Rozmowa z prof. zw. dr. hab. Tadeuszem Sławkiem, przewodniczącym Rady Programowej projektu „Europejska Stolica Kultury”, Katowice 2016

Zapału i wyobraźni nie brakuje

- Katowice są kandydatem do miana Europejskiej Stolicy Kultury. Ten prestiżowy tytuł przyznawany jest co roku dwóm miastom z państw członkowskich Unii Europejskiej. W 2016 roku będą to Polska i Hiszpania. W Polsce będzie ubiegać się 17 miast...

– Projekt jest typowo unijny, nagroda bowiem czeka u kresu długiej drogi. Aby móc aspirować do wzięcia udziału w poszczególnych etapach programu, trzeba wydać wiele milionów euro, to walka o prestiżowy tytuł, a nie o samą nagrodę, która jest symboliczna i wynosi zaledwie półtora miliona euro. Ważniejsze od finansów jest wszystko to, co da się uruchomić, czyli na przykład nowy rodzaj myślenia, sposób porozumiewania między ludźmi, którzy chcą coś zrobić, a miejską administracją, udrożnienie tych wszystkich kanałów, które umożliwią realizacje zmian na poziomie ulicy, dzielnicy, miasta, metropolii. Czasem odnosi się wrażenie, że Katowice są miejscem, gdzie pierwszą reakcją na propozycje jest: NIE DA SIĘ! Streszczenie programu ESK jest krótkie – uczyńmy wszystko, aby Katowice stały się miejscem, w którym: DA się zrobić!

 

- Na początku 2011 roku będzie rozstrzygnięty pierwszy etap, wielu odpadnie…

– Przystępując do tego przedsięwzięcia trzeba być realistą, konkurencja jest bardzo duża i silna. Oczywiście stawką jest zaszczytny tytuł i należy zrobić wszystko i to jak najlepiej, aby się o niego ubiegać, ale prawdziwą istotą tego programu jest rozpoczęcie pewnych działań, uruchomienie procesu, który będzie trwał bez względu na to, czy miasto zakwalifikuje się do kolejnego etapu, czy nie.

Już w 2011 roku zostanie wyłoniona ścisła grupa finalistów, meritum tego programu polega jednak na tym, że nawet te miasta, które nie znajdą się na tej krótkiej liście będą miały zaczęte długoterminowe programy kulturowe i one będą kontynuowane. Deklaracja Katowic o przystąpieniu do konkursu jest bardzo ważna, nie oznacza jednak, że w momencie niepowodzenia, podczas wstępnej selekcji, program się załamie, wręcz przeciwnie, gwarantuje kontynuację procesu, przeorientowanie i przeakcentowanie znaczenia pewnych działań w zakresie administrowania miastem, czyli znacznie większą gotowość do inwestowania w sferę kultury, rozumianej bardzo szeroko. Data 2011 jest oczywiście ważna, ale ona nie może zmienić niczego w zakresie zaangażowania miasta w kulturę, bowiem w naszym rozumieniu – a miasto to potwierdza – decyzja przystąpienia oznacza trwałe zainteresowanie i stałe inwestowanie w kulturę.

 

- To wyzwanie także dla całego środowiska akademickiego.

– Jednym z warunków powodzenia tego przedsięwzięcia jest udział w nim całego środowiska związanego ze szkołami wyższymi naszego regionu. Jestem właśnie po rozmowach z rektorem Wiesławem Banysiem, podczas których wyłoniła się propozycja zorganizowania bardzo dużego wydarzenia, mobilizującego całe środowisko nie tylko uniwersyteckie, ale wszystkich szkół wyższych, publicznych i niepublicznych, które miałoby miejsce – jak sugeruje pan rektor – późną wiosną przyszłego roku. Mam nadzieję, że na przełomie listopada i grudnia przystąpimy do opracowania konkretów. Wydarzenie to funkcjonowałoby pod hasłem nawiązującym do zwycięskiego logo, które będzie promować starania Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, a które zapewne wkrótce odsłoni pan prezydent. Kilka dni temu zakończył się konkurs i choć wszystkie trzydzieści dwie propozycje przygotowane przez zawodowych designerów były bardzo ciekawe, werdykt zapadł jednogłośnie. Jestem w niezręcznej sytuacji, bo muszę opowiedzieć słowami bardzo zwięzły i trafny znak graficzny, tak więc w największym uproszczeniu: zwycięskie logo nawiązuje do stylizowanego wizerunku serca. Serce jest bardzo pojemnym sygnałem, ponieważ mieści wszystkie możliwe znaczenia, które są dla ludzi ważne. Warto też pamiętać, że jesteśmy jednym z europejskich centrów kardiologii. Świadomie opisuję to wydarzenie jeszcze dosyć nieprecyzyjnie, ale jesteśmy w sferze wstępnych przygotowań a chciałbym uniknąć trochę już zużytego słowa festiwal. Trzeba będzie wymyśleć nową nazwę i formułę, a mamy wiele doświadczeń, do których możemy się odwołać: uniwersytet dzieci, uniwersytet trzeciego wieku, które gromadzą bardzo wielu uczestników.

- Niektórych będzie trzeba wyciągnąć z przytulnych gabinetów.

– To znacznie szerszy problem, o którym często dyskutujemy. O ile merytoryczny udział środowiska uczonych, szerokich kręgów nauczycielskich nie wzbudza żadnych kontrowersji, o tyle wydobycie ludzi znanych, żeby nie posłużyć się nadużywanym dziś mocno słowem – autorytetów, czyli grupy, której chciałoby się słuchać, pozostaje kwestią sporną. Nie chodzi przecież o stworzenie kolejnej „kanapy ludzi zasłużonych” czy o rodzaj uwagi jaki poświęcają im tabloidy. Musi być stworzony taki klimat, w którym ci ludzie podzielą się nie tylko swoją wiedzą zawodową, ale będą zabierać głos w sprawach ważnych, publicznych, będą mogli mówić o tym, choćby nie wiem jak banalnie to zabrzmiało – jak żyć, zwłaszcza jak żyć razem, bo to wychodzi nam różnie. Takie działanie wymaga czasu i nie można niczego uczynić wbrew samym zainteresowanym. Powinniśmy jako środowisko przejąć pewną część odpowiedzialności za sprawy publiczne – i to jest moim zdaniem bardzo ważne – musimy zmienić naszą postawę i być bardziej w życiu publicznym widoczni. Nie chodzi przecież o lansowanie kolejnego grona celebrytów, ale tworzenie elit (nieznośne słowo, ale w skrócie myślowym nie da się go uniknąć).

- Te rozmowy trzeba gdzieś przeczytać, obejrzeć, wysłuchać… 

– Oczywiście liczymy na zainteresowanie mediów. Pojawiły się już pewne konkretne propozycje złożone radzie programowej ESK. Zgłosiła się na przykład grupa młodych ludzi, którzy mają trening w zawodowej telewizji, ale są nią zniesmaczeni i chcą stworzyć regionalną telewizję internetową. Przydałoby się także odtworzenie pewnego działania prasowego, to otwarte pole, ale raczej dla samorządu.

- Czy program ESK może liczyć na wsparcie miast Górnośląskiego Związku Metropolitalnego?

– Projekt ESK firmują Katowice, bo taki jest wymóg formalny, ale w materiałach, które otrzymaliśmy z ministerstwa zawarta jest bardzo wyraźna zachęta dla miast sąsiednich. Tak więc wydawać by się mogło, że jesteśmy w idealnej sytuacji. Tymczasem to jest jednocześnie naszą nagrodą i karą. Solidarność metropolitalna jest w dużej mierze fasadowa. Nie oznacza to, że poszczególne miasta nie chcą przystąpić do programu, ale z jednej strony być może boją się hegemonii Katowic, a z drugiej prawny gorset nie pozwala im uczestniczyć w finansowaniu pewnych przedsięwzięć. Stajemy więc przed prawdziwym testem naszej metropolitalnej solidarności.

- Założenia, które przedstawił pan w wykładzie „Miasto i jego kultura” można potraktować jako założenia programowe, są one klarowne i imponujące, ale jednocześnie ... rewolucyjne, żeby nie powiedzieć, przepraszam, utopijne. Jak chce pan na przykład zmienić sposób myślenia mieszkańców o Katowicach i zaktywizować społeczność lokalną? Chodzi nie tylko o kulturę w mieście, lecz o KULTURĘ miasta…

– Jeśli chcemy, aby miasto miało swoją kulturę nie tylko w teatrze, w kinie, operze, ale aby ulica żyła kulturą, musimy spowodować uruchomienie takiej polityki, która umożliwi ludziom, którzy chcą zrobić coś ciekawego dla miasta, realizację ich twórczych pomysłów. Jak to zrobić? Wyłącznie niekomercjalizowaniem czynszów. W Katowicach nie ma ani jednej autorskiej księgarni! W mieście, w którym o muzycznych wydarzeniach głośno jest w całej Polsce… nie ma już nawet księgarni muzycznej. Będziemy postulować, aby na warunkach konkursowych, na ciekawe autorskie wydarzenia małego formatu udostępniać lokale ludziom-pasjonatom, ale oni nie mogą płacić czynszu takiego, jak sklepy z alkoholem. Środowisko, które trudni się tak zwaną sztuką awangardową powinno mieć jedną wspólną przestrzeń, z którą byłoby kojarzone i które również uwiarygodniałoby ich w oczach sponsorów, czy zagranicznych partnerów i twórców. A tymczasem wiele teatrów offowych nie ma nawet własnego kąta. Będziemy sugerować, aby oddać im którąś z wolnych przestrzeni postprzemysłowych.  

- Pomarzmy przez chwilę. Jest rok 2016 Katowice są gotowe do ostatecznej rozgrywki o miano Europejskiej Stolicy Kultury. Gotowe, czyli – jakie?

– Przede wszystkim przez Katowice przelewa się strumień gości wiedzionych ciekawością i przyciąganych znakomitymi wydarzeniami kulturalnymi. Mamy świetnie zbudowaną i zorganizowaną komunikację miejską w regionie, pociągi, tramwaje i autobusy kursują co najmniej do północy. Szybka kolej do lotniska w Pyrzowicach. Okolice dworców są wspaniałą wizytówką nowoczesnego miasta. Spodek, NOSPR, Muzeum Śląskie, Centrum Kultury tętnią życiem i ściągają tłumy. Szlak zabytków techniki połączony zrewitalizowaną kolejką wąskotorową. Na ulicach miasta i wszystkich dzielnic natrafiamy na ciekawe księgarnie tematyczne, galerie, „autorskie” kawiarnie z ciekawymi wydarzeniami, antykwariaty…   

- …czy to naprawdę jest możliwe? 

– Oczywiście, zapału i wyobraźni nie brakuje, w sferze podejmowania decyzji na szczęście też.

Rozmawiała
 Maria Sztuka
 

 

Autorzy: Maria Sztuka
Fotografie: Lucyna Sadzikowska