowiązywania określonej normy nie jest korzystna; norma musi najpierw "sprawdzić się w praktyce", a dopiero potem należy zastanawiać się nad tym, jaką postać powinna przybrać.

Regulamin obowiązuje już prawie rok, tj. jest już przez prawie dwa semestry. Czy może Pan wskazać miejsce, które zdaniem Pana należałoby w nim zmienić, fragmenty, które należałoby z niego usunąć, czy może dopisać?

Nie usunąłbym żadnego z przepisów. Co do zmian - powiem tak: nie ma chyba takiej normy, której nie można byłoby ująć lepiej, poprawniej, której nie można byłoby poddać modyfikacjom. To oczywiste, że czasami formułowane są opinie, iż niektóre przepisy są zbyt restrykcyjne, że zawierają zbyt rygorystyczne wymagania; dotyczy to zwłaszcza wspomnianego już wpisu warunkowego, dzięki któremu wyeliminowana została wreszcie (mam przynajmniej taką nadzieję) praktyka wielokrotnego przedłużania sesji. Zapewniam Panią, że będę zawsze przeciwnikiem zmian w tym zakresie. A co do braków - brakuje (tu autorom regulaminu zabrakło nieco wyobraźni) przepisów normujących tzw. sesję zaliczeniową; studenci są zdania, że podobnie jak egzaminy, mogą uzyskiwać zaliczenia do końca sesji egzaminacyjnej. Dezorganizuje to w wielu indywidualnych wypadkach sesję egzaminacyjną ze szkodą dla samych studentów; sam dość często muszę przekonywać studentów, że odkładanie na później zaliczenia jest dla nich samych wielce niekorzystne, jest próbą odsunięcia w przyszłość problemów, z którymi należało się uporać już dziś. Regulamin powinien był wyraźnie oddzielić sesję zaliczeniową od egzaminacyjnej i wyraźnie uzależnić dopuszczalność przystąpienia do sesji egzaminacyjnej od uprzedniego zaliczenia sesji zaliczeniowej. I jeszcze jedno: skoro już mowa o zaliczeniach, należy podkreślić, że potwierdzeniem zaliczenia przedmiotu jest wyłącznie odpowiedni wpis do indeksu i karty zaliczeniowo- egzaminacyjnej; zatem osoba, która odmawia zaliczenia przedmiotu powinna fakt ten potwierdzić wpisem oceny niedostatecznej, a nie odmawiać uczynienia jakiejkolwiek adnotacji w indeksie i na karcie. Kwestia ta nie wymaga jednak interwencji regulaminowej, a jest jedynie błędną (na szczęście nie rozpowszechnioną) praktyką. Trzeba bowiem podkreślić, że aby student mógł odwołać się do kierownika katedry (zakładu) od odmowy zaliczenia przedmiotu, odmowa ta musi przybrać postać oceny niedostatecznej (niezaliczenie przedmiotu jest bowiem równoznaczne z uzyskaniem oceny niedostatecznej przez studenta).

Jest Pan autorem komentarza do nowego regulaminu. Kto powinien po niego sięgnąć?

Ten, kto szuka odpowiedzi, jak stosować ten regulamin. Komentarz wskazuje przykłady sytuacji faktycznych, na tle których pewne decyzje mogą być wydane. Może służyć i dziekanom i studentom. Zastrzegam jednak, że jest to mój autorski tekst, zawierający mój punkt widzenia. Czy będzie realizowany przez innych - trudno mi to ocenić.

Co by zawierał, i czego by nie było w regulaminie, gdyby stworzenie go zależało tylko i wyłącznie od Pana?

Nie byłoby uprawnienia studentów do składania wszystkich egzaminów w sesji poprawkowej. Byłbym szczęśliwy, gdyby liczba egzaminów poprawkowych była ograniczona do 50% + 1. To doskonały sposób na wzmocnienie samodyscypliny i samokształcenia studentów. Zrezygnowałbym z tradycyjnej skali ocen. Egzamin magisterski kończyłby się wskazaniem miejsca na wydziale, lokaty przez określenie średniej wymierzonej w całej + dwa miejsca po przecinku (np. 3, 85 a nie 4). Udało się to tylko po części - wprowadznie połówkowych ocen na dyplomie magisterskim. Środowisko pracy w przyszłości miałoby orientację, z kim ma do czynienia; z jakim studentem i jak radzącym sobie w trakcie kilku lat nauki. Tworzyłaby się w ten sposób nie tylko lista rankingowa absolwentów, ale i szansa dla najlepszych na dobre zatrudnienie.

Byłaby to w pigułce "goła prawda" o studencie. Z uwagą słuchałam Pana autorskich pomysłów i projektów. Zważywszy na ich radykalizm rozbieżny z "interesem" studenta, nie ukrywam zadowolenia, że nie tylko Pan był autorem tego dokumentu. Dziękuję za rozmowę.

Rozumiem Pani stanowisko i dziękuję także.