Portrety Zbigniewa Oleśnickiego i Anny Stanisławskiej
Współczesne kobiety przygotowały projekt ustawy o parytetach w polityce, w XVII w. Anna ze Zbąskich Stanisławska napisała autobiografię, dzięki której stała się prekursorką przemian w kulturze obyczajowej tego okresu. Chciała sama decydować o swoim losie, a w małżeństwie interesował ją nie majątek i pozycja mężów, lecz również ich uroda i własne szczęście.
W 1685 roku Anna ze Zbąskich Stanisławska ukończyła swą wierszowaną rękopiśmienną autobiografię zatytułowaną Transakcyja albo Opisanie całego życia jednej sieroty przez żałosne treny od tejże samej pisane. Badacze tego utworu nie mieli wątpliwości. W świetle lektury tekstu niewiasta ta, skoligacona z najzamożniejszymi rodami polskimi, jawi się im jako osoba obdarzona ogromną życiową energią, nie złamana ciosami, mająca wiarę we własny praktyczny rozum, kobieta niezależna, energiczna i śmiała, o sporym krytycyzmie i samodzielności, tolerancji oraz dużym zmyśle obserwacji, silnej osobowości. Śmiało pisała o seksie i masturbowaniu się swojego pierwszego męża. Transakcyja... to wreszcie pierwszy w literaturze polskiej opis piekła domowego i tyranii ojcowskiej oraz małżeńskiej, bowiem w pierwszym małżeństwie przyszło jej żyć z prawdziwym dewiantem, co z pewnością pozostawiło, w młodej wówczas kobiecie, spory uraz. Roman Pollak pisze, że utwór Anny, to dzieło przełomowe w dziejach kobiet w Polsce. W siedemnastym wieku niewiele z nich umiało pisać, a jeszcze mniej pozostawiło po sobie utwory literackie i podjęło temat osobisty. Transakcyja... to również znakomite studium samotności, introspekcji i autoanalizy oraz interesujące przedstawienie w piśmiennictwie kobiecym własnych doznań uczuciowych oraz emocjonalnych więzi z innymi ludźmi, w tym świetnych konterfektów swoich trzech mężów. Badacz kultury dawnej Zbigniew Kuchowicz widzi w autorce prekursorkę przemian, jakie zachodziły w ówczesnej kulturze obyczajowej – przygotowała pole do działalności poetek i sawantek polskich osiemnastego wieku. Na dodatek była piękną kobietą... Adorowano ją i starano się o jej względy, a ona chciała być kochana, chciała kochać, samej decydować o swoim losie, a w małżeństwie interesował ją nie majątek i pozycja mężów, lecz również ich uroda i własne szczęście.
Kim była ta niezwykła autorka? Nie znamy dokładnej daty urodzin poetki. Urodziła się gdzieś między 1651 a 1654 rokiem, najprawdopodobniej w poddęblińskich Maciewicach w powiecie garwolińskim w województwie sandomierskim (późniejsze Maciejowice upamiętnione podczas powstania kościuszkowskiego). Pochodziła z rodu magnackiego. Stanisławscy herbu Pilawa wywodzili się z ziemi sieradzkiej, skąd przenieśli się na Ruś i Podole, z którymi byli od wieków związani. Około 1654 roku (dokładna data nie jest znana) zmarła jej matka (Anna znalazła się w domu swojej babki, która jednak też rychło zmarła). Wówczas ojciec postanowił oddać ją na wychowanie do klasztoru sióstr dominikanek, mieszczącego się nieopodal krakowskiego rynku, gdzie Anna przebywała najprawdopodobniej do szesnastego roku życia. W klasztorze uczyła się podstawowych prac domowych - gotowania, szycia i być może czytania oraz pisania. Około 1663 roku ojciec Stanisławskiej ożenił się powtórnie. Wybranką jego serca była dwukrotna wdowa - po Dominiku Kazanowskim, wojewodzie bracławskim i Bogusławie Słuszce, podskarbim Wielkiego Księstwa Litewskiego - Anna z Potockich, córka Stefana, wojewody bracławskiego i Mohylanki, krewna Jana Sobieskiego. Ślub przyczynił się do dalszego wzrostu politycznej potęgi Stanisławskiego i znacznego przyspieszenia rozwoju jego kariery.
