Jeśli chcesz się przekonać, czy Pan Bóg ma poczucie humoru – zaplanuj sobie coś na przyszły tydzień. Tyle anegdota, która potwierdza istnienie problemu, z jakim zmagają się po kryjomu wierni. Próbę odpowiedzi na pytanie o możliwość pokojowego współistnienia sacrum i humoru(m) podjął niedawno „Tygodnik Powszechny” (14.11.2010.), kwestii jednak ostatecznie nie rozstrzygając. Bo i jak ją rozstrzygnąć, skoro w Lechistanie każde najlżejsze skrzywienie kącika ust (mogące uchodzić za próbę uśmiechu) traktowane jest jako „obraza uczuć religijnych”. Takiego filmu jak „Żywot Briana” grupy Monty Python’a z 1979 roku do dzisiaj żadna polska telewizja nie ma odwagi pokazać. Nawet ksiądz biskup Antoni Długosz, z którym „Tygodnik” przeprowadził „programową” w tej materii rozmowę nie jest wolny od podejrzeń: Niedawno otrzymałem upomnienie od pewnej pani, która w nagraniu na sekretarce życzyła mi roztropności, bo nie potrafię się poważnie na Mszy zachować.
Kazimierz Sidor w książce Wzgórze Watykanusa wspomina kłopotliwą sytuację, którą zapanowała w Watykanie w związku z licznymi objawieniami, jakich ponoć miał doznawać Pius XII. Po kolejnym spotkaniu z Jezusem, dziennikarze zarzucali kościelnych hierarchów szczegółowymi pytaniami, wśród których było i takie: – Jak był ubrany Chrystus podczas spotkania z papieżem? Zirytowany dostojnik w końcu nie wytrzymał i rzucił: – No, jak to? Normalnie, jak na audiencji, we fraku i przy orderach. Gdyby taka sytuacja miała miejsce dzisiaj, to nasi sejmowi inkwizytorzy, niechybnie zaczęliby zaraz dopytywać, czy był tam Order Orła Białego, a jeśli tak, to czy aby na pewno z Gwiazdą.
Dla ponuraków, poczucie humoru jest dowodem braku pokory (patrz „Imię róży”) i zachętą do grzechu. Niezastąpionym dostarczycielem argumentów dla ponurackiej międzynarodówki wszelkich wyznań jest Woody Allen. Do jednego ze swoich filmów wplótł na przykład taką parodię telewizyjnej reklamy: Nad przystępującym do komunii (z lekka pokasłującym mężczyzną), pochyla się z troską ksiądz i pyta: - Palisz synu? A widząc potwierdzający gest, wyciąga spod sutanny paczkę papierosów. – A tych próbowałeś? Ja je palę i On (palec skierowany ku górze) je pali. Teraz taka scena to już nie tylko bluźnierstwo, ale równie groźne w swych konsekwencjach, złamanie ustawy antynikotynowej. Kiedy w roku 2008 w Holandii wprowadzono podobny do naszego restrykcyjny przepis, holenderscy knajpiarze przyłączyli się do Kościoła palaczy. Prasa używała właśnie zwrotu „przyłączyli się”, czyli taki Kościół istniał już wcześniej! A jako gorliwi neofici w tym obrządku, za nic mieli wszelkie cywilne zakazy. Parę tygodni temu holenderski rząd wycofał się z wprowadzonej dwa lata wcześniej ustawy zabraniającej palenia w kawiarniach, pubach i restauracjach. I niech ktoś teraz przekona Holendrów, że Pan Bóg nie ma poczucia humoru. Bo chociaż tradycyjnie nierychliwy, ale zawsze ostatecznie sprawiedliwy.