Podczas spotkania z pracownikami i studentami WPiA 7 marca Irena Lipowicz występowała w podwójnej roli. Z jednej strony, nawiązywała do swoich doświadczeń jako rzecznika praw obywatelskich, z drugiej – jako absolwentka Uniwersytetu Śląskiego i profesor prawa administracyjnego, udzielała przyszłym prawnikom rad odnoszących się do rozsądnej i życzliwej dla ludzi interpretacji przepisów.
– Jeśli rozważamy kwestię prawa obywatela do dobrej administracji, to musimy najpierw sprecyzować, o czym tak naprawdę mówimy – rozpoczęła prof. Irena Lipowicz. Na przykład pojęcie „zbliżanie państwa do obywatela” ma charakter wieloznaczny – można bowiem dalej jeździć do sądu, ale korzystać w nim z lepszych usług. Jeśli jednak chcielibyśmy sformułować katalog cech, jakimi powinno się odznaczać postępowanie administracyjne, to, według pani rzecznik, winno ono być: sprawne, przejrzyste, zapewniające możliwość odwołania się i kontroli sądowej, pozwalające na partycypację i konsultacje społeczne.
O tym, że ów idealny model nie zawsze ma wiele wspólnego z rzeczywistością, świadczyła sytuacja wokół wdrażania umowy ACTA, która przeszła przez wiele szczebli administracji bez słowa sprzeciwu. Dopiero później pojawiły się liczne postulaty, domagające się dochodzenia do decyzji na innych zasadach, niż te zaproponowane przez rząd. Krytykowano tajność negocjacji i krótki termin pozostawiony na konsultacje społeczne. Podczas gdy podstawową regułą Unii Europejskiej ma być zasada interaktywnego rządzenia, okazało się, że jest problem, by szczytne hasła przełożyć na poziom konkretnych regulacji. Po latach lamentów, że nie mamy społeczeństwa obywatelskiego, to społeczeństwo zapukało do drzwi rządzących w niewygodnej dla nich sprawie – konstatowała pani rzecznik.
Sprawa ACTA pokazała, że prawo nie jest dostosowane do nowych technologii. Dotychczasowe formy konsultacji, takie jak Komisja Trójstronna czy Komisja Wspólna Rządu i Samorządu Terytorialnego, są archaiczne, ponieważ nie uwzględniają dzisiejszego tempa rozchodzenia się informacji. W parlamencie zamarła instytucja wysłuchań publicznych, zaś nacisk wobec władzy wykonawczej jest niewystarczający. Ministrowie nie mają poczucia, że niewydanie przezeń aktu wykonawczego jest naruszeniem prawa do dobrej administracji – mówiła prof. Lipowicz.
Odnosząc się do swoich doświadczeń jako rzecznika praw obywatelskich, profesor Lipowicz podkreśliła, że ten urząd ma wpisane w zakres obowiązków badanie spraw nie tylko pod kątem zgodności z prawem, ale także sprawiedliwości. W literaturze prawniczej to pojęcie jest rozważane najczęściej w sensie filozoficznym, a niewiele jest refleksji na temat tego, co jest sprawiedliwe w kontekście prawa administracyjnego. Tymczasem sprawiedliwość – zdaniem pani rzecznik – ma bezpośrednie odniesienie do wielu sytuacji, na które często nie przygotowujemy studentów. Niezwykle istotny jest problem bezstronności – osądzania osoby bez zwracania uwagi na jej poglądy polityczne czy przynależność do samorządu zawodowego. Tymczasem dziś, na skutek, przykładowo, rekordowo niskiej w skali Europy liczby orzeczeń uznających błędy w sztuce lekarskiej czy absurdalnie dużej liczby wniosków o kasację, kierowanych przez adwokatów (najczęściej z pobudek materialnych) do Sądu Najwyższego, społeczeństwo traci zaufanie do samorządów, nie mając poczucia, że dbają one o dobro wspólne.
Prof. Lipowicz podjęła również temat, który z pozoru wydaje się nieprawniczy i nienaukowy – pojęcie życzliwości w prawie. Charakteryzując problem, mówiła, że wielokrotnie w postępowaniu administracyjnym organy państwowe, trzymając się ściśle litery prawa, jednocześnie nie dostrzegają człowieka, którego dotyczy ich decyzja. Często osoba ta nie jest należycie wysłuchana, pisma kierowane do niej mają charakter bezduszny i raczej nie zdarza się, by w przypadku błędu organu padło w nich słowo „przepraszam”. Tymczasem ludzie czasem chcieliby, po prostu, pocieszenia. Nawet gdy nie można im pomóc prawnie, będą wdzięczni za przyznanie im racji pod względem ludzkim. Pani rzecznik przywoływała sytuację, gdy rozdała studentom dziennym i zaocznym casusy dotyczące prawa administracyjnego – ci pierwsi przygotowali rozwiązania perfekcyjne pod względem formalnym, ale nielitościwe. Bardziej życzliwie, po ludzku, potraktowały sprawy te osoby, które miały większą praktykę zawodową i życiową.
Karząc kogoś więzieniem za kradzież prądu w wysokości 1,45 zł (jak to uczynił jeden z polskich sądów), nie popełnia się błędu prawnego, ale trudno mieć poczucie, że jest to decyzja słuszna. Podobnie jak w przypadku obciążania kosztami sądowymi 84-latka będącego ofiarą przestępstwa. Mimo iż rząd przeznaczył na pomoc takim osobom 70 milionów złotych, to na skutek błędnego sformułowania ustawy, zdołało z niej skorzystać tylko 38 osób.
– Nie wystarczyło zmienić ustrój, aby niesprawiedliwość zanikła. To było marzenie, ale dobrze, że je mieliśmy – zakończyła prof. Lipowicz.