Stan zdrowia Anny Stanisławskiej nie był najlepszy. Już w dzieciństwie przeszła ospę, by następnie często zapadać na różnorodne dolegliwości. Często musiano „ordynować” jej puszczanie krwi. Trudno dziś, na podstawie jedynie ogólnikowych wzmianek rozsianych w Transakcyji..., określić charakter jej chorób. Być może wiele z nich miało swoje podłoże na tle nerwicowym. Cierpiała też na różne dolegliwości kobiece. Mimo, że była trzykrotnie zamężna nie miała dzieci, choć prawdopodobnie była brzemienną, o czym sama pisze w glosie marginalnej: „Rozumiałam, żem brzemienna, a ze mną się co inszego działo – małom zdrowiem nie przypłaciła”. Nieszczęścia nie opuszczały Anny. Między 1663 a 1668 rokiem umarł brat Piotr i na nim skończyła się linia Stanisławskich. Około 1668 roku macocha i ojciec Anny postanowili wydać ją za mąż za kasztelańca krakowskiego Jana Kazimierza Warszyckiego. Anna Stanisławska-Warszycka miała wówczas 16 lub 17 lat. Portret Warszyckiego to bez wątpienia najbardziej plastycznie przedstawiona postać męska w autobiografii Anny, a nawet więcej – jedna z najbarwniej przedstawionych postaci dewiantów na kartach literatury dawnej Polski. W 1669 roku, po śmierci swego ojca Mikołaja Stanisławskiego, który umarł w Podkamieniu 18 lutego 1669 roku po powrocie z wyprawy kresowej, przy poparciu krewnego i protektora Jana Sobieskiego oraz spowinowaconej z Warszyckimi wdowy po księciu Jeremim Wiśniowieckim księżnie Gryzeldzie Wiśniowieckiej, uzyskała upragnione unieważnienie małżeństwa. Zasadniczym powodem unieważnienia nie była jednak choroba psychiczna męża, lecz... przymuszenie ojcowskie. Ta młoda dziewiętnastoletnia wówczas dziewczyna z dużą samodzielnością i energią przeprowadziła rozwód, a ściślej prawne rozwiązanie umowy ślubnej – tak rzadki przecież w siedemnastowiecznej Polsce fakt. Stała się osobą wolną. Jeszcze pod koniec 1669 roku wyszła za mąż za rotmistrza Jana Zbigniewa Oleśnickiego, podkomorzyca sandomierskiego (umarł w Szczekarzowicach około 15 stycznia 1675 roku na zarazę). Po trzech latach Anna ze Stanisławskich Warszycka-Oleśnicka wyszła ponownie za mąż za Jana Bogusława Zbąskiego, podkomorzego lubelskiego. Po śmierci Zbąskiego, który zmarł w 1683 roku w wyniku z pozoru niegroźnej rany odniesionej w czasie słynnej wyprawy wiedeńskiej, nie zdecydowała się już na małżeństwo. Odtąd Anna gospodarowała niezwykle energicznie i samodzielnie swoimi rozległymi majątkami, a także zabiegała o odzyskanie dóbr dziedziczonych po ojcu, które do 1699 roku znajdowały się w rękach tureckich. Śmierć nie pozwoliła jej zrealizować tych ambitnych planów. Ostatnie lata życia Anny nie są nam już tak dobrze znane. Jej rodzina i spadkobiercy odsunęli się od niej. Próbowali nawet, nieskutecznie jednak, obalić jej testament. Niezadowolenie wzbudziły zwłaszcza liczne darowizny, które czyniła na rzecz pijarów i misjonarzy. Zbąska finansowała zakon pijarów w Dunajgrodzie oraz zgromadzenia misjonarzy w Warszawie i Lublinie. Zgromadzeniu misjonarzy w Warszawie oddała rodzinne dobra w Maciejowicach oraz spore sumy pieniężne. Jej fundacji zawdzięczano również pokrycie miedzią kaplicy Matki Boskiej przy kościele św. Krzyża w Warszawie w 1700 roku. Także starania Anny o postawieniu murowanego kościoła (na miejscu wcześniejszego drewnianego) w Kurowie, posiadłości Zbąskich, zakończyły się sukcesem w 1690 roku. Finansowała też działalność dwóch zakonów żeńskich – szarytek i karmelitanek bosych w Lublinie oraz karmelitanek w Warszawie. Tym ostatnim zapisała dworek z gruntem na Glinkach w Warszawie, spłacić miała dom jednego rzeźnika oraz ofiarować sumę 10 tys. zł na nowy kościół. Miała też być dobrodziejką i protektorką lubelskich misjonarzy. Pod koniec życia oddała wszystkie swoje dobra i cały majątek, ustanawiając wiele fundacji dobroczynnych, również w zapisie testamentowym. Zamieszkała ponoć w osamotnieniu u jednego z Żydów w Kurowie. Zbąska zmarła bezpotomnie i w osamotnieniu w 1700 lub 1701 roku najprawdopodobniej w Kurowie. Wraz z jej śmiercią wygasł ród Stanisławskich.
W swoim tekście podjęła ważne kwestie dotyczące tożsamości kobiety. Odpowiadała na pytania: kim jest i jakie jest jej powołanie? Nie mogła zrealizować się w macierzyństwie, odkryła jednak świat literatury, a jej autobiografia miała dla niej niejako autoterapeutyczny charakter. Autorka toczyła z czytelnikiem intymną rozmowę, podkreślała, że jest osobą skrytą i nieskorą do zwierzeń, przedstawiała jednak wiele swoich lęków i rozterek. Anna chciała też przedstawić swoje pierwsze nieudane małżeństwo – uczyniła to w konwencji tragikomicznej - a także oddać hołd dwóm swoim kolejnym mężom, z którymi dzieliła chwile szczęścia i miłości. Terapia przyniosła chyba dobry skutek. Ostatnie 15 lat życia spędziła bowiem niezwykle aktywnie, znalazła swe powołanie w zaangażowaniu społecznym i administrowaniu swoimi dobrami.