1991 rok. Apogeum publicznej świetności Uniwersytetu Śląskiego. August Chełkowski, katowicki profesor fizyki, po raz wtóry senator górnośląski, obejmował urząd marszałka Senatu, Trzeciej Osoby w RP. Wyboru dokonano w miesiąc po tragicznej śmierci Waleriana Pańki, katowickiego profesora prawa, od kilku miesięcy prezesa Najwyższej Izby Kontroli, wówczas najtrudniejszego do obsadzenia stanowiska w państwie. 7 października zginął on - jadąc do swojego Uniwersytetu! - zamordowany w wypadu samochodowym.
1999 rok. W dzień Wszystkich Świętych, dowiedzieliśmy się o niespodzianie przerwanej kolejnej kadencji senatorskiej i zakończonym nagle, bogatym doczesnym życiu prawdziwego Autorytetu i Wychowawcy. Te dwie śmierci oznaczają kres historycznej dekady manifestacyjnego zaangażowania ludzi uniwersytetu w kształtowanie rzeczywistości publicznej okresu ewolucyjnych w rytmie i charakterze, a rewolucyjnych w relacjach przyczynowo- skutkowych przemian hybrydy ustrojowej o nazwie PRL w Trzecią Rzeczypospolitą, a co za tym idzie "Solidarnościowej", politycznej świetności Uniwersytetu, o którym tu i ówdzie, w Katowicach i w kraju powiada się niesłusznie - nadal, niestety- "czerwony".
A przecież Oni, o jakże różnych biografiach do czasu "Pierwszej Solidarności" (śp. Walerian rozstał się z PZPR - z natury obcej Chełkowskiemu i jego Uczniom - negocjując rolnicze umowy rzeszowsko-ustrzyckie) symbolizowali inną tożsamość uczelni komunizowanej, na przełomie lat 70/80, "miękko" i pragmatycznie przez towarzyszy typu rektora H. Rechowicza oraz "twardo" i pryncypialnie przez ambitnych ideologów typu dziekana W. Nawrockiego, "wsławionego" niebawem w stanie wojennym znacznymi ofiarami szefa komisji kultury KC PZPR wówczas gdy jego koledzy uniwersyteccy, m. in. Pańko i Chełkowski, wszak nie jedyni z US-iu, byli internowani.
Walerian Pańko, o którym nestor Stelmachowski powiada "mój najpierwszy uczeń", pośmiertnie "zasłużony dla U. Śl. " w roku ubiegłym, ojciec samorządności lokalnej w 1990 roku, z pewnością ( jedynego? ) udanego dziecka III RP, dokonałby pewnej realnej dekomunizacji w najczulszym jej punkcie, a mianowicie uważaniu i używaniu przez znakomitą większość towarzyszy i ich akolitów grosza publicznego jako własnego (partyjnego, rodzinnego, itp). Wszak do anegdotycznych należą reakcje warszawskiego kierowcy rządowej lancii, zajeżdżającej pod standardowy blok na Koszutce, zmuszonego wchodzić, jak Pan Prezes i jego Małżonka, na czwarte piętro bez windy. Jaka przyszłość polityczna stała przed śp. Walerianem? Każda, w tym najwyższa w państwie.
August Chełkowski, profesor i założyciel US-iowej fizyki ciała stałego - dzisiejszej wizytówki Uniwersytetu, wychowawca pokolenia fizyków i zarazem niekoniunkturalnych czynnych uczestników życia publicznego od adiunkta wzwyż ( m. in. śp. A. Kasprzyk, b. wiceprezydent Katowic, J. Frąckowiak, b. przewodniczący Sejmiku woj. katowickiego, J. Jelonek, b. przewodniczący Unii Komitetów Obywatelskich woj. katowickiego, inkubatora zmian polityczno- społecznych w województwie). Wierny wszystkiemu co wielkie i święte, ale też temu, co małe i sympatyczne, ot chociażby zdezelowanej, dwudziestoletniej chyba dacii... Stan wojenny przerwał kadencję rektora. Rozwiązanie parlamentu w 1992 roku - kadencję marszałka Senatu RP. Śmierć - trwanie autorytetu mędrca, jakże potrzebne "młodym bez przeszłości".
Pozwolę sobie na osobiste wspomnienie, którym częściowo podzieliłem się już publicznie z okazji 70-lecia urodzin Profesora-Senatora. W 1992 roku, w Rumunii, UNESCO z prezydentem F. Mayorem na czele organizowało światową konferencję na temat "Wolność akademicka, swobody uniwersyteckie". W agendzie UNESCO ds. szkolnictwa wyższego, która ma siedzibę w Bukareszcie pokazano mi listę zaproszonych z Polski rektorów i przedstawicieli MEN. Nie było na niej, oczywiście, byłego rektora U. Śl. Dałem pani dyrektor K. Berg do zrizumienia, iż niewyobrażalne jest, aby w tym dziejowym momencie przemian w Europie, w debacie na taki temat nie wziął udziału jedyny internowany rektor w zniewolonej Polsce stanu wojennego na przełomie 81/82, a 10 lat później, na przełomie 91/92, marszałek Senatu RP, Trzecia Osoba w wolnym Państwie. Niezłomny. Czy jest jaśniejszy symbol istoty wolności i swobód? Przekonałem UNESCO ( na marginesie, jest to istotny przyczynek do roli dyplomatów "nie- PRL-u"). Więcej zachodu wymagało przekonanie Profesora i Marszałka w jednej osobie. A kiedy już do tego doszło, stanęła kwestia dnia przyjazdu. Konferencja zaczynała się z bizantyjsko-uneskową pompą w poniedziałek, uniwersytecki dzień Marszałka. Podkreśam to z całą mocą: seminarium, wykład i zakład w Katowicach były zawsze ważniejsze od wątpliwych dlań honorów np. międzynarodowych. Trzeba było przedziwnych połączeń, aby Marszałka sprowadzić na wtorek rano, kiedy miał gorąco oklaskiwane wystąpienie plenarne w j. angielskim.
Z pobytem tym są związane dwa inne zdarzenia, jakże charakterystyczne dla Profesora. Postkomunistyczny prezydent Iliescu wydawał przyjęcie, więc peerelowski chargé d'affaires próbował pociągnąć Marszałka do pierwszego rzędu Jego Gości. Marszałek sugerował, aby tego uniknąć. Udało się. Ale udało się także znalezienie w trakcie przyjęcia odpowiednio dyskretnego momentu, aby doszło między panami do - moim zdaniem, b. dobrej w temperaturze i treści- rozmowy polityków, w nienagannej angielszczyźnie, pierwszej w ogóle na najwyższym szczeblu między naszymi państwami po 89 roku. Usłużne usta i uszy zdążyły jednak rozpowszechnić w MSZ i poza nim "skandaliczne zachowanie" solidarnościowego marszałka Senatu RP, który rzekomo... "odmówił podania ręki Iliescu". Nie sądzę, aby była to jedyna próba wykorzystywania, np. przez "gęgaczy", naturalnej, eleganckiej, publicznej manifestacji właściwego stosunku do b. komunistów i ich sprzymierzeńców.
Do odległej o ponad 100 km od Bukaresztu Sinaia przyjeżdżali do polskiego marszałka po wywiad dziennikarze (a dodać należy, iż "Chełkowski" był jedynym - poza Wałęsą- nazwiskiem "solidarnościowym", które medialnie weszło w konkurencję z jedynymi dotąd i potem nazwiskami Michnika i Geremka), oraz, co ważniejsze, "po naukę" przedstawiciele ówczesnej jednoczącej się opozycji, w tym skromny rektor uniwersytetu bukareszteńskiego, dzisiejszy prezydent Constantinescu. Podobnie jak w uwadze w nawiasie powinienem był podkreślić, że senator Chełkowski był w okresie 1992-95, jako jedyny polski polityk, dwukrotnie rozmówcą Emila Constantinescu, wówczas gdy prawie nikt nie wierzył (nb. i do mnie zwracał się pan senator z niedowierzaniem... ), że może on wygrać wybory prezydenckie w 1996 roku.
Rektor, a potem prezydent Constantinescu zgodził się ze mną, że obok profesorów Skubiszewskiego, Geremka i Balcerowicza, profesor Chełkowski byłby najwłaściwszym kandydatem do tytułu doktora (lub profesora, bo i takie tam nadawano) honoris causa uniwersytetu w Bukareszcie. Ostrożnie podpytałem kandydata. Żachnął się: " to byłby doktorat polityczny, nie naukowy". Uparłem się. Mimo Jego nieufności prowadziłem rozmowy w Timiszoarze (reakcja: "przecież oni tam nie mają porządnej fizyki") i w Jassach ("zobaczymy... "). Nie do końca podzielałem tę postawę i żałuję, że nie został d. h. c. zagranicznej uczelni, wówczas gdy dwa, trzy nazwiska uchodzą za wyłącznych kolekcjonerów tego tytułu. Fizyk ciała stałego występował przeciwko ciałom pozornym, którymi aż nadto przepełniona jest polityczna część działań publicznych. I nawet nie tyle występował przeciwko (bo to obce byłoby duchowi Profesora), co postępował tak, jakby takich ciał w ogóle nie było ! Wierzę, że nie tylko dla mnie była to ciągła korepetycja moralności politycznej. Jerzy Grotowski, swego czasu mój mistrz teatru, mawiał - na wzór doktorów Kościoła - o swoim najbliższym współracowniku, architekcie Jerzym Gurawskim "doktor przestrzeni teatralnej". August Chełkowski byłby dla nas doktorem stałości politycznej i akademickiej.
1 października JM Rektor T. Sławek wygłosił znakomite przemówienie "na koniec wieku i millenium", w którym między innymi akcentował istotę akademickiego trwania pokoleń - nas "starych bez przyszłości i młodych bez przeszłości" na gruncie Roz-Mowy nakierowanej ku Prawdzie. Trzy tygodnie później w Warszawie, w t. zw debacie dekomunizacyjnej, "mowy sejmowe" (na marginesie, któż pamięta w październiku, zmarłego przed dziesięciu laty autora owych mów, senatora "S" i d. h. c. naszego uniwersytetu; jak mawiał Kisiel, zgadnij koteczku, kto to... ) przekształciły się w antydowód rektorskich tez, gdyby je rozszerzyć na świat pozauniwersytecki. Obie strony politycznego duologu (wszak nie dialogu!) używają mowy zamazującej istotę zła w ocenie pokoleń powojennych. Narzuca się potrzeba nazywania po imieniu naszej przeszłości, także własnej, akademickiej. Tego obowiązku historia nie zdejmuje i nigdy nie zdejmie ze świata uniwersyteckiego. Jest to część duchowego testamentu śp. Augusta i śp. Waleriana. Nasz wielki dług wobec Tych, którym Opatrzność przerwała kadencję.
PS. Tekst złożyłem w redakcji przed pogrzebem śp. Augusta w Poznaniu. Na pogrzebie m. in. pani marszałek Senatu RP, pan prezes Rady Ministrów RP i pan przewodniczący "Solidarności" (trzy z sześciu najważniejszych osób w RP!!) oraz rektorzy trzech uniwersytetów w pięknych mowach podkreślali wielkość i skromność Profesora Senatora Marszałka. W najbardziej oglądanych wieczornych "Wiadomościach" telewizja publiczna nie pokazała ani sekundy migawki. z pogrzebu. Komentarz zbyteczny nie tylko w kontekście dekomunizacji. Niestety, jeszcze coś gorszego spotkało mnie (nas? ) z niespodzianej strony. Na 40 stronach "Gościa Niedzielnego" z 7 listopada br. nie ma wzmianki o śp. Auguście. Za to na stronie 17-ej, zarazem tytułowej stronie edycji katowickiej, możemy poczytać o nagrodzie im. Karola Miarki m. in. Warto wspomnieć, że laureatami było wiele wybitnych postaci (podkr. R. W. ) naszego regionu. Dotychczas nagrodę otrzymali między innymi: prof. Witold Nawrocki (1984),... W trosce o to, cytuję JM Rektora, by jakże uderzająca nietrwałość społecznej pamięci nie zamazała kształtu przeszłości, w tym wszelakich ofiar stanu wojennego, m. in. nieobecnego na tej liście śp. Augusta, dziękujemy GN za przypomnienie roku 1984, kolejnego roku chwały tow. Nawrockiego, roku zamordowania ks. Jerzego przez wspólwyznawców b. dziekana UŚl. Niech uwaga ta będzie zaczątkiem spłacania długu pamięci śp. Augustowi